[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiałabym wtedy o wszystkim opowiedzieć,o tym jak dawałam sobą sterować.To by było jeszczegorsze.Tak wtedy myślałam.Zajęło mi parę ładnych lat,zanim pojęłam swój błąd.Niestety, było już za pózno.Wstała z kanapy i zaczęła przechadzać się po pokoju.Nadia pozwoliła jej mówić we własnym tempie.- Tak sobą pogardzałam, że niemal nie mogłam spoj-rzeć sobie w oczy w lustrze.Im dłużej milczałam, tymtrudniej było się z tym uporać.Pomogło mi karate.Przy-najmniej nauczyłam się bronić fizycznie.Potem postano-wiłam wstąpić do policji, mogłam starać się, żeby inni nieznalezli się w podobnej sytuacji.Ale czuję się tak, jakbyto wydarzenie wpływało na całe moje życie.Może taknaprawdę mogłabym robić coś innego, mieć inny zawód,inaczej żyć.Być tym, kim rzeczywiście jestem.Nie tym,kim się stałam.- A to, co się wydarzyło tej wiosny, z mężczyznami.-Nadia nie dokończyła zdania.Elina znowu usiadła obok niej na sofie.- Nie wiem.puściłam ster i z powrotem zmieniłamsię w to stłamszone stworzenie, jak za pierwszym razem.148Tylko nocami, kiedy nikt mnie nie widział.erotyka po-trafi zamazać wszelkie ludzkie cechy.To takie kuszące,nie brać za siebie odpowiedzialności.Jednocześnie czujędo tego wstręt i pociąg.Wino się skończyło i było już po drugiej, kiedy Nadia za-mawiała taksówkę do domu.Sufit wirował nad łóżkiemEliny.Zapadła w głęboki sen bez snów.24Pierwsze, co zobaczyli, to była czerwona wieża kościel-na.Sterczała niczym rożek na tle ogromnej góry.Przedkościołem był cmentarz.W dolinie stało kilka domów,wyglądały jak zabawki, wszystko wydawało się małe przytej górze.Robert zaparkował na wysypanym żwirem placuprzed kościołem.- I to wszystko? - zdziwił się.- Całe Flakstad?Kari nie odpowiedziała.Wpatrywała się w cmentarz.- Ciekawe, czy mój tata tu leży - szepnęła.Robert ująłją za rękę.Nie wyrwała jej, tylko mocno odwzajemniłauścisk.Razem otworzyli furtkę i wkroczyli między mo-giły.Kamienie nagrobne stały w równych rzędach, wśródnieboszczyków we Flakstad panował wzorowy porządek.- Jak się nazywał? - zapytał Robert.- Reidar Solbakken - odpowiedziała Kari.Znalezli nagrobek daleko z tyłu jednej z alejek.Karipierwsza go zauważyła - nagle wyrósł przed nią i wyrwałz zamyślenia.Był niepozorny i szary, jakby wyryty prostoze skały.- Urodzony w 1925, zmarły w 1984 - przeczytał Ro-bert.- Czyli ile miał lat? Matma nigdy nie była mojąmocną stroną w budzie.150- Pięćdziesiąt dziewięć - wyszeptała Kari tak cicho, żeRobert musiał się domyślać słów.-I troens eje tindrer lysfra evighetens strande* - przeczytała po cichu wyryty w ka-mieniu pod nazwiskiem tekst.- Czasami wydaje mi się, żego pamiętam - powiedziała nieco głośniej.- Jak wchodziłdo domu.Był wielki i głośny.Ale to może tylko moja wy-obraznia.- Rozejrzała się wokół.- To tam.- Wskazałaręką.Na wzgórzu stał biały budynek.- Mieszkaliśmyw tamtym domu.Z oddali dobiegło szczekanie psa.Kari i Robert staliw milczeniu, spoglądając na jej stary dom.- Idziemy? - zapytał.- Nie jestem pewna - odparła Kari.- Nie wiemy, ktotam teraz mieszka.- Robert zauważył, że drżała, możez zimna.- Czy to właśnie tam.- przerwał, bojąc się dokończyćzdanie -.cię znalezli?Kari milczała.- Chodz.Zapukamy.Po to tu jesteśmy.Od czegoś trze-ba zacząć.- Wziął ją znów za rękę i delikatnie pociągnąłza sobą.Pies rozszczekał się na dobre, kiedy zbliżali się do domu.Powoli podeszli do schodów prowadzących do sieni.Za-nim tam dotarli, drzwi się otwarły.Stanął w nich męż-czyzna, był szczupły i wyglądał na jakieś siedemdziesiątparę lat.Twarz pobrużdżona jak góry, małe oczy.- Szukacie kogoś? - spytał bez emocji.- Kiedyś tu mieszkałam - wyjaśniła Kari.- Chcia-łam.Robert z zaskoczeniem spojrzał na nią, gdy nieświado-mie przeszła na norweski.* (norw.) W oczach wiary lśni światło z wybrzeży wieczności.151- Chciałam tylko.- powtórzyła znowu, nie kończączdania.Człowiek w drzwiach stał długo bez słowa.- Ktoś ty? - zapytał w końcu.- Kari Solbakken.Twarz mężczyzny się poruszyła, coś drgnęło w jegorysach.Napięły się, jakby miał na karku śrubę.- Córka Reidara?Kari skinęła głową.- I co tu robisz?- Tak naprawdę to nie wiem - westchnęła Kari.- Chcia-łabym się czegoś o sobie dowiedzieć.Co się wydarzyło,wtedy.- Leżałaś na schodach.Tu.- Wskazał palcem.- Potemsię tobą zajęli.Nic więcej nie wiem.- Jeśli mogę zapytać.- wtrącił Robert.- Czy znał panrodziców Kari?- Znałem Berit i Reidara.Ożeniłem się z jego kuzynką.Ale ja nic nie wiem.Muszę już iść, mam robotę.- Kim byli jej prawdziwi rodzice? - Robert zawołałjeszcze, zanim mężczyzna zdążył zamknąć drzwi.- Tego nikt nie wie - usłyszał w odpowiedzi i drzwi sięzatrzasnęły.Kari i Robert stali na podwórzu.Pies przestał szcze-kać.Kari odciągnęła Roberta za ramię, jak najdalej oddomu.Za wsią, zaledwie kilkaset metrów od kościoła, w lądwcinał się głęboki fiord.Kawałek plaży był piaszczysty,letnie kąpielisko.Stała tam przenośna toaleta, na tab-liczce wisiał regulamin korzystania z kempingu.Robertsprawdził drzwi do toalety.Były otwarte.W środku wy-glądała czysto i schludnie.- Rozbiję namiot - zaproponował.Kari nie protesto-wała.Wieczorem Kari rozchorowała się.Leżała, trzęsąc sięw śpiworze na dmuchanym materacu.Robert spytał, czyto przypadkiem nie nawrót choroby morskiej albo gorącz-ki, ale nie odpowiedziała.Otulił ją swoją kurtką.- Jutro na poważnie zaczniemy poszukiwania.Jeślitego chcesz, oczywiście.Na pewno jest wiele osób, któremożemy wypytać.Kari leżała w milczeniu.Fale dreszczy wstrząsały jejciałem.Dopiero nad ranem się uspokoiła i wyczerpanazasnęła.152Kiedy Elina wychodziła ze swojego mieszkania na Ox-backen, łagodna bryza pieszczotliwie owiała jej twarz.Pogoda znów się zmieniła, w powietrzu czuła babie lato.Niebo było błękitne.Poniedziałek rano, 13 września.Poprzedniego wieczoraElina odwiedziła Oskara Karnlunda w szpitalu.Wkrótcemiał zostać wypisany, na operację poczeka w domu.Zasie-działa się u niego, opowiadając mu o śledztwie.Wydawałosię, że odbierał to prawie jak osobistą przysługę.W pracy od razu zamknęła za sobą drzwi.Nie miała za-miaru iść na odprawę.Nie chciała opowiadać w sekcji o swo-ich poczynaniach.Ryzyko, że to, co robi, zostanie uznaneza unikanie codziennych obowiązków, było spore.Wyciągnęła dzienniki Ylvy Malmberg i ułożyła w po-rządku chronologicznym.Osiem tomów w różnobarwnychokładkach.Pierwszy z jesieni 1965 roku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]