[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Guido dopełnił winem szklanki. Sezon się skończył, zaczynam się nudzić.Polecę z tobą do Sajgonu.Będzie jak za dawnych czasów. Przez jego twarzprzemknął lekki uśmiech. Mam nadzieję, że nie odparł Creasy. Za dawnych czasów kupa face-tów chciała nam odstrzelić tyłki.30ROZDZIAA DZIEWITYHolender stracił panowanie nad sobą.Piett de Witt uczestniczył w wielu wojnach w wielu krajach i w zasadzie wszę-dzie dobrze mu płacono.Teraz doszedł do wniosku, że jeśli Bóg zapragnąłby spra-wić planecie Ziemi lewatywę, to wsadziłby irygator w Kambodżę.Nie chodziłoo sam kraj, który był piękny, nie chodziło też o mieszkańców kraju, w większo-ści pokojowo nastawionych, ale o aktualnych pracodawców.Ich zachowanie byłoponiżej wszelkiej krytyki, nawet według zdecydowanie tolerancyjnych kryteriówde Witta.Zmierzył wzrokiem odzianego w brunatny mundur oficera CzerwonychKhmerów: Odwal się.Do zachodu słońca nie da się oczyścić tego pola z minbez narażania życia moich ludzi. Codziennie narażają życie odparł oficer. Nasi ludzie też.Na tympolega wojna.Holender zaśmiał się głucho.Patrząc na dolinę soczystej zieleni stwierdził: Wojny są przeważnie bezsensowne i głupie.A ta, którą wy prowadzicie, zupełniekretyńska. Postukał palcem w trzymaną mapę. To Czerwoni Khmerowie za-łożyli przed sześciu laty to pole minowe.To wasza robota.Dwa tysiące min w tejjednej biednej dolinie.Kładliście bez planu, nie oznaczyliście przejść.A teraz, polatach, chcecie wysłać przez dolinę wojskowy konwój.Dlaczego nie poślecie goinną drogą?Drobny Khmer zadarł do góry głowę patrząc na rosłego Europejczyka.Przed sześciu laty zaminowaliśmy wszystkie doliny w tym rejonie.Wiele mappól minowych zaginęło.Dlatego też płacimy panu dziesięć tysięcy dolarów mie-sięcznie za szkolenie naszych ludzi, żeby umieli oczyszczać pola minowe, kiedyzachodzi taka potrzeba. Spojrzał na zegarek. Do zachodu słońca zostałosześć godzin.Wtedy konwój będzie już czekał na przejście przez dolinę.Do tegoczasu trzeba otworzyć mu drogę.Otrzymaliśmy takie rozkazy.Holender zaklął pod nosem. Niech pan jej lepiej powie, że to niemożliwe.Jestem tu dopiero od dwóch miesięcy.Nie macie innego specjalisty od rozmi-nowywania.Wyszkoliłem dwunastu ludzi, ale brak im doświadczenia, są nadalamatorami.Niech pan jej to powie.31Oficer odparł: Będzie miał pan okazję osobiście to wyjaśnić.Ona przyje-dzie tu dwie godziny przed zachodem słońca i zamierza zabrać się razem z konwo-jem przez dolinę.Proponuję, żeby pańska drużyna zabrała się żwawo do roboty.I pan z nimi.* * *Holender pracował dla pieniędzy.Z tego też powodu znalazł się w czołówceformacji w kształcie klina, wcinającej się powoli w pole minowe, zgodnie z obo-wiązującymi procedurami saperskimi.Miny były przeważnie chińskie, przeciw-piechotne typu K3000, uzupełniane od czasu do czasu rosyjskimi minami prze-ciwczołgowymi DOM K2.Oczyszczano korytarz szerokości pięćdziesięciu me-trów.W ogonie, po obu końcach klina, szli dwaj ludzie de Witta, zatykając w zie-mię czerwone proporczyki oznaczające granice korytarza.Po dwóch godzinachjeden z ludzi popełnił błąd i stracił nogę.Po kolejnej godzinie ktoś inny popełniłbłąd i stracił życie.Na dwie godziny przed zachodem słońca oczyszczono połowę przejścia.Kam-bodżański oficer, który dla bezpieczeństwa trzymał się parędziesiąt metrów z ty-łu, wykrzyknął: Musicie posuwać się szybciej.Przejście przez dolinę musi byćotwarte z chwilą zapadnięcia mroku.Holender obrócił się na kolanach i już miał odpowiedzieć stekiem prze-kleństw, kiedy zobaczył daleko za plecami oficera nadjeżdżające ciężarówki.Z pierwszej, która podjechała, wyskoczyła wysoka, smukła kobieta w polowymmundurze i z Kałasznikowem.Zamieniła kilka słów z oficerem i ruszyła rozmino-wanym korytarzem krokiem wieczornych spacerowiczów po Polach Elizejskich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]