[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po co taściema z fałszywym alibi?- Wkurzyłem się, i tyle.Fauquart chciał mnie przyprzećdo muru.Nie mogłem mu powiedzieć prawdy, bo dopiero wte-dy przyczepiłby się jak rzep psiego ogona i już nie odpuścił.Przecież sam pan powiedział, że to twardy zawodnik.W końcumusiałbym się przyznać do romansu z Nadią.Powiedziałembyle co, żeby tylko coś powiedzieć.Zyskać na czasie.- A nóż? Skąd go, u licha, wytrzasnąłeś? Zdajesz sobiesprawę, że to cię stawia w bardzo niekorzystnym świetle?- Komisarzu, ja.Ten nóż nie ma żadnego związku zesprawą dusiciela.Znalazłem go przypadkiem w mieszkaniuNadii.Przy okazji się nim skaleczyłem.A potem poprosiłemConstance, żeby go zbadała.- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Jak to: nie ma związku?- Vincent zaczął krążyć po pokoju, coraz szybciej i szybciej.Widomy znak, że przeistoczył się w tygrysa, porzucając skóręleniwca.- Znalazłeś go w mieszkaniu przyjaciółki jednej zofiar seryjnego mordercy.Jak rozumiem, nóż był ukryty.Niedała ci go sama.Są na nim ślady zaschniętej krwi, niekoniecz-nie kurczaka, tylko twojej.Być może są też odciski palców.Taksię składa, że przy okazji zabito kloszarda.Prawdopodobnienożem.Narzędzia nie odnaleziono.I ty mi mówisz, że ten nóżnie ma związku? Cymbał jesteś, czy chcesz ze mnie zrobić idio-tę?372- Ma pan rację.Od razu skojarzyłem te fakty.Jednakżeby dać oficjalnie nóż do badania, musiałbym się przyznać,skąd go mam.Komisarz nic nie odpowiadał.Csar czuł, że tłumaczy sięjak ostatni dureń.Jak mógł być tak nierozważny, by sądzić, żesprawa nie wyjdzie na jaw? Gdzieś w środku przecież czuł, że tedwie sprawy łączą się ze sobą, tylko nie chciał się do tego przy-znać.- Jestem idiotą - wyszeptał z opuszczoną głową.Niemiał odwagi spojrzeć komisarzowi w oczy.- Słucham?- Nie wiem, co mnie opętało.Chciałem to wszystkosprawdzić sam.Przekonać się, że Nadia jest niewinna.%7łe tennóż.że nie ma żadnego związku ze sprawą dusiciela.Nie do-puszczałem do siebie myśli, że może być inaczej.- Vincentwestchnął.Csar mówił dalej.- I wie pan co, przesrałem towszystko.- Wez się w garść, chłopie.I módl się do Pana Boga, że-by krew na nożu nie należała do tego nieboraka kloszarda,którego znalazłeś w tunelu.Jadę przesłuchać tę twoją ślicznot-kę.Jeśli potwierdzi twoje zeznania, pomogę ci.Jeśli nie.niechciałbym być w twojej skórze.- Vincent spojrzał groznie naCsara.- Tymczasem nie rozmawiaj z nikim.Zwłaszcza zFauquartem.Gęba na kłódkę, kapujesz?- Dziękuję, komisarzu.- Potrzebujesz czegoś?- Nie.Chociaż, przydałaby się jakaś bułka.Nawet czer-stwa.I papierosy.- Csar spojrzał wymownie na leżącą nastole paczkę.373- Wez - odparł Vincent.- Każę ci przysłać kolację.%7łebyśmi tu nie padł z głodu.- I jeszcze jedno.Proszę nie zawiadamiać mojej żony.Błagam.Może któryś z chłopaków mógłby do niej zadzwonić iprzekazać, że pracuję non stop, dwadzieścia cztery godziny nadobę? - Czuł, że twarz mu płonie.- Jak chcesz - powiedział komisarz, krzywiąc się z nie-smakiem.34.Zgodnie z obietnicą komisarza Vincenta Csar otrzymał wie-czorem paczkę, dzięki czemu nie był skazany na więziennejedzenie.W wiklinowym koszu znalazł kilka kanapek z szynką,kawałek sera brie owinięty w aluminiową folię, jogurt, dwiebutelki wody mineralnej, jabłko, a także paczkę swoich ulubio-nych papierosów i pudełko kawowych cukierków.Csar zasta-nawiał się, kto przygotował dla niego te pyszności, bo pomyślałnaprawdę o wszystkim.Kanapek wystarczy mu na śniadanie, acukierki zastąpią kawę, której tutaj nie podają.Oprócz koszykastrażnik podał mu jeszcze koc.Ciepły, wełniany.Csar mógłbyprzysiąc, że koc miał zapach Marie.Dziwne, że właśnie o niejpomyślał.Dlaczego nie o Loli? No jasne.Jakim cudem zdąży-łaby to wszystko przygotować? Przecież o tej porze była już wteatrze i szykowała się do przedstawienia.Poza tym jej lodów-ka była wiecznie pusta.Uśmiechnął się mimowolnie na wspo-mnienie jej mansardy.Zjadł trzy kanapki i ser, popił wodą.Potem położył się na łóżku.Przykryty miękkim kocem palił374papierosa, wyobrażając sobie przygotowania do spektaklu.Kiedy zasypiał, miał pod powiekami niebiańsko piękne ciałoLoli leżącej na czerwonej kanapie w światłach reflektorów.Obudził go chłód wczesnego poranka.Nieosłonięte niczymokno wpuszczało do celi snop białego światła.Naciągnął koc ispróbował ułożyć się wygodniej na twardej, śmierdzącej pry-czy.Jego ubranie przesiąknięte było zapachem papierosów iniemytego ciała.Dość nieciekawa mieszanka, nawet dla za-prawionego w bojach policyjnego nosa.Wiercił się przez chwi-lę, ale nie znalazł sobie żadnej wystarczająco wygodnej pozycjido spania.Mówi się trudno.Otworzył nową paczkę z papiero-sami, z której na podłogę wypadła maleńka karteczka.Sięgnąłpo nią zdziwiony.A to co? Rozprostował złożony na czworokawałeczek papieru i wtedy zobaczył drobne, ale wyrazne pi-smo.Od razu zrobiło mu się cieplej.Zwłaszcza na duszy. NA-DIA POTWIERDZIAA TWOJE ZEZNANIA.CZEKAMY NA WYNIK BADA-NIA KRWI Z NO%7łA.JESTEZMY Z TOB.TRZYMAJ SI, M.Csar miałochotę ucałować tę pomiętą kartkę.A więc jednak! Lola przy-znała, że to ona jest dziewczyną, z którą sfilmowano go w me-trze.Musiała również złożyć wyjaśnienie, że płaszcz, w którymznaleziono Katię, był jej własnością.Ciekawe, czy pytali ją onóż? Chyba jej nie zamknęli?! Cholera, a jeśli tak.Csar przy-palił papierosa.Wiedział, że dla Nadii byłby to straszny cios.Jest taka wrażliwa, taka delikatna.Tak łatwo się załamuje.Przypomniał sobie jej nieudaną - na szczęście - próbę samo-bójczą.Czy ta tupeciara Dina nie ma na nią przypadkiem złegowpływu? Może Nadia jest tak bardzo niestabilna emocjonalniewłaśnie z powodu siostry? Są jak dwa bieguny.Jak ogień i woda.375Dina to prawdziwy taran, silna, zdecydowana, nieustraszona, anawet agresywna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]