[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Neil naśmiewał się ze mnie, bo nie chciałampokazać im basenu z bliska.Więc przyniosłam klucz i ich wpuściłam.- Nieśmiało spojrzała na matkę.- Myślałam, że tylkoprzejdziemy się naokoło, ale jak zobaczyli rower wodny, wskoczyli bez pytania.- Zaczerwieniła się i rozpłakała.- Pamiętam,że zakazałaś mi wchodzić do basenu, gdy nikogo nie ma.Dajęsłowo, że nie wiedziałam, co oni zrobią.Chciałam tylko pokazaćbasen z bliska.Laurie pogłaskała córkę po głowie i otarła mokre policzki.- Całe szczęście, że zaraz przybiegłaś po pomoc.I dzielniesię spisałaś, pomagając Neilowi.Widzę, że ci przykro, ale byłaśnieposłuszna, więc nie minie cię kara.- Jaka? - spytała zapłakana Sukie.R S99- A jak tatuś karze cię za nieposłuszeństwo?- Bierze mnie na kolana, tłumaczy, dlaczego zle postąpiłami mówi mi; jak dobrze wychowana panienka powinna postępować.Ale ja nie jestem dobrze wychowaną panienką!Laurie z trudem zdusiła uśmiech cisnący się jej na usta.- Czasami jesteś.Ale karę musisz ponieść.Zanim coś wymyślę, pójdziesz przeprosić państwa Harringtonów oraz chłopców.Kolegom powiesz, jakie u nas obowiązują zakazy i nakazy.Nie wolno wchodzić przez płot ani otwierać furtki.Podnieobecność dorosłych wchodzenie do basenu jest surowo zabronione.Rozumiesz?- Tak - szepnęła Sukie, ocierając łzy.- Dla większego bezpieczeństwa poproszę pana Buddy'ego,żeby zakrył basen.%7łałuję, że wcześniej tego nie zrobiłam, aleostatnio miałam urwanie głowy.Po powrocie tatusia ty muwszystko wyjaśnisz.Sukie Wybuchnęła głośnym płaczem.W tej samej chwilizadzwonił telefon, który odebrała pani Michelson.- Nikogo nie ma w domu, a ja jestem głucha i nic nie słyszę- krzyknęła ze złością i trzasnęła słuchawką.To samo powtórzyło się jeszcze dwukrotnie.Za trzecim razem Laurie odebrała matce słuchawkę i powiedziała:- Słucham? - Natychmiast twarz jej najpierw poczerwieniała, potem zzieleniała, na koniec poszarzała.- Czy tobie teżmówiono grubiaństwa? - cicho spytała matkę.Pani Michelson w milczeniu skinęła głową.Telefon znowuzadzwonił.Laurie podniosła słuchawkę, odłożyła ją na bok inacisnęła widełki.- Głowa mi pęka, więc idę na górę - szepnęła.- Przepraszam, ale nie przygotuję wam kolacji.R S100- O nas się nie martw, kochanie.- Pani Michelson też wstała.- Zaraz przyniosę ci herbatę i aspirynę.Zbudził ją natarczywy dzwięk.Nie otwierając oczu, machnęła ręką i zrzuciła budzik oraz telefon na podłogą.Chciałaprzespać ból głowy i niesmak po wyzwiskach, jakie usłyszałaprzez telefon.Zza okna dolatywał zapach kwiatów i owoców oraz świergotptaków.Nagle rozległo sie skrzypienie schodów i przyciszonegłosy pod drzwiami.- Czego ode mnie chcecie? - zawołała opryskliwym tonem.Do pokoju weszła jej matka, córka i pies.Armanda wskoczyła na łóżko i polizała Laurie po twarzy.- Przypuszczałam, że telefon cię obudził - rzekła pani Michelson - więc przyszłam zapytać, czy zjesz śniadanie.- Nie będę nic jeść, bo mi niedobrze.Ale chętnie wypijęherbatę i łyknę aspirynę.- Kochanie, co cię boli? Masz temperaturę? - zaniepokoiłasię matka.Jej słowa wzruszyły Laurie, która poczuła się jak dzieckootoczone troskliwością.Zrobiło się jej ciepło w okolicy serca iprzypomniała sobie czasy, gdy matka otaczała ją tkliwą miłościąi na nic nie narzekała.- Kto odłożył słuchawkę? - zapytała cicho.- Ja - przyznała się zawstydzona Sukie.- Myślałam, że tatuś zadzwoni.Laurie otworzyła zaspane oczy, jęknęła i chwyciła się zagłowę.- Nie chcę żadnych telefonów.Tylko herbatę i aspirynę.Wgłowie mi huczy i ledwo widzę na oczy.R S101- Masz migrenę - orzekła matka.- Leż spokojnie.Wstała w południe.Jeśli nie, kręciła głową, nie czuła żadnegobólu.Ostrożnie zeszła na dół.Uradowana Sukie podbiegła, rzuciła się jej w ramiona i.ją przewróciła.- Uważaj, trzpiocie! Dzisiaj trzeba obchodzić się ze mną jakze szkłem.Pani Michelson pomogła córce wstać.- Wstydz się, Sukie - skarciła wnuczkę.- Powinnaś zachowywać się cichutko.Nie krzycz, nie biegaj, nie trzaskaj drzwiami.Wtedy mamie szybciej przejdzie migrena.Następnie zwróciła się do córki:- Laurie wracaj do łóżka.Lepiej, żebyś dziś nigdzie niewychodziła, bo przy bramie wciąż sterczą hieny.Nasz znajomypolicjant pilnuje, żeby nikt nie wszedł, a jego ojciec obiecał, żeprzyjdzie ze strzelbą i śrutem.- Pani Michelson uśmiechnęłasię zalotnie.- Kiedyś się do mnie zalecał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]