[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W samochodzie, oprócz mnie iproboszcza - na przednich siedzeniach - jechały również dwie kobiety,przyjaciółka ks.Jana z poprzedniej parafii (o której już wspominałem) orazjego gospodyni.Jechałem bardzo wolno, ok.40 km/h.Mniej więcej w połowiedrogi do Wrocławia jest ostry zakręt nad lasem, w obniżeniu terenu.Wmomencie wchodzenia w łuk zakrętu straciłem kontrolę nad kierownicą iwpadłem w poślizg.Zniosło nas na drugi pas jezdni.W ostatnim momenciezobaczyłem przed sobą dwa blisko siebie osadzone światła - pomyślałem, że to maluch".Mój głośny krzyk O Jezu!", zlał się z przerazliwym hukiemzderzających się ze sobą czołowo samochodów.Na chwilę straciłemprzytomność, ale zaraz potem ją odzyskałem.Usłyszałem jęki moich pasażerów- wszyscy żyli i mieli się niezle.Najwięcej krzyczał ks.proboszcz, choć jemuzupełnie nic się nie stało.Kiedy wyszedłem z samochodu przewróciłem się nalodzie, który pokrywał całą jezdnię, pod cienką warstwą śniegu.Bardzo bolałamnie lewa noga i dolna część kręgosłupa, a z rozciętego łuku brwiowegosączyła się krew.Fiat 126p, w którego uderzyłem, leżał w rowie.Zawlokłemsię do niego i zobaczyłem zszokowanego, ale przytomnego kierowcę.Nikogowięcej tam nie było.Wkrótce nadjechała policja, a karetki pogotowia zabrałynas do szpitala.Po kilku godzinach spędzonych w szpitalu i na komendzie,gdzie składaliśmy zeznania, pozwolono nam wracać do domu.Wyjątekstanowiła znajoma proboszcza, która miała złamaną rękę i musiała jakiś czaspozostać w szpitalu.Ks.proboszcz zadzwonił po taksówkę, podjechał nią podwrak mojego samochodu, wyciągnął z niego wieniec i po paru godzinach byłjuż na pogrzebie szwagra.Ja natomiast z gospodynią wróciliśmy wynajętymsamochodem do Ruśca.Tak skończyła się ta tragiczna w skutkach wyprawa.Dzięki Bogu nikt (łącznie z kierowcą fiata) nie odniósł poważniejszychobrażeń.Proboszcz oczywiście obarczał mnie winą za wypadek, a na sprawie sądowejnie wstawił się za mną ani jednym słowem.Kierowca malucha" i jedynyświadek, jadący innym samochodem zeznali, że prawdopodobnie"wyprzedzałem na zakręcie i stąd czołowe zderzenie z samochodem jadącym zprzeciwka.Rzeczywiście mogło to tak wyglądać, ponieważ przede mną jechałinny samochód, a mnie zniosło w ten sposób, iż znalazłem się przez chwilęobok niego.Mimo zeznań moich i gospodyni, które zgodnie potwierdzały to, żewpadłem w poślizg - otrzymałem wyrok skazujący mnie na 0,5 rokupozbawienia wolności w zawieszeniu i ponad 20 min grzywny.Od tegoniesprawiedliwego wyroku sądu w Kępnie odwołałem się do SąduWojewódzkiego w Kaliszu, gdzie wyrok z Kępna utrzymano w mocy.Jedynąpociechą był dla mnie fakt, iż mój samochód nadawał się do generalnego (coprawda), ale remontu.Niestety z uwagi na brak pieniędzy musiałem czekać nato ponad pół roku.Po wypadku stosunkowo szybko doszedłem do siebie.Natomiast ks.Jan zafundował sobie kilka serii masaży klatki piersiowej.Zełzami w oczach opowiadał, jakie straszne męki przechodzi gdy ręce masażystyzawadzają mu małe włoski rosnące na piersiach.Kiedy człowiekowi wydaje się, że pokarał go los i sprzysięgły się przeciwkoniemu wszystkie siły na ziemi, a niebo pozostaje głuche na jego wołanie -warto czasami spojrzeć na prawdziwe cierpienia innych ludzi Nie każdy potrafiwznieść się ponad własne sprawy i problemy, aby tak jak mówił Jezus - śmiaćsię z tymi, którzy się śmieją i płakać z tymi, którzy płaczą".Człowiek, któryżyje dla siebie i z myślą o sobie nigdy nie będzie człowiekiem w pełnym tegosłowa znaczeniu.Zwykle tragedie innych ludzi uczą nas pokory i dystansuwobec naszych własnych rozterek, kompleksów czy niezaspokojonych ambicji.Po wypadku i jego przykrych następstwach wpadłem w pewnego rodzajudepresję.Jako kierowca byłem odpowiedzialny za to co się stało.Sam byłempotłuczony, bez samochodu i pieniędzy; skazany niesłusznie przez sąd.Niemogłem nawet z nikim podzielić się swoim bólem.Nie mając wody wmieszkaniu musiałem, kulejąc, nosić ją wiadrami z plebanii proboszcza.Niedługo po tych wszystkich wydarzeniach, kiedy wróciłem już do normalnychzajęć, byłem świadkiem tak wielkich cierpień ludzkich, że zawstydziłem się namyśl o tym, jak bardzo przeżywałem swoje własne kłopoty.Były to dwapogrzeby, które wstrząsnęły całą parafią.Pierwszą tragedią była śmierć młodej kobiety, matki dwójki małych dzieci.Dziewczyna zmarła po paru latach chorowania na białaczkę.Była jedną znajbardziej lubianych istot w całej okolicy - bardzo serdeczna i wesoła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]