[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładne rozmowy nie mogły jednak zmienić przeszłości.Nie miały też szansywpłynąć na przyszłość.Pomiędzy Dominie i Armandem piętrzyły się niezliczonebariery.Nawet jeśli niektóre się kruszyły, to inne trwały, solidne i nieprzeniknione. Obiecałem Dominie, że dotrzymam ci towarzystwa pod jej nieobecność oznajmił Gavin de Montford i popatrzył na Armanda z uwielbieniem, którebohatera mimo woli jak zwykle wprawiło w zakłopotanie. To miło z twojej strony odparł Armand, w głębi duszy żałując, że chłopaknie pojechał z siostrą do Wakeland.Rzecz jasna, lubił Gavina.Obserwując go, przypominał sobie jednak własną,utraconą młodość, a nieuzasadniony podziw chłopaka zaburzał wewnętrzny spokójniemal równie mocno jak nieustająca bliskość Dominie. Przez cały ranek walczyłem z chwastami, tak jak mi kazałeś powiedziałGavin i na potwierdzenie swoich słów wzniósł umorusaną ziemią motykę. Czyteraz nauczysz mnie władać mieczem?Armand popatrzył na skrawek suchej łąki za murami Harwood.Tego miesiąca,kiedy było mniej pracy w polu, przyzywał najsprawniejszych fizycznie wasaliDominie, aby doskonalić ich technikę walki.Chciał, żeby potrafili bronić swoichdomów i rodzin.Jego sumienie protestowało przeciwko szkoleniu innych mężczyzn do walki w ostatecznym rozrachunku takie postępowanie niewiele różniło się odsamodzielnego atakowania wroga.Co gorsza, być może w ten sposób doprowadzałdo eskalacji przemocy.Niestety, same modlitwy nie mogły powstrzymać Euda St.Maura.Armand musiał o tym pamiętać.Gdyby pacierze potrafiły odstraszyć tegozłoczyńcę, klasztory i kościoły na obrzeżach Fenlands nie ucierpiałyby tak bardzo. Lepiej będzie, jeśli zaczniesz od łucznictwa, a dopiero potem skupisz się nafechtunku oznajmił Armand.Aucznik mógł razić wroga z dystansu, bezpiecznie ukryty.Armand nie potrafiłznieść myśli, że Gavin mógłby narazić się na bezpośredni atak. Jeśli wróg przypuści natarcie. Armand zawiesił głos.Tak żarliwie sięmodlił, by nie doszło do konfrontacji! Jeżeli tak się stanie, wówczas chciałbymodeprzeć napastników przy jak najmniejszym rozlewie krwi z naszej strony. Zadbam o to, by popamiętali dzień, w którym staną na mojej ziemi! Gavincisnął motykę, sięgnął po wyimaginowany miecz i kilka razy przeciął powietrzenieistniejącym ostrzem.Armand się schylił i podniósł motykę, aby rozgorączkowany chłopakprzypadkowo na nią nie nastąpił i nie zrobił sobie krzywdy. Gavinie, nie powinieneś z takim zapałem myśleć o przelewaniu ludzkiej krwi przestrzegł surowo.Wskazał wieki, płócienny worek wypchany sianem.Kilku mężczyzn atakowałogo mieczami i kijami. Twoi wrogowie nie tak będą wyglądali uprzedził podopiecznego. Będąmieli twarze, imiona i krewnych, tak jak ty.I będą mieli powody, by cię atakować,podobnie jak ty będziesz miał powody, by się bronić.Nieistniejący miecz Gavina opadł, a chłopiec zastanowił się nad słowamiArmanda.Nagle w młodej, zapalczywej głowie wykiełkowała pewna myśl. Kiedyś byłeś naszym wrogiem, prawda? spytał zaniepokojony.Armand z powagą skinął głową. Niestety, tak potwierdził ale nie ze swojej winy.Wierz mi, nie chciałemtego. Zatem dlaczego teraz pośpieszyłeś nam z pomocą? Gavin wydawał sięrównie zakłopotany zadawaniem pytań jak Armand ich wysłuchiwaniem. I skądmamy wiedzieć, że można ci ufać?Armand zastanowił się, jak ubrać w słowa odpowiedz, by młody człowiek beztrudu ją zrozumiał, kiedy za jego plecami rozległ się tubalny głos. Zechciej, wasza lordowska mość, odpowiedzieć młodemu panu zagrzmiałktoś. To pytanie stawiam sobie od czasu twego nieoczekiwanego powrotu doHarwood.Z całych sił usiłując powstrzymać złość, Armand odwrócił głowę i ujrzał WataFitzjohna.Człowiek ten irytował go ponad miarę.Jednakże benedyktyn niepowinien pozwalać, by tak bardzo ponosiły go emocje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]