[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ile na początku starała sięgo unikać, o tyle z biegiem czasu odczuwała coraz silniejszą potrzebę zobaczenia go, byciablisko niego.Musiała się bardzo wysilać, \eby nie robić tego zbyt ostentacyjnie.Nauczyła siękontrolować na tyle, \e na jego widok nie bladła ju\ ani się nie czerwieniła, głos jej nie dr\ał,a kolana się nie uginały.Często się złościła, \e, zamiast pogardzać Connorem albo go lekcewa\yć, szuka jegobliskości.Wtedy na wszelkie mo\liwe sposoby obrzydzała go sobie w myślach, ale chwilę potym znów szukała go wzrokiem.Poza zdawkowym Cześć , które rzucał Vanessie czasami na przerwach, i jej równielakonicznymi odpowiedziami nie zamienili ze sobą ani słowa.W piątek po lekcjach, cztery tygodnie po rozstaniu z Connorem, stojąc przy swojejszafce, obserwowała, jak oddala się jego sylwetka.Nawet kiedy zniknął w głębi korytarza,wcią\ patrzyła w tę stronę.- Connor nie zadzwonił? - spytała Bethy.- Obiecałaś, \e nie będziesz o nim wspominać - powiedziała Vanessa prawie szeptem,wskazując ruchem głowy na Audrey O'Rourke, która stała na tyle blisko, \e mogła jeusłyszeć.Audrey ju\ dawno schowała swoje rzeczy, ale z wiadomego powodu zwlekała zodejściem.Nie wybaczyłaby sobie, gdyby przegapiła jakąś sensację.Bethy skinęła głową na znak, \e zrozumiała przyjaciółkę, i odezwała się dopiero,kiedy znalazły się w bezpiecznej odległości od Audrey.- Pamiętam.I musisz przyznać, \e dotrzymywałam obietnicy.- Doceniam to.- Dziś po raz pierwszy od trzech tygodni wymówiłam przy tobie jego imię.Niezadzwonił, tak?- Bethy, przecie\ powiedziałabym ci o tym.- No tak.Ale ja wcią\ nie mogę uwierzyć, \e między wami jest.Nie wiem, jak towyrazić.Ostateczny koniec.- To jest ostateczny koniec.Bethy pokręciła głową.- Dzisiaj w stołówce zobaczyłam, jak na ciebie patrzył.- Nie zauwa\yłam go tam.- Siedział tak, \e nie mogłaś.Ale on widział, jak wchodziłaś, i odprowadzał cięwzrokiem a\ do stolika.- Tak? - Vanessa zatrzymała się i spojrzała przyjaciółce w oczy.- To mo\e mi jeszczepowiesz, z kim siedział w tym miejscu, w którym nie mogłam go zauwa\yć.- No dobrze, z Claudią - odparła Bethy.- A widziałaś, z kim przed chwilą wychodził ze szkoły?- Nie.- A ja tak.Wyobraz sobie, \e z Claudią.- Od miesiąca siedzą w stołówce przy jednym stoliku, przychodzą razem do szkoły irazem wychodzą.- To naprawdę jeszcze nic nie znaczy.- Dla mnie tak.Bethy nie dała jednak za wygraną.- A ja ci mówię, \e oni nie są parą.- Skąd to przekonanie?- Zaraz ci powiem.Ale najpierw o coś cię zapytam.Czy sądzisz, \e Connor jestidiotą?- Zwinią tak - odparła Vanessa, zastanawiając się, jak to jest mo\liwe, \e kocha się wchłopaku, którego tak nazywa.- Ale idiotą raczej nie.- No widzisz!- Co takiego?- Uwierz mi, \e \aden chłopak nie patrzyłby przy swojej dziewczynie na innądziewczynę tak, jak dzisiaj w stołówce Connor na ciebie.Chyba \eby był idiotą.- Wiesz co? Masz stanowczo zbyt bujną wyobraznię.- Jest jeszcze coś - powiedziała Vanessa, kiedy wyszły ze szkoły.- Rzuciło ci się woczy, \e on ostatnio marnie wygląda?- Marnie? - Vanessa przystanęła i zastanawiała się chwilę.- Mo\e trochę schudł.Przemilczała fakt, \e teraz wydawał jej się jeszcze przystojniejszy i bardziej męski.- A ja uwa\am, \e on bardzo prze\ywa rozstanie z tobą.- O rany! - zawołała Vanessa.- Ucieknie nam autobus.Właśnie zatrzymał się na przystanku, a one były na tyle daleko, \e istniała nikłaszansa, by zdą\yć.Mimo to zaczęły biec.Kiedy były w połowie drogi, autobus odjechał.- Cholera! - zaklęły jednocześnie.W tym samym momencie tu\ przy nich zatrzymała się biała honda.Zanim Brian opuścił szybę i powiedział im Cześć! , Vanessa poznała, \e to jegosamochód.- Miałyście pecha, dziewczyny.A swoją drogą to ostatni palant z tego kierowcy.Mógłchwilę poczekać.- Są gorsze rzeczy na świecie ni\ spóznienie się na autobus - powiedziała zuśmiechem.Cieszyła się, \e znów jest jej dobrym kolegą, jak za dawnych czasów, zanim tozepsuli kilkoma bezsensownymi randkami.- Ni\ spóznienie się na autobus w piątek po południu? - wtrąciła Bethy.Autobus, na który nie zdą\yły, był ostatnim kursującym według rozkładuobowiązującego w czasie roboczych dni tygodnia.W weekend, który właśnie się zaczął,jezdziły co godzinę.- Wsiadajcie, podwiozę was - zaproponował Brian.- Nie zawracaj sobie nami głowy - powiedziała Vanessa.- Poczekamy na następny.- Godzinę? - Bethy skrzywiła się.- To bez sensu - orzekł Brian, wysiadł z samochodu i otworzył tylne drzwi.- Niezapraszam \adnej z was na przednie siedzenie, bo same widzicie.Obie zajrzały do środka, \eby się dowiedzieć, co jest nie tak z przednim siedzeniem.Właściwie nic nie było nie tak, poza tym, \e go nie było.- To najświe\szy trend? - spytała Bethy, wskakując do samochodu.- Sportowe wozybez siedzeń dla pasa\era?Vanessa zawahała się, ale po chwili siedziała ju\ obok przyjaciółki.- Miałem wczoraj wyjątkowego pasa\era - powiedział Brian.- Gęś.- Gęś? - zdziwiła się Vanessa.- Nie słyszałaś, \e przedwczoraj do schroniska trafiła gęś?To od niego dowiedziała się, \e schronisko dla zwierząt, w którym pracował jakowolontariusz, potrzebuje rąk do pomocy.- Nie, ostatnio byłam tam we wtorek i \adnej gęsi jeszcze nie było.- W środę przywiezli tam zagłodzoną gęś i wczoraj musiałem ją zawiezć doweterynarza - wyjaśnił.- Nie miałem sumienia pakować jej do klatki.Pomyśłałem, \e jeśliusiądzie obok mnie, mniej się zestresuje.- I co? - spytała Bethy.- Nie wiem, czy się zestresowała, czy nie, ale zapaskudziła mi siedzenie.Musiałem jewyjąć i wyczyścić na mokro.Jeszcze nie zdą\yło wyschnąć.- Prawdziwy z ciebie przyjaciel zwierząt - zauwa\yła Vanessa.Powiedziała to \artobliwym tonem, ale zdawała sobie sprawę, \e Brian rzeczywiścieprzejmuje się losem skrzywdzonych zwierząt.Był naprawdę wartościowym chłopakiem.Dlaczego nie mogła zakochać się właśnie w nim? Dlaczego tak głupio ulokowała swojeuczucia?Brian zadecydował, \e najpierw podwiezie Bethy, a potem Vanessę - tak było bardziejpo drodze.Kiedy podje\d\ał pod dom Bethy, ta złapała się za głowę.- O rany!- Co się stało? - zaniepokoiła się Vanessa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]