[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec poznał ją w wojsku.Musiała złamać niejedno męskie serce! Urodziła mu poślubie dwóch synów, Mirka i Wiktora.Wkrótce jednak zaczęło się między nimi psuć.%7łyciepowojenne było niełatwe.Ich poglądy na wiele spraw coraz bardziej się różniły, było wielekłótni i niezrozumienia.Ojciec pracował w biurze, znaczy w cywilu.Ciężko mu było się odnalezć bezmunduru i bez ręki w nowej rzeczywistości, a problemy małżeńskie przelały czarę goryczy.W tamtym czasie właśnie poznał swoją współpracownicę Tereskę, a ta, widząc w nim smutekjakiś taki bezbrzeżny, zabrała go kiedyś wraz z paczką przyjaciół na kąpiel letnią nad Wisłę.Namówiła na tę eskapadę swoją świętoszkowatą siostrę Marynę (moją mamę).W grupie tejbył też ówczesny absztyfikant Marynki, Wiesio Sochański.Przystojny, młody chłopakpodobny do Jana Kiepury.Miał takie same oczy jak Kiepura i też pięknie śpiewał.Wyśpiewywał Marynce swoją adorację, wyśpiewywał i nic! Jakoś Maryna nie była nastrojona na Wiesia.Wracali znad tej Wisły całą grupą.Radośni i rozbawieni, tylko Marynka szła jak toona, ciut zadumana, bo trochę intrygował ją ten dziwny, żonaty kolega Tereski i drażniło jąto, że ona wprowadziła go do ich grona.Dla Maryny to, że był żonaty, było święte, a to, żepodobno się rozwodził - ot, co ją to obchodziło? Szła, stawiając kroki niepewnie, omijająckoleiny na wiejskiej, rozjeżdżonej drodze, gdy Zdzisław, ten kolega Tereni z kikutem polewej stronie ciała, wziął ją zwyczajnie za rękę.Przez sekundę była zdumiona, lecz po chwiliuległa.Jego dłoń była miękka i ciepła.Pełna jakiejś niespotykanej dotąd łagodności.Szli takwystarczająco długo, by potem śniła jej się w nocy ta miła, ciepła ręka Zdziśka.Rozumiem ją, bo ja też uwielbiałam łapę taty.Wielką, cieplutką, miękką i pełnączułości.Głaskał mnie po twarzy tą ciepłą dłonią i patrzył tak, jakbym była najpiękniejszym,najlepszym zjawiskiem w jego życiu.Po perypetiach rozwodowych Zdziś poprosił Marynkę o rękę i pobrali się, choć byłystraszne opory ze strony babci Stasi.Tak bardzo była rozgoryczona, że Maryna postawiła naswoim, że na ślub nie przyszła.Rozchorowała się na nerwyPo sprawie rozwodowej Zdzisia i ślubie z Marynką, rodzina taty, szanując irozumiejąc jego wybór, zaprosiła jego i Marynę do Klarysewa na obiad.Wszyscy, azwłaszcza ciotka Zośka, zauważyli, że jest bardzo szczęśliwy, zadbany, a oczy mu się świecą,ilekroć spogląda na swoją nową żonę.Postanowili więc, że panią Wandę z chłopcami będązapraszać w innych terminach niż Zdzisia z Marynką, i rodzina pozostała w komplecie bezuszczerbku dla żadnej ze stron.Ze stanem cywilnym taty wiąże się zabawna historia.Pewnego razu, gdy byłam już studentką, tato, namówiony przez mamę, zaczął pisaćksiążkę wspomnieniową.Któregoś dnia po obiedzie dał mi do przeczytania jej fragmenty.Czytam i czytam, i wynika z tego tekstu, że pani Wanda była nie pierwszą, a.trzecią żonątaty! Więc liczę dalej, mama nie jest jego drugą żoną, a czwartą! No, to wzięłam ojca wobroty.Jego pierwszą żoną była Ania.Anna Wasiliewna Kozlenko, poznana w ZwiązkuRadzieckim, gdy ojciec po aneksji w 1939 roku znalazł się na terenach ZSRR.Byłamłodziutką lekarką i wcześniej niż mój ojciec Polak dostała powołanie do wojska.Wkrótcetato dostał wiadomość, że Ania zginęła.Byli ze sobą zaledwie parę miesięcy.Musiał bardzocierpieć, bo nigdy o tym nie mówił, a był wielkim romantykiem, introwertykiem,człowiekiem czułym i wrażliwym, ale zamkniętym w sobie.Po wyjściu z rodzinnego domu, po wczesnym sieroctwie i pózniejszej tułaczce, tapierwsza, wielka miłość była spełnieniem marzeń o szczęściu.Pózniej było rosyjskie wojsko ipoważna kontuzja.Po niej odbywał rekonwalescencję na tyłach i w jednym z kołchozówpoznał Matrionę, starszą o dwa lata rozwódkę z córeczką Alonuszką.Pobrali się z Motią, jakto tata powiedział, ślubem kołchoznym u naczelnika, na kartkę papieru.Niestety, jakożołnierz musiał wrócić do jednostki i szybko trafił w największą zawieruchę - do Stalingradu.Opisuje to dokładnie w swojej książce Wojna niejedno ma imię.Panią Wandę, bo do Motii już nie wrócił, poznał w wojsku polskim.Została jego żonąi urodziła mu Mirka i Witka, moich przyrodnich braci.Kiedy o tym przeczytałam, spytałam go zdumiona, czy mama wie.- O czym? - spytał.- No, że jest czwartą twoją żoną, a nie drugą, jak myślałyśmy!- A.wiesz, nie wiem - tato zamilkł.Czytałam jego wspomnienia dalej.Przy kolacji, po powrocie mamy ze szkoły, spytałam ją, nie siląc się na żadnepodchody.Nie należała przecież do sensatek.- Mamo, z książki taty wynika, że.I opowiedziałam o wszystkim.- Zdzisiu? - mama, z uśmiechem, jakby rozbawiona tym faktem, zwróciła się do ojca:- To prawda? Czemu nigdy mi o tym nie opowiadałeś?- Bo.nigdy nie pytałaś, Marynko - odpowiedział tata zwyczajnie.To fakt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]