[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnym momencie uśmiechnął się przelot-nie.Wywołał jakieś wspomnienie.Kiedy skończył, było już zupełnie jasno.Wyrwał kartkę i wsunął ją do kieszenimarynarki, wiszącej za drzwiami.90Wziął ręcznik oraz przybory do golenia i ruszył korytarzem.Steward nie tyl-ko nie spał, ale był w kuchence, gdzie przygotowywał tace ze śniadaniami.Ni-ski, zadbany mężczyzna z starannie przystrzyżonym wąsikiem oraz, pomimo takwczesnej pory, pogodnym uśmiechem. Dzień dobry Neapol za godzinę.Creasy odwzajemnił uśmiech. Ta kawa wspaniale pachnie.Czy prysznice są wolne?Steward przytaknął. Nikt inny jeszcze nie wstał.Creasy wszedł, wziął prysznic, a potem ogolił się bez pośpiechu.Dlatego wła-śnie było to lepsze niż podróże samochodem, a nawet samolotem.Powracał do zdrowia bez przeszkód.Był dobrym pacjentem, uważnie słuchałlekarza i wykonywał wszystkie jego polecenia.Tydzień po drugiej operacji byłjuż w stanie przenieść się z łóżka na fotel inwalidzki.Po kolejnych kilku dniachzaczął chodzić.Ale niczego nie robił na siłę.Z doświadczenia wiedział, że jego organizmpotrzebuje czasu.Zbytni pośpiech mógł przynieść efekty przeciwne do zamierzo-nych.Pozwolono mu wychodzić do ogrodu i codziennie trochę spacerował bez ko-szuli, wygrzewając w słońcu kawałki pleców między bandażami.Cieszył się sympatią pielęgniarek i pozostałego personelu.Nie zawracał imgłowy bez potrzeby, a także ze spokojem i bez narzekań znosił wszelkie uchybie-nia godności, jakie spotykają inwalidę.Ponadto, leczyli go od chwili gdy otarł sięo śmierć, a to czyniło go wyjątkowym.Dał jednej z pielęgniarek trochę pieniędzy i przynosiła mu wszystkie gazety,które pisały o porwaniu.Potem udało jej się wypożyczyć egzemplarze datowanewiele miesięcy wcześniej.Poprosił ją o notes i stopniowo zapełnił go zapiskami.Miał tylko jedne odwiedziny, które go zaskoczyły.Pewnego póznego wieczo-ru do sali wprowadzono signorę Delucę, która przyniosła torbę owoców.Zostałana pół godziny, mówiła o Pincie i chwilami popłakiwała.%7łe też ze wszystkich jejdzieci, powiedziała, musiało to spotkać właśnie Pintę.Słyszała, że wcale nie jestzawodowym ochroniarzem i był tam tylko na pokaz.Ale ona znała jego przywią-zanie do dziewczynki.Zapytała go, co teraz będzie robił, a on wzruszył ramionamii wyjaśnił jej, że jeszcze nie ma żadnych planów.Zbiło ją to z tropu.Wydawał siębyć taki pewny i opanowany.Nie tego się spodziewała.W końcu pocałowała gow policzek i poszła.Zaczął chodzić do sali fizykoterapii, ostrożnie gimnastykować się i pływaćw podgrzewanym basenie.Dali mu przyrządy ze sprężynami do ćwiczenia rąki chodząc na codziennie dłuższe spacery do ogrodu, bezustannie je ściskał, czując91jak palce odzyskują dawną siłę.Po miesiącu lekarz powiedział mu, że kuracja przebiega znakomicie lepiejniż się spodziewano.Uważał, że jeszcze jeden tydzień powinien wystarczyć.Większość tego tygodnia spędził na oddziale fizykoterapii, robiąc użytek z ca-łego jego wyposażenia w sprzęt.Opuszczając szpital był jeszcze słaby i daleki od pełni zdrowia, ale organizmfunkcjonował pod każdym względem bez zarzutu.Lekarz, siostra przełożona oraz kilka pielęgniarek pożegnali go, życząc powo-dzenia i przyjmując jego podziękowania.Stali na schodach i patrzyli jak odchodzipodjazdem, z walizką w ręku. Dziwny człowiek odezwała się siostra przełożona.Lekarz przyznał jej rację. Bywał już w wielu szpitalach.Pociąg wjechał na dworzec centralny w Neapolu, Creasy wręczył napiwekstewardowi i ruszył wraz z tłumem na Piazza Garibaldi.Szybko złapał taksówkę. Pensione Splendide powiedział kierowcy, który wyciągnął rękę, abywłączyć licznik.Taksówkarz zaklął pod nosem.Był już czerwiec, a jemu jeszcze się nie trafiłprawdziwy turysta.Taksówka podjechała w momencie, kiedy Pietro parkował swoją furgonetkępo porannej wizycie na bazarze.Obejrzał Creasy ego od stóp do głów, a następnieuścisnęli sobie dłonie. Jak się czujesz? Dobrze.Daj, pomogę ci z tymi koszykami.Kiedy weszli, Guido siedziałprzy kuchennym stole i pił kawę. Ca va, Guido. Postawił kosz na stole. Ca va, Creasy. Guido przyjrzał mu się dokładnie, po czym wstał i padlisobie w ramiona. Wcale zle nie wyglądasz.Porządnie cię zreperowali. Mają tam dobrych mechaników powiedział Creasy i obaj uśmiechnęlisię, bo były to słowa, które dawniej często wymieniali.Był ciepły wieczór, więc po kolacji usiedli na tarasie i dopiero wtedy wdali sięw długą rozmowę.Creasy odnosił wrażenie, że wieki minęły od kiedy ostatnio tusiedział.Spokojnie wyjaśnił Guido co zamierzał zrobić.Nie odwoływał się do proble-mów moralnych.To nie kwestia sprawiedliwości należało wymierzyć karę zapopełnioną zbrodnię.A zresztą, Guido znał go przecież zbyt dobrze.Zabito kogoś, kto był mu bar-dzo drogi.Teraz, dla odmiany, on zabije
[ Pobierz całość w formacie PDF ]