[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem, gdziekolwiek w świecie zdarzyło mi się coś ciekawego, zawsze bolałem, że nie ma już ze mnąGarlickiego.Tak było, gdy na Sycylii w Messynie podano jednodniowe kozlę zapiekane w mleku jegomatki z dodatkiem ziół i czosnku.Tak było przy krabach z rusztu wyławianych przez nurka na Karaibach irzucanych wprost na jacht na którym się ten ruszt kiwał.Tak było w San Sebastian w pałacu królowejmatki poprzedniej kadencji, gdzie homary miały długośd ludzkiego niemowlęcia, a gotowano je nie wwodzie, lecz w białym winie, oliwie i wywarze z bazylii.Andrzej Garlicki nie marnuje jedzenia, nie wydalago z siebie, nawet w postaci energii, lecz wszystko, co zjadł, nosi na sobie przykryte namiotemzaopatrzonym w rękawy i nogawki.Andrzej Garlicki jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i na ogół dziekanem historii.Napisał takżedużo bardzo grubych książek o Piłsudskim i jego ludziach.Są to jedyne książki obiektywne i rzetelne naten temat i bardzo erudycyjne, mimo że Garlicki nie czytuje nigdy niczego z wyjątkiem książekkucharskich oraz czekowych.Pracuje w Polityce.Jego ojciec był adwokatem, dziekanem adwokatów iprzed wojną jednym z najwybitniejszych działaczy PPS.Stary Garlicki był i wyglądał jak bardzo szlachetnyadwokat z amerykaoskiego filmu, gdzie aktorów starannie się dobiera do swoich ról.Pamiętam, jakStanisław Garlicki - ojciec - bronił adwokata oskarżonego o dawanie łapówek.Brawurowo udowodniłprzed sądem, że jego klient nikomu nie mógł smarowad.Kiedy uniewinniony kauzyperda jeszcze na salisądowej rzucił się uszczęśliwiony ku dziekanowi Garlickiemu z wyciągniętą swoją łapówkarską łapą, abydziękowad - stary Garlicki demonstracyjnie schował swą prawicę za plecy, głośno powiedział do klienta:Ty łobuzie, i majestatycznie wyszedł.Działo się to w Aodzi.Andrzej Garlicki był w PZPR, ale zawsze trzymał kurs po przekątnej, między swoją partią a opozycją.Sądzę, że póki jego kumpel Samsonowicz jest ministrem, nie wyrzucą go z Uniwersytetu, niestety.Widzęgo bowiem za szynkwasem małej knajpki dla znawców, gdzie na ścianie wisiałby obsrany przez spasionemuchy portret różowego jeszcze Piłsudskiego z czasów przed wyskoczeniem komendanta zsocjalistycznego tramwaju na przystanku niepodległośd.Tramwaj, jak wiadomo, chwiejąc się mocno stałna tym przystanku przez 20 lat.Ciekawe, ile teraz postoi.GEREMEK Bronisław - politykRaz tylko widziałem Geremka z bliska, zapewne nawet podaliśmy sobie ręce.Było to w 1981 r.wgabinecie Rakowskiego jako wicepremiera, w obecności Cioska, majstra od gaworzenia z Solidarnością.Geremek majestatycznie chodził po gabinecie, każdym ruchem pokazując, że oto nosi głowę męża stanu,oto podnosi rękę męża stanu, oto rusza nogą męża stanu.Coś perorował o sytuacji z ogromnymnamaszczeniem i poczuciem znaczenia każdego swego słowa.Rakowski, Ciosek i ja dyskutowaliśmy we trzech, a raz także u premiera Jaruzelskiego na ten temat: ktowłaściwie rządzi Solidarnością.Jaki człowiek tym wszystkim kręci? Z kim więc rozmowa jest najbardziejmiarodajna i wiążąca? Dochodziliśmy niezmiennie do wniosku, że Geremek jest szefem interesu: capo ditutti capi, jak mówią w mafii.To się potwierdziło po roku 1988, czyli w drugiej odsłonie spektaklu.Geremek należy do trzech-czterechludzi, którzy rządzą Polską.Zabawne, że mając taki łeb i taką władzę, dba o to, aby tę swoją rolęakcentowad i uzewnętrzniad w telewizji każdym słowem i gestem.Mówi, podkreślając intonacją, żecokolwiek wypowie, ma to wartośd i wagę worka złota.Nosi się jak monarcha, na oczach milionów wręczpuchnie od ważności.Takie przedstawienie urządzają z siebie na ogół ludzie, którzy władzy nie mają, leczobnoszą tylko jej pozór.Tymczasem to polityk poważny i rozważny, a władzę ma rzeczywistą.Jednymsłowem, facet wyjęty jakby z prowincjonalnego teatrzyku, który nieudolnie i mozolnie udaje kogoś, kimjest rzeczywiście Geremek ma PZPR-owską przeszłośd i podobno niearyjskie pochodzenie, więc wzbudzaw obozie władzy nienawiśd skrzydła narodowego.Tuż po 1956 r.Witold Jedlicki ogłosił w paryskiej Kulturze szkic pod tytułem Chamy i %7łydy.Twierdził,że główny podział w partii przebiega pomiędzy nacjonalistycznymi zaściankowcami, ksenofobami idemagogami, miewającymi skłonności populistyczne, a czasem wręcz faszyzujące, oraz skrzydłemliberalnych pragmatyków, elastycznych kombinatorów o ponad-polskim horyzoncie.W toku lat 70.lub pózniej te antagonizmy zamazały się, ustępując placu bardziej aktualnym, wciążzmiennym konfiguracjom i podziałom.Zdaje się jednak, że treści szkicu Chamy i %7łydy można w pewnymprzybliżeniu odnieśd teraz do dzisiejszych podziałów w obozie Solidarności.Próbowałem ostatnio przeczytad luksusowo wydaną księgę naukową Geremka Zwiat opery żebraczej -o marginesie społecznym średniowiecznej Francji, złodziejach, prostytutkach itd.Drętwa, profesorska,erudycyjna książka.Trzeba szczególnego talentu, żeby tak bardzo nudnie przedstawid taki fajerwerkowytemat.Lektura przyczynkowego nudziarstwa wskazuje, że prof.Geremek musiał się wziąd za politykę czyjakąkolwiek inną robotę, która nie wymaga pisania książek.GIEA%7łYCSKI Wojciech - dziennikarzW smutnych rzekomo czasach realnego socjalizmu warszawskim Krakowskim Przedmieściem szedłwesoły studencki pochód.Najładniejsze dziewczyny zgrupowano razem i pląsały one przebrane w negliżepanienek upadłych.Niosły transparent, który łopotał rozpięty na całą szerokośd ulicy: SzkółkaGiełżyoskiego.Był pierwszym samcem PRL-u.Widywałem go w akcji.Na przykład zamawiamy kawę wstudenckim klubie w Aodzi, Giełżyoski mówi: Niech trochę przestygnie.Podchodzi do stolika obok, szepcecoś do ucha siedzącej tam obcej dziewczynie, ona z miejsca wstaje, idzie z nim do Grand Hotelu.Pokwadransie wracają i Giełżyoski dopija kawę.Kiedyś, pamiętam, zaprosił mnie on na orgię poranną do swojego mieszkania.Posadził gości, wyskoczyłna chwilę do miasta, zgarnął z ulicy parę uczennic i wrócił.Rozebrał się tak, że miał nagi tors i był bosy, anosił tylko wschodnią chustę zamotaną u pasa.Na sucho, czyli bez ceregieli, wina i muzyki, zawołał:Rozbierajcie się dupeoki - zaczynamy orgię! W tym momencie odezwał się dzwonek u drzwi i weszła starapani Giełżyoska.Dalszy ciąg orgii polegał na tym, że uczennice piły herbatę, a mama Giełżyoskaprzepytywała je z postępów w nauce.Raz Giełżyoski jadł obiad w SPATiF-ie z niejaką Fredą, która mu się skarżyła, że ją już męczy swawolneżycie.Rada by już wydad się za mąż i ustatkowad.- Pierwszy facet, który tu wejdzie, będzie twój obiecałGiełżyoski.Po sekundzie do knajpy SPATiF-u wszedł reżyser Passendorfer i odtąd już przez kilkadziesiątlat uprawiał z panią Fredą szczęśliwe małżeostwo.Po wojnie Wojciech Giełżyoski był ymciarzem, co znaczyło, że należy do amerykaoskiej organizacjimłodzieży chrześcijaoskiej i słucha jazzu.Jego ojciec redagował mikołajczykowską Gazetę Ludową -organ PSL.Po rozgromieniu Mikołajczyka zrobiła się poruta.Okazało się jednak, że prezydent BolesławBierut przed wojną był drukarzem w gazecie należącej do starego Giełżyoskiego i redaktor GazetyLudowej spokojnie osiadł w redakcji Gromady , a jego Wojtusia kazano przyjąd na Uniwersytet.Pózniej Wojciech Giełżyoski był już normalnym partyjnym dziennikarzem, tyle że o odchyleniurozrywkowym.Traktowano je znacznie łagodniej od odchyleo ideologicznych.Pracował w Dookołaświata , magazynie propagującym dolce vita mieszane z czerwonym krawatem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]