[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rosyjskiambasador wiedział co robi, wysyłając na akcję właśnie ich.- Daleko jeszcze? - spytał gryzipiórek.Był zadyszany, wyglądałna takiego, którego dopada klaustrofobia.- Najgorsze przed nami - odparł Miguła z mściwą satysfakcją.Na potwierdzenie tych słów nie trzeba było długo czekać.Kory-tarz stał się niski i wąski, trzeba było poruszać się na czworakach.Pełzli bardzo długo, czując, jakby za chwilę strop miał się zawalić ipogrzebać ich w tym okropnym miejscu.Takie przynajmniej wra\e-nie mieli Rosjanie.Aazarz bowiem wiedział doskonale, \e przed nimijest dwieście metrów niewygodnego, ale zupełnie bezpiecznego od-cinka podziemi.Prawdziwe schody zaczynały się dalej.Wreszcie wyszli do korytarza poprzednich rozmiarów.Wszyscyoddychali szybko, nawet komandosi.Tylko Grigorij Stańko sprawiałwra\enie, jakby wrócił ze spaceru po parku miejskim.Aazarz poczułnieprzyjemne ukłucie strachu.Gdyby tylko dał mu pretekst, ten facetbez wahania skręci kark przewodnikowi i odejdzie nawet się nie oglą-dając.Trzeba na niego bardzo uwa\ać.Przez chwilę kusiło Migułę,\eby wykonać manewr, który pozwoliłby się pozbyć ucią\liwej obec-ności sapera.Jednak zaraz przyszło otrzezwienie.Wojacy przecie\załatwią go, zanim w ogóle zdą\y pomyśleć.- Uwaga! - ostrzegł.- Pięć kroków przed nami jest studnia.Pu-łapka - wyjaśnił.- Ma dobrze ponad siedemdziesiąt metrów głęboko-ści.Z lewej strony jest wąskie przejście.Musimy je pokonać ostro\-nie, pojedynczo.- Stój! - warknął jeden z komandosów.- Najpierw ja, potem ty ireszta.- Boisz się, \e coś wykręcę? - roześmiał się Aazarz.Jego glos po-biegł w głąb studni i wrócił z niej głuchym pogłosem.- Po co?207- Mamusia mówiła mi zawsze, \ebym nie ufał obcym.- Miałeś bardzo mądrą matkę.- Dość gadania!Oficer specnazu zręcznie przeprawił się przez wykutą w skalepółkę.Czekał po drugiej stronie.Grigorij zapraszającym gestem za-chęcił Migułę.W świetle latarki dostrzegł pistolet w ręku czekające-go człowieka.Nie skomentował tego faktu.Nie miałoby to najmniej-szego sensu.Drugi komandos podał rękę jajogłowemu.Aazarz obrzu-cił gryzipiórka pogardliwym spojrzeniem.Ekspert dzieł sztuki.Mo\enawet członek akademii nauk specjalizujący się w BursztynowejKomnacie.W ekstremalnych warunkach bardziej przydaje się jednakkrzepa i wola przetrwania ni\ łeb wypełniony naukowymi śmieciami.Taką wiedzą człowiek się nie naje i nie obroni, a świat przecie\ zostałstworzony dla wilków.W trakcie ka\dej wizyty tutaj, kiedy w drodze do pomieszczeniaze skrzyniami przechodził nad głębokimi pułapkami, czuł powiewchłodnego, nieco stęchłego powietrza.W twierdzy srebrogórskiej napoczątku lat osiemdziesiątych miał miejsce nieszczęśliwy wypadek.Dwóch młodych mę\czyzn wyprawiło się w labirynt korytarzy chcączaznać przygody, a mo\e te\ licząc na znalezienie jakichś legendar-nych skarbów.Jeden z nich wpadł do takiego szybu, głębokiego naponad sześćdziesiąt metrów.Do czterdziestego metra studnię wypeł-niała woda.Młodzieniec prze\ył upadek i pływał kilka godzin, a\ nieudusił się z braku świe\ego powietrza.A jego kolega słuchał z górybłagań o ratunek, nie mogąc nic zrobić.- Na co czekamy? - oficer zniecierpliwił się widząc, \e przewod-nik stanął i trwa w zamyśleniu.Aazarz ruszył dalej.Ostro\nie stawiał ka\dy krok.Był w tymmiejscu kilkadziesiąt razy, rozpoznał wszystkie pułapki, część zlikwi-dował, resztę oznaczył, nauczył się na pamięć ich rozkładu, ale nigdynie wiadomo, czy nie ujawni się nagle coś, co przeoczył - zapadnia,mo\e ładunek wybuchowy, a mo\e coś, czego naprawdę trudno sięspodziewać, jakaś śmiercionośna zabawka - techniczne rozwiązaniewykraczające poza wyobraznię przeciętnego człowieka.W najwięk-sze zdumienie wprawiło go swego czasu pewne urządzenie.Z boku208w ścianie, w niewielkich, pozornie naturalnych zagłębieniach jakiśwredny sukinsyn ukrył rząd luf.Ale nie broni palnej, lecz wiatrówek.Ten kto szedł korytarzem, musiał otworzyć cię\kie drzwi.Potem ro-bił parę kroków, następował na kamień połączony ze spustem.Kilkastrzałek wyskakiwało ze stosunkowo niewielką siłą, ale na tyle du\ą,by chocia\ lekko zranić ofiarę.Aazarz nie zastanawiał się, jaką truci-znę wsączono w rowki ostrych jak lekarskie igły grotów.Wystarczy-ło mu, \e pies poczęstowany kiełbasą, w którą wkłuł na dłu\szą chwi-lę taką strzałkę, padł po kilkudziesięciu sekundach, skowycząc zbólu.Mo\e to była kurara, a mo\e pochodna cyjankali.Zastanawiałsię potem, jak to mo\liwe, \eby wiecznie napięty mechanizm wia-trówek działał skutecznie po kilkudziesięciu latach.Dopiero pózniejzrozumiał, \e otwierając i zamykając drzwi uruchamia się mecha-nizm naciągający sprę\yny urządzenia.Podziwu godne, ile Niemcywło\yli energii oraz inwencji w podobne pułapki.Sławetni partyzanciVietcongu, uwa\ani za specjalistów od prac ziemnych i zasadzek,mogliby się od nich sporo nauczyć.Grigorij szedł na końcu.Uwa\nie rozglądał się na boki, korzysta-jąc z tego, \e idący z przodu dość gęsto oświetlali drogę.Wieloletniedoświadczenie sprawiło, \e widział więcej od towarzyszy.Niewszystkie pęknięcia sklepienia i ścian były skutkiem działania czasu.Mógłby dać głowę, \e niektóre były ukrytymi przejściami do innychkorytarzy, a mo\e kolejnymi pułapkami.- Następna studnia - zabrzmiał głos Aazarza.- A zaraz za nią jestzapadnia.Rosyjski saper poczuł nieprzyjemny dreszcz na myśl, \e mógłbysię tutaj znalezć bez światła, a przede wszystkim bez odpowiedniegododatkowego zabezpieczenia.Ukradkiem co jakiś czas naznaczałkredą ścianę.Nigdy nie wiadomo, co się przyda.Tezeusz bez niciAriadny mógłby zwycię\yć Minotaura, jednak jaki\ miałby z tegotriumfu po\ytek, gdyby nie mógł wrócić? To, czym Stańko robiłznaczki nie było zwyczajnym kawałkiem wapnia.Kreda została nasą-czona substancją radioaktywną.W kieszeni Grigorij miał niewielkidetektor.Na powierzchni był on sprzę\ony z GPS-em, ale pod ziemiąró\nie bywało z zasięgiem fal.Szczególnie w takich podziemiach,209w których działalność człowieka mogła pozostawić sporo elementówzakłócających i zagłuszających sygnał.Jednak jeśli zachodziłabytaka potrzeba, od biedy zdołają wrócić nawet po ciemku, po koleilokalizując słabe sygnały znaczków.Znów weszli w ni\szy odcinek korytarza.Tym razem na szczę-ście nie trzeba było iść na czworakach, wystarczyło się tylko schylić.- Ju\ niedaleko - oznajmił Aazarz.- Za załomem jest wejście dopomieszczenia, które znacie ze zdjęć.W miarę jak schodzili, robiło się coraz duszniej.Zastałe powie-trze.Stańko pociągnął nosem.Takie katakumby powinny mieć sys-tem wentylacyjny.Na pewno miały, ale w tej chwili niesprawny.Najpierw hitlerowcy zrobili swoje, wysadzając i odcinając całe partiepodziemi, potem wojska sowieckie, a wreszcie do ruiny tego miejscaprzyczyniła się niedbałość Polaków.Grigorij widział kiedyś planytwierdzy w Srebrnej Górze.W riazańskiej szkole wojsk powietrzno-desantowych pokazywano je jako przykład perspektywicznego my-ślenia budowniczych.Rzeczywiście, warownia budziła podziw.Szczególnie jej infrastruktura podziemna, sięgająca kilkudziesięciumetrów pod poziom gruntu.Ale miejsca, przez które szli dzisiaj, niebyły uwzględnione w \adnych dostępnych planach.To ju\ dziełotajnych słu\b.Na pewno gdzieś tutaj były korytarze prowadzące dośrodka twierdzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]