[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja wrócę, Kirsty.Gdy tylko oczyszczę się z zarzutów, będę tu zpowrotem.Znów stanęły przed nią jego oczy, płonące chorobliwą zazdrością,ożywiające koszmar sprzed lat.- Nie! - krzyknęła z przestrachem.- Nigdy nie wracaj.- Kirsty.- Nie wracaj - błagała.- Ja sobie poradzę.Odejdz.Proszę, zapomnij omnie.Nie było czasu na spory.W każdej chwili mógł się pojawić Caleb.Odprowadziła go przez podwórko do skraju wrzosowiska.- Kirsty.- powiedział raz jeszcze, dotykając jej twarzy.Ona jednak cofnęła się, jakby w jego dotyku była trucizna.Przepadła gdzieśkobieta, która mdlała w jego ramionach, a pojawiła się obca osoba, pragnącajedynie pozbyć się go jak najszybciej.Mike opuścił dłoń.- Dziękuję za wszystko - powiedział, czując jak niewystarczające są tesłowa.- Do widzenia.- Do widzenia.Idz już.Pośpiesz się.Odprowadziła go wzrokiem, jak najdalej mogła, odwracając się dopierowtedy, gdy dotarł do kępy drzew i zniknął w ciemności.Jej serce rwało się zbólu, ale nade wszystko przytłaczał ją lęk.W chlewie nadal przecież leżałCaleb.Zajrzała do niego i z ulgą stwierdziła, że głośno oddycha.Przewrócił się nawetna bok i wygodnie umościł na słomie.Zostawiła go i wróciła do domu.Gdy rano przyszła nakarmić świnie, Caleb nadal tam leżał.Obudziło go dopierogrzechotanie wiadra.- O Boże, jak mnie łupie w głowie - jęknął.Kirsty przyszykowała się doodegrania swej roli.- Nie wiem, co takiego piłeś wczoraj wieczorem, ale był to mocny trunek- zauważyła wesoło.- To nie tylko sprawa alkoholu - powiedział, gramoląc się z ziemi.- Maszchłopaka, prawda? Złego człowieka o diabelskim uderzeniu.Kirsty udało się beztrosko zachichotać.- To nie był mój chłopak, a tylko tramp, którego zatrudniłam na jedendzień.Myślał, że zostałam napadnięta, i przyszedł mi z pomocą.Wyjaśniłammu, że jesteśmy starymi przyjaciółmi i że doszło między nami do małego nie-porozumienia.No, idz do kuchni.Przygotuję ci śniadanie.- Jest tam jeszcze? - zapytał Caleb, niespokojnie pocierając brodę.- Nie, już poszedł.Możesz czuć się bezpiecznie.Gdy po jakimś czasie zjawiła się w kuchni, Caleb już sam robił sobie śniadanie.Nalał jej kubek mocnej herbaty, takiej, jaką wiedział, że lubi.Gdy ją popijała,wyznał skruszony:- Kiedy sobie wypiję, gadam różne głupoty.Czasami zachowuję się teżgłupio.Ale chyba nie będziesz wykorzystywać moich słabości przeciw mnie?- Nie, o ile to się nie powtórzy.Jak powiedziałam, jesteśmy starymiprzyjaciółmi i chciałabym, żeby tak zostało.Tylko przyjaciółmi, rozumiesz?- Kiedyś powiedziałaś mi, że jestem dla ciebie jak brat - przypomniał jej.-Powinienem to uszanować zamiast wszystko zepsuć.- Nic nie zepsułeś - powiedziała serdecznie.- Nie zapomniałam, żezawsze byłeś dla mnie dobry.Bądz nadal moim bratem.Uścisnął jej dłoń.- W takim razie jako troskliwy brat zapytam: po kiego licha zatrudniaszwłóczęgów, o których nic nie wiesz? Na wolności jest zbiegły więzień.Uciekł zPnncetown.Skąd masz pewność, że to nie był on?Serce łomotało jej w piersiach, ale odparła niedbale:- Po takim czasie? Jeśli jeszcze żyje, to już na pewno od dawna nie ma gow Dartmoor.- Pewnie masz rację, ale nie zatrudniaj nieznajomych.Ja będę pracowaćdla ciebie.Wkrótce będzie ci potrzebny ktoś do orania.- Kirsty spojrzała naniego z powątpiewaniem, więc zapewnił: - Słowo honoru, nie przysporzę ci jużkłopotów.Jenna też szuka pracy, a umie obchodzić się z owcami.Jeśliprzyjmiesz ją, będzie miała na mnie oko.Po chwili Kirsty skinęła głową.Serce mówiło jej, że Caleb to dla farmy, jakzawsze, dobry nabytek.Był z nią, kiedy potrzebowała przyjaciela.Teraz znówjest jedyną bliską jej osobą.- W porządku, przyjmę was oboje.- Przed samym wyjściem rzuciła jakgdyby nigdy nic: - Mam jednak pewną prośbę, Calebie.Mam już dostateczniezłą reputację, więc.- Chodzi o tego przybłędę? Będę milczał jak grób, skarbie.- Mrugnął doniej okiem.Przez cały dzień Kirsty starała zachowywać się, jakby nic się nie stało.Burzliwewypadki ostatniej nocy i konieczność uśpienia podejrzeń Caleba kosztowały jąwiele nerwów i teraz nie było w niej innych uczuć prócz napięcia.A jednak gdyzapadła noc, pustka w domu stała się dojmująca i opanował ją smutek.Na kilkagodzin ożyła w ramionach Mike'a, ale jej szczęście miało widocznie być kruchei ulotne.Zanim zdążyła się nim nacieszyć, odeszło na dobre.Pewnie nigdy niezobaczy już swego mężczyzny.Nie miała sił, by dłużej walczyć z rozpaczą.Oparła się o ścianę, a z jej piersiwydarł się szloch.6- Powtarzam po raz ostatni, Kirsty.Kiedy ty się opamiętasz?Kirsty zerknęła na zasmuconą twarz Caleba.- Szkoda, że to naprawdę nie jest ostatni raz - odparła.- Kiedyzrozumiesz, że mnie nie przekonasz?- Przekonać ciebie, ty uparciucho! Prędzej bym skruszył granit!- W takim razie nie marnuj czasu.- Przecież potrzebujesz pieniędzy - nieomal krzyczał.- Nie na tyle, by zabijać swych przyjaciół.- Przyjaciół! To są tylko kucyki, na miły Bóg!- Dla mnie są przyjaciółmi.Sprzedam tylko te, które nadają się nawierzchowce.%7ładen koń nie pójdzie pod nóż rzeznika.To moje ostatnie słowo.Rozmawiali w kuchni, kilka dni przed corocznym przeglądem kucyków.Kirstynigdy nie godziła się na sprzedawanie koni do rzezni, gdzie robiono z nichmięso dla psów, i nie miała zamiaru godzić się na to teraz, choć z każdym dniemcoraz bardziej martwiła się narastającym długiem w banku.Jenna stała oparta o ścianę i przyglądała się pozostałejdwójce ze złośliwą satysfakcją.Równie szczerze okazywała swe zauroczenieCalebem, co podejrzliwą niechęć do Kirsty.Gdy tylko tych dwoje sprzeczałosię, zawsze poprawiał jej się humor.Dwa miesiące upłynęły od owej nocy, gdy Mike zniknął w ciemności.Przez cały ten czas do Kirsty nie doszły żadne wieści o nim, żaden wścibskipolicjant nie zapukał do jej drzwi.Mike'a nie złapano, ale nie nawiązał też z niąkontaktu.Gdy prosiła go, by nie pisał do niej, mówiła serio, ale zaraz potemwyrobiła w sobie przekonanie, że mimo jej próśb list jednak nadejdzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]