[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy zjawiła się Jane, niemusiała im nic mówić - odgadły nowinę z jej promiennejtwarzy, kiedy tylko stanęła w progu.Natychmiast odłożyłyswoje robótki i ruszyły z markizą do swoich panów.- Chodz, kochanie, muszę zrobić pilne zakupy - powiedziałahrabina do męża.Will popatrzył na nią spłoszony.-Ellie, najdroższa moja - powiedział błagalnie jak skazaniec,proszący kata, by wstrzymał na chwilę swój topór. Czy niemożesz poprosić Jane, żeby ci towarzyszyła? Wiesz, że nigdynie potrafię ocenić, w czym jest ci do twarzy.Ellie mocno chwyciła go za łokieć.- Nie martw się, tym razem będziesz musiał tylko wydaćfortunę na Milly.Diego będzie cię duchowo wspierał w czasietej kazni.A wam, panie Porter i panie Turner, pragnęserdecznie podziękować.Nie jesteście na razie potrzebniJamesowi do szczęścia.Turner najszybciej pojął aluzję.Zerknął na Jane, a potemucałował palce hrabiny z tak romantyczną galanterią, że Willszybko usunął z jego zasięgu dłoń żony.- Mniejsza o Jamesa, lecz żałuję, że nie jestem potrzebny doszczęścia tobie, pani rzekł Christopher.- Ale cóż, ty turządzisz, a ja i twój mężny mąż kornie słuchamy rozkazów.Ellie rzuciła Willowi rozbawione spojrzenie, zadowolona, żeTurner czuje się coraz bardziej swobodnie w nowej rodzinie.- Chodzmy, panowie - rzuciła.- Sprawy czekają.Jamesnajwyrazniej nie rozumiał, czemu jego towarzyszetak nagle stracili swe konspiratorskie zapędy.- Zaraz! - zaprotestował.- Will, Kit, Diego, panie Porter, co wwas wstąpiło? Mamy chyba ważniejsze sprawy niż rozmowy okobiecych szmatkach?-Bynajmniej - ucięła Milly, wypychając Silasa, Diega i Kitaza próg.- Zapytaj Jane - dodała, zatrzaskując za nimi drzwi.- O co tu chodzi? - Poirytowany James odwrócił się do Jane,która siedziała jak trusia przy kominku.- Co ona ma na myśli?Jane przetrzymała go jeszcze przez moment w niepewności,ubawiona jego głupią miną.-Nie chodzi o nasze stroje, tylko o twój - powiedziała.James podrapał się w głowę.-Mój? Co chcecie od mojego stroju? Dobrze chroni mnie oddeszczu czy zimna, i to jest najważniejsze.- Mam na myśli ślubny strój - uściśliła Jane.- Myślę, żenajbardziej ci do twarzy w niebieskim.Teraz dopiero zaczął coś rozumieć.Z uśmiechem pokręciłgłową.- Och, kochanie, marzę, aby wystroić się dla ciebie, lecz niestawiajmy wozu przed koniem, jak to mówią.Jane podeszła do Jamesa i ujęła jego dłonie w swoje.-Och, kochanie - powtórzyła jak echo - koń już zaprzężony igotów do jazdy.-Ale.jakim cudem? - wyjąkał z komicznie osłupiałą miną.- Rozmawiałam rano z naszą panią.Powiedziałam, że na jejdworze przebywa pewien ubogi dżentelmen, który pilniepotrzebuje małżeńskiej przystani, aby rozwinąć żagle-zachichotała Jane.- Uznała, że przyniesiesz pożytek króle-stwu, więc wyraziła zgodę.- Co? Mamy zgodę królowej?- Tak, jeśli tylko pozostanę nadal w jej służbie, co solennieobiecałam.Więc niestety, nie popłynę z tobą do Amerykizakładać kolonię.James, rozpromieniony ze szczęścia, ujął w dłonie twarzukochanej i pocałował ją namiętnie.- Lady Jane, jesteś prawdziwym cudem! Szarpnęła rękaw jegoczarnego kaftana.-I?-Co, i.?- Zmienisz go na niebieski?Ze śmiechem przyciągnął ją do siebie.- Najchętniej.Ale jeśli pozwolisz, wystąpię w nim w kościelew Stoke-by-Lacey.Moja rodzina zawsze brała tam śluby.- Doskonale.Na szczęście znam pewną wielce utalentowanąszwaczkę, która chętnie zdejmie z ciebie miarę w swojej znanejpracowni.Roześmiał się.-Ech, wy, kobiety potraficie pilnować swoich interesów!Dobrze, pojedziemy tam, ale pózniej.Na razie chciałbymnacieszyć się swoją przyszłą żoną.Chodz, dzierlatko, i daj micałusa!- Dzierlatko? - Jane żachnęła się z udawanym oburzeniem.-Nie zapominaj, że jestem damą królowej!-A co mi tam królowa! Odtąd będziesz tylko moją damą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]