[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotarło do drzwi i zatrzymało się.Wśliznęła się do łóżka, podciągnęła kołdrę pod szyję i usiadła z oczami utkwionymi wdrzwi w męce oczekiwania.Dał się słyszeć odgłos wąchania, podobny do tego, który wydawałSnookums, tylko głośniejszy.Pózniej coś uniosło się i zazgrzytało od góry do dołu przez całądługość drzwi, i usłyszała, jak drewno odchodzi wielkimi drzazgami.Snookums zakwiczał jak prosiak i czmychnął nikczemnie pod łóżko.- Precz od drzwi albo strzelam!Głos Cliony był tak ochrypły, że ledwo go rozpoznała.Chwyciła pistolet.Jedyną odpowiedzią było coś w rodzaju parsknięcia przez dziurkę od klucza i gwałtowneszarpanie gałki u drzwi.Towarzyszyło temu ciche warczenie zwierzęcej wściekłości, jak gdybycoś gryzło gałkę i oburzone było jej twardością, i tym, że nie dawała się wyrwać.Zapach piżma stał się wręcz mdlący.Chwilę pózniej pazury raz jeszcze z ogromną siłąprzeorały powierzchnię drzwi.Tym razem Cliona nie miała żadnych wątpliwości, że to byłypazury.W pewnym miejscu, gdzie drzwi były najcieńsze, wypadł kawałek drewna i na krótkąchwilę ukazał się jeden wielki, białawy pazur, zakrzywiony, ostry, przerażający i niebezpieczny.Na ten widok Cliona po raz pierwszy naprawdę straciła głowę.Powinna była wtedywyskoczyć przez okno, co zapewne okazałoby się łatwe, zważywszy, że znajdowało się onopółtora metra nad ziemią, pobiec wzgórzem w dół i zaalarmować mieszkańców Carpentier.I takprawdopodobnie by zrobiła, gdyby intruzem okazał się włamywacz.Ale to& ta istota, która warczała, waliła w drzwi i rozłupywała je białą, olbrzymią łapą&pozbawiła ją zdolności myślenia i rozumowania.Krzyknęła, wyskoczyła z łóżka i uniosła pistolet Rhodesa.Nie celując, wystrzeliła całe dziesięć naboi w kierunku drzwi.Trzask automatycznej broni utonął w hałasie, który dobiegł z zewnątrz.Krzykiprzypominające rżenie oszalałego ogiera, wściekłe uderzenia o nadwerężone drzwi pomieszałysię z odgłosami rozłupywania drewna przez mocne jak dłuta pazury.Magazynek był pusty.Cliona zobaczyła, jak drzwi wybrzuszają się do środka, i zrobiła to,co wiele kobiet zrobiłoby znacznie wcześniej - zemdlała i osunęła się na podłogę; wzruszającystosik jedwabiu i miękkich czarnych włosów, z którego wystawała biała ręka z rozprostowanymipalcami, jak gdyby szukającymi bezużytecznego już pistoletu, który właśnie wypuściły.Rozdział XICZERWONO-CZARNY ZLADGłębokie omdlenie jest środkiem, który Matka Natura podaje swoim dzieciom, kiedystrach lub ból stają się nie do zniesienia.Utrata przytomności przeszła u Cliony w naturalny sen ikiedy dziewczyna w końcu otworzyła oczy sprzyjający goblinom księżyc ustąpił miejscaprzyjaznemu słońcu i pokój zalewało żółte światło, odzwierciedlające całą radość i blaskporanka.Poczuła, że mały języczek liże jej twarz i usłyszała, jak ktoś mocno wali w zamkniętedrzwi.Przez chwilę rozum nie znajdował wyjaśnienia, dlaczego leży skulona na dywaniku, awesoły szczeniak kręci się obok niej.- Pani Rhodes! Pani Rhodes, proszę pani! O mój Boże, żyje pani?Zasłona okrywająca pamięć podniosła się i Cliona, odsunąwszy Snookumsa, spróbowaławstać.W trakcie tego jedną ręką natrafiła na jakiś twardy przedmiot o nieregularnym kształcie ispojrzawszy zobaczyła kolorowy posążek, który przywieziono jej z Meksyku.Upadając, musiałago strącić ze stolika.Płaska twarz bożka uśmiechała się równie życzliwie jak zawsze, ale zniknęła zakończonagłową węża laska, którą trzymał w ręce.Pozostał jedynie cienki fragment porcelany wystający zobu stron zaciśniętej pięści, który wskazywał, gdzie się odłamała.W jakiś przytępiony, obojętny sposób Cliona pożałowała, że prezent od Colina zostałuszkodzony.Pomyślała nawet o tym, by poszukać odłamanych części i skleić je pózniej.Ale łomotanie do drzwi było zbyt natarczywe.Słaniając się, poszła je otworzyć.Sądząc po ich stanie, wydarzenia tej nocy nie były snem.Drzwi, zamknięte na klucz,trzymały się tylko na jednym zawiasie.Górny był całkiem wyrwany, a framuga została rozłupanana znacznej długości.Same drzwi były rozdarte w środkowej części i& tak, w tym miejscuprzebił je biały pazur, a obok widniały okrągłe, równe otworki zrobione przez jej kule.Cliona miała trochę czasu, by dokonać tych obserwacji, gdyż w pierwszej chwili niemogła przekręcić klucza.W końcu jednak nadwerężony zamek poddał się i z pewnym trudemotworzyła drzwi.Stała tam Marjory King, z trudem chwytając powietrze, przerażona i pełna niepokoju.Gdy tylko Cliona zdołała uwolnić się z uścisku, odsunęła się, rzuciła spojrzenie na salon i usiadłaz wrażenia na krawędzi przewróconego krzesła.Jak należało się spodziewać, miejsce przedstawiało sobą ruinę przytulnego pokoju, któryzostawiła poprzedniego wieczora.Ale nieporządek i zniszczenie bynajmniej nie były wszystkim.Na podłodze tuż za drzwiami jej pokoju widniała wielka kałuża czarnej, na wpółzaschniętej krwi, a od tej kałuży aż do łukowatego wejścia do jadalni ciągnął się rząd ciemnychplam.Cliona nie miała pojęcia, w jaki sposób stworzenie, które krwawiło tak mocno, mogłojeszcze dokądś się powlec.Futryna była dosłownie w drzazgach, a całe drzwi tak rozpłatane i potrzaskane, jak gdybypracował nad nimi jakiś szalony stolarz.Wszystkie meble były powywracane i w większościbeznadziejnie porozbijane.- Pani Rhodes - zapytała Marjory - kto był tutaj zeszłej nocy?Cliona potrząsnęła głową.Bolała ją; cała czuła się otępiała.Zapach piżma, choć słabszy,nadal unosił się w powietrzu.- Nie wiem.Snookums, chodz tutaj!Szczeniak przebiegł z sypialni i ostrożnie obwąchał straszną czerniejącą na podłodzekałużę.Jego zachowanie było dziwnie potulne, całkiem odmienne od jego zwykłej beztroskiejpewności siebie.Cliona wzięła go na ręce i spojrzała w zadumie na kucharkę.- Szkoda, że się nie zgodziłam i nie pojechałam z tobą do miasta, Marjory.Powiedz mi,rozejrzałaś się po domu?- Właściwie nie, pani Rhodes.Miałam klucz, który mi pani dała, i weszłam frontowymidrzwiami na werandę.Wszystko było tam w porządku, ale kiedy zobaczyłam ten pokój i kiedyzobaczyłam tę krew i te drzwi, pomyślałam sobie: Zamordowano panią Rhodes!- To łaska niebios, że tak się nie stało - stwierdziła Cliona.- Gdzie jest David?- Na stacji.Mają tam wielką pakę.To pewnie ten zegar słoneczny, który zamawiał panRhodes.A naszego chłopca operowali zeszłej nocy, proszę pani, i mówią, że wyjdzie z tego,mimo wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]