[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starał się, aby jego ruchy wyglądały na leniwe i spokojne, nie dojadł jednakpotrawy i powoli wyszedł na zewnątrz.Przy kiosku z gazetami dostrzegł dwóch nieznajomych. Człowiek ryba i jegotowarzysz ostentacyjnie świdrowali go spojrzeniami.Teraz nie miał już żadnych wątpliwości, przekorny los zesłał mu aniołów stróżów.Niebyło sensu próbować ich zgubić.To oni przecież byli tu władzą.Spojrzał na majestatyczny budynek prisztińskiego meczetu, który wabił chłodnymcieniem.Niepewnie wszedł w podcienia Meczetu Paszy, zdjął buty i podreptał do wysokiejsali wyścielonej wytartymi dywanikami.Instynktownie czuł, że potrzebuje właśnie takiegomiejsca.W środku panowała absolutna cisza.Niewielki starzec, w białej czapeczce na głowie,siedział na rzezbionym stołeczku i odmawiał modlitwę.Jego twarz przypominała mapędorzecza Amazonki.Poorana kanałami zmarszczek, opleciona suchą jak pergamin skórą.Przybycie mężczyzny nie spowodowało nawet drgnięcia powieki.Brenner znał go już z opowiadania Envera: Mehmet Shadia miał już bliskodziewięćdziesiąt lat.Wolno wszedł do sali modlitw i uklęknął.Owionął go zapach starychmurów i kadzideł.Cisza aż kłuła w uszy.Skłonił głowę i przymknął oczy.Zrobiło mu się błogo.Po razpierwszy od wielu dni poczuł, jak jego oddech staje się głęboki i miarowy.Spokój.Shadia bezszelestnie podszedł do klęczącego przed ścianą Brennera i drobną,wysuszoną dłonią dotknął jego ramienia.Bez słowa wcisnął mu w dłonie zniszczoną księgę.Rozmawiali prawie dwie godziny.W ciszy, poruszanej jedynie brzęczeniem skrzydełkilku much, niósł się jedynie szept starca i głośniejsze, krótkie zdania, wypowiadane przezcudzoziemca.Hodża Shadia mówił po serbsku, cicho, wyszczerzając w uśmiechu jeden ząb, jaki mujeszcze Allach zachował w ustach.Pokazywał Brennerowi wydane w Arabii Saudyjskiej zaświadczenia z pielgrzymek doMekki i Medyny.Razem oglądali dwustuletni Koran.- Jestem za stary, aby nie myśleć - szeptał Shadia.- Nie muszę już wiele spać, mammało czasu.- Do czego się spieszysz? - Brenner zbyt pózno ugryzł się w język.- Chcę zdążyć.- starzec urwał i zamknął oczy.- Chcę zdążyć przed nienawiścią.Brenner zaskoczony długo wpatrywał się w nieporuszoną twarz starca.- Dobrze, posłuchaj.- szepnął stary człowiek.- Nazywają nas islamskimifundamentalistami, tymczasem dla Albańczyka najpierw istnieje jego rodzina, potem naród, adopiero na trzecim miejscu religia - mówił hodża, ściskając go za ramię i przyjaznie gładzącpo głowie.- Ty katolik, ja muzułmanin.Jesteśmy ludzmi księgi.Obaj idziemy swoimidrogami do Boga.Módl się za nas - szeptał, przymykając oczy.- Jest mi trudno.Mam w sercu wielki ciężar.- Brenner sam nie poznawał swoich słów.Mówił do starego hodży tym samym głosem, którym kiedyś - dawno temu - kilkuletniAndrzej rozmawiał ze swoim ojcem.- Wiem.Masz trudną drogę i trudnego Boga.On dał się zabić, dał sobą poniewierać.Dał się upodlić - hodża spojrzał na niego badawczo.Po raz pierwszy w czasie tej rozmowy Brenner odczuł, że starzec się nim interesuje.Poczuł się tym faktem nawet lekko zakłopotany.- Tak, twój Bóg ma w sobie wielki świat - szeptał hodża.Wstał i nakazując gestem milczenie, zniknął w ciemnym korytarzyku.Wrócił, niosącw dłoniach kilka gazet i zdjęć.- Zobacz.To jest dzisiejszy świat.Jak ja mam zrozumieć świat, którego mój Allach,oby jego dłoń była zawsze nade mną, na pewno nie stworzył?Brenner zaciekawiony spojrzał na zdjęcie.Spojrzał w oczy młodego brodategomudżahedina.Uśmiechnięty młodzieniec w mundurze trzymał w dłoni odciętą głowęjasnowłosego mężczyzny.Przez ramię miał przewieszony karabin.Palił papierosa.Za jegoplecami majaczyły obryzgane krwią pnie drzew.Napis na odwrocie zdjęcia głosił: 1992 rokwieś Crni Wrh.Bośnia.Irhan z Arabii Saudyjskiej trzyma trofeum - głowę BłagojeBłagojevicia, niewiernego Serba.Brenner spojrzał na postrzępioną szyję Serba i z odrazą odłożył zdjęcie.- Masz jeszcze - starzec wcisnął mu w dłoń drugi obrazek.Głowa wąsatego, młodego mężczyzny leżała na piasku.Martwego czoła dotykałanoga w żołnierskim bucie.Obok druga odcięta głowa.Na odwrocie zdjęcia napis: GłowyBrany Duricia i Nenada Petkovicia, niewiernych.- I to - twardo syknął hodża Shadia.Z foliowej torby dwóch mężczyzn w maskach wyciągało czarne ciało z cienkimi,zwęglonymi nóżkami.Na odwrocie: 1992 rok.Serbski żołnierz upieczony żywcem przezświętych wojowników islamu.%7łył jeszcze przez kilka godzin.Brenner czuł, że robi mu się słodko w ustach.- Słuchaj.Przyjechałeś tu i zdaje ci się, że znasz nasze życie.No to słuchaj dalej -starzec założył śmieszne, rogowe okulary i zaczął czytać artykuł z bośniackiej gazety: - Serbowie mieliby szansę zrównania z muzułmanami, jeżeli z własnej woli przyjmą wiaręmuzułmańską.Dobry Serb to żywy i posłuszny Serb, albo martwy i nieposłuszny Serb.Widziałem niemowlęta serbskie z wyciętymi oczami, zgwałcone kobiety z butelkami wkroczu.Tak wygląda Bóg, który owładnął Bałkanami.Jestem człowiekiem Allacha i jakAllach zamknie mi oczy, to nie będę widział już tego.Marzę o dniu, kiedy Allach zamknie mite oczy.Ale dopóki żyję, muszę widzieć.Muszę patrzeć.Nie mogę, jak ty, odwracać głowy.Rozumiesz? - hodża mówił spokojnym głosem, bez cienia emocji.- Ja patrzę.Ja, człowiekAllacha, widzę, jak odcinają głowy, i widzę tu waszego Jezusa.Bóg jest jeden, przybyszu.Tylko tu jest bliżej do niego.Tu nie potrzeba ksiąg.Każdy dzień daje ci kolejną surę, kolejnywers Biblii - hodża po raz pierwszy uśmiechnął się.- A teraz idz - zamknął oczy i spuściłgłowę.Brenner posłusznie wstał z kolan i poszedł do sieni po buty.Ciężar w jego żołądku był większy niż kiedykolwiek wcześniej.Koperta w kieszeni napiersiach paliła go w samo serce.paliła żywym ogniem.Przez dwa dni krzątał się wokół przygotowań do przyjazdu Witka.Mechaniczniewykonywał kolejne, konieczne do zrealizowania interesu , rozmowy.Jezdził z Enverem powioskach otaczających miasto.W cygańskiej osadzie skleconej z puszek i dykty rozmawiali z brodatym, otyłymmężczyzną.Co drugie biegające wokół nich dziecko miało wyrazne objawy krzywicy.Targi zCyganem trwały dwie godziny.Brenner ze wstrętem pił rakiję nalewaną do oblepionejbrudem szklanki.W całej osadzie nie było jednego skanalizowanego domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]