[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ziaren piasku w odsłoniętych zębach i robaków,kryjących się w pustych oczodołach.Hannah przesuwała palcami podelikatnym włosiu pędzla, stojącego w słoiku na biurku.Słysząc jegopytanie, opuściła dłoń zawstydzona, jakby klepnął ją karcąco w rękę. Nie.Nie ma grobu. Ale& Nie mów mi, że& spaliłyście ciało? Jezu Chryste,Hannah& Nie! To nie tak.Musisz zrozumieć& Kiedy przyszłam, Dimitybyła bliska histerii z rozpaczy i przerażenia.Przekonywała mnie, żegdyby ludzie się dowiedzieli, że Aubrey mieszkał z nią przez cały tenczas, miałaby wielkie problemy.I stale plotła coś o jakichś sekretachi grzechach& nic z tego nie rozumiałam.To było niedługo po& po tym,jak straciłam Toby ego.Sama nie myślałam zbyt logicznie& A on nieżył już od jakiegoś czasu, rozumiesz? Wydaje mi się& wydaje mi się, żenie przyjmowała jego śmierci do wiadomości, a może po prostu chciałabyć z nim tak długo, jak to możliwe.Ale on& zaczynał już śmierdzieć.Urwała i z trudem przełknęła ślinę na to wspomnienie. Był środeknocy, miałam przed sobą zwłoki.Już drugie w tym roku.A Mitzypłakała, zawodziła i bredziła bez sensu, więc& więc zrobiłam to, coproponowała.Spojrzała na niego rozszerzonymi wciąż oczami, tym razemwyczekująco, przygotowując się na jego reakcję.Każdego innego dniabyłby szczęśliwy, widząc taką bezbronność na jej twarzy. Czyli? Oddałyśmy go morzu.Ta noc, kiedy umarł, była sucha i wietrzna; niespokojny szeptbryzy brzmiał jak piosenka.Dimity bolały plecy od szorowania podłogiw kuchni.Wiele lat utrzymywała siebie i Charlesa sprzątaniem; jezdziłaautobusem do klientów spoza Blacknowle, ludzi, którzy po wojnieszukali nowego domu.Ludzi, którym nazwisko Hatcher z niczym się niekojarzyło.Przeszła na emeryturę, gdy tylko było to możliwe.Przestałapracować i spędzała cały dzień z Charlesem w Strażnicy, która już niewydawała jej się więzieniem.To był jej dom.Jej sanktuarium.Miejsce,gdzie czuła się szczęśliwa i miała pełne serce.Ale tej nocy rozbolały jąkości aż po sam szpik, a pózniej po karku przebiegły jej ciarki i poczułaokropne, mdlące ukłucie pod żebrami.Krzątała się po domu, nucąci śpiewając pod nosem.Na kolację przyrządziła kotlety jagnięce w sosiemiętowym, ale długo czekała, zanim mu je zaniosła.Wiedziała;wiedziała.Ale nie chciała tego zobaczyć, nie chciała mieć dowodu.Każdy stopień schodów był stromy jak ściana klifu, każde napięciemięśnia kosztowało tyle wysiłku co maraton.Zanim zmusiła się dowejścia do jego pokoju, kotlety dawno zrobiły się zimne, a zastygniętytłuszcz utworzył pierścień na talerzu.Pokój pogrążony był w ciemności.Ostrożnie odstawiła tacę nabiurko i podeszła do włącznika światła.Ręka, którą uniosła, żeby gopociągnąć, była jak z ołowiu; ważyła więcej niż wszystkie skały naplaży.I wtedy go zobaczyła.Był ubrany, ale leżał na łóżku z nogami podprześcieradłem i rękoma skrzyżowanymi w pasie, schludny i porządny.Jego głowa spoczywała na środku poduszki, a oczy miał zamknięte, aleusta nie.Wargi rozchyliły się lekko, na tyle, że dostrzegła w szparze jegodolne zęby i wypukłość języka.Języka, który nie był już różowy, tylkobladoszary.I wtedy, w tej sekundzie, świat przestał się kręcić i wszystkookryło się cieniem; nic nie było już prawdziwe ani pewne.Powietrze nienadawało się do oddychania, światło paliło ją w oczy, a sufit napierał nanią z góry, aż w końcu padła na kolana.Cały dom, cały świat, wszystkoobróciło się w popiół, gdy dysząc z bólu i zataczając się, podeszła dołóżka.Skórę miał zimną i suchą, a ciało pod nią było zbyt twarde,nieludzko twarde.Wsunęła drżące palce w jego siwe włosy, czując dotykczystych, miękkich kosmyków.Z biegiem lat zapadły mu się policzki,a szyję naznaczyły wystające ścięgna, ale kiedy na niego patrzyła,widziała to samo co zawsze swojego Charlesa, swoją miłość.Długoleżała, skulona, z policzkiem wciśniętym w jego cichą, nieruchomąpierś.Szarą pustkę, którą zostawił po sobie Charles, wypełniły nowetwarze, nowe głosy.Na początku wydawały się niewyrazne; trzymały sięna dystans.Były tylko sugestią ruchu, mówiły zbyt cicho, żeby mogła jeusłyszeć.Ale potem, niemal tydzień po odejściu Charlesa, idąckorytarzem, dostrzegła w lustrze błysk jasnych włosów.%7łółtych,farbowanych włosów, długich i splątanych, z rozdwojonymikońcówkami.Valentina.Tego samego wieczoru dostała ataku drgawek,ale dreszcz, który wstrząsał rękami Dimity, nie pochodził z jej ciała,tylko z ciała Celeste.Wiedziała, że umarli ciągną do swoich jak osy dozamordowanej siostry.W Strażnicy śmierć wisiała w powietrzu, jejzapach rozchodził się po domu i stawał się coraz intensywniejszy.Kusiłinnych, żeby przyszli się rozejrzeć, wpadli w odwiedziny.Przerażona,pobiegła do jego pokoju i chwyciła go za zimne ręce, żeby się uspokoić.Znów były miękkie, ale w niewłaściwy sposób.Całe jego ciało zdawałosię kurczyć, zapadać coraz niżej w materac.Oczy cofnęły się w głąbczaszki, bruzdy na policzkach stały się jeszcze głębsze niż wcześniej,skóra na szyi luzniejsza.Język spoczywający między zębamipociemniał, sczerniał.Cerę miał woskowożółtą. Głóg szepnęła doniego z rozpaczą, kiedy dzień się skończył i słońce zaszło. Pachnieszjak majowe kwiaty, kochany.Na farmie otworzyła jej Delphine
[ Pobierz całość w formacie PDF ]