[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ona, Klara, żyła sobie jak pączek w maślena królewskim dworze i nie dało się zaprzeczyć, że pieśń Tybalda,ułożona specjalnie dla niej, schlebiła jej próżności.Zawstydziła się.- Następny ruch Mauclerca - powiedział Tybald pewnego wieczoru po powrocie do Paryża.Rozłożył przed Blanką pergamin- 2 7 5 -o postrzępionych brzegach.- Po kraju krąży tysiące odpisów tego takzwanego wiersza.Oryginał przekazano twojemu synowi w Orleanie.Blanka przysunęła bliżej lampę i sięgnęła po pergamin, trzymając go w pewnym oddaleniu.Zawsze była dumna ze swego dobregowzroku, od niedawna jednak niektóre litery rozpływały się jej przedoczyma.Te jednak mogła bez trudu odczytać:- Królu, nie wierz temu plemieniu babskiemu, lecz tych do rady chciej prosić,co potrafią zbroję nosić.Rzuciła pergamin na ziemię.- Gdzie przebywa teraz Ludwik? - zapytała.- Schronił się na zamku Montlhery - odrzekł Tybald - oznajmiwszy baronom, iż nie życzy sobie, by go pouczali, nie potrzebujebowiem innej pomocy niż ci ludzie, których ma w radzie.Rozgniewana Blanka skinęła głową.- Nie uda im się wbić klinapomiędzy mnie a mego syna.Niezle to sobie wymyślili, szlachetnipanowie - uwolnić króla spod wpływu matki i kazać mu tańczyć,jak sami zagrają.Spojrzała ze zmarszczonym czołem na hrabiego Szampanii.- Wyglądasz na zatroskanego Tybaldzie, czy jest jeszcze coś więcej?- Niestety tak - odparł.- Twoi przeciwnicy, pani, gromadząw Corbeil znaczne siły.Nie wróży to nam nic dobrego; nie zdołamyw tak krótkim czasie zwołać wasali i wystawić armii.Klara, która schyliła się po pergamin i przeczytała wiersz, uniosła do góry zaciśniętą pięść.- Lud to nie tylko zbrojni, lecz także bardzo, bardzo wielu innych ludzi! - zawołała.- A paryżanie kochają cię, Blanko!Po południu, pełna wspomnień, wybrała się do katedry, wznoszonej na wyspie Cite.Podziwiała ażurową galerię ze smukłymi kolumienkami nad rozetą na zachodniej fasadzie świątyni, ze zdumieniem stwierdzając, że na zawrotnej wysokości rozpoczęto budowędwóch wież, które bez wątpienia sięgną chmur.- 2 7 6 -Wokół niej tłoczyli się ludzie z twarzami zwróconymi ku niebu,z zachwytem mówiący o pięknej królowej, która podczas każdej zeswych częstych wizyt na placu budowy nie omieszkała hojnie obdarować robotników i mieszczan.Wysłuchiwała trosk każdego, kto doniej podszedł, służyła radą, a niektórych ubogich chorych wysłałado własnego lekarza.Klara nie raz słyszała, jak mówiono, że za tęszlachetną i pobożną królową warto oddać życie.- Tak - odpowiedziała Blanka na uwagę Klary.- Kocham mójlud i mam to szczęście, że jestem przez niego kochana.Ale jak możemi to teraz pomóc? Tylko niewielu mieszczan umie obchodzić sięz bronią.Klara uklękła przed królową i wzięła ją za ręce.- Lud jest twoją bronią! Czy tego nie widzisz? Cóż będą mogliwskórać baronowie, gdy wszyscy paryżanie ruszą do Montlhery,niechby uzbrojeni tylko w nogi od stołów, młotki i kosy, lub po prostu w wolę przyjścia ci z pomocą? Hrabiowie nie mogą wszak wyrżnąć całego ludu!Ostatnie słowa same wypłynęły z ust Klary, sprawiając, że zadrżała.Inni lub też ci sami baronowie wiele lat temu podczas krucjatyprzeciwko katarom pytali Kościół katolicki, jak mają odróżniać ka-cerzy, i otrzymali polecenie, by wymordować całą ludność heretyckich krajów.Jeszcze teraz doskonale pamiętała odpowiedz: - Bógrozpozna swoich".Tybald delikatnie dotknął ramienia Klary, jakby odgadł jej myśli.- Do tej pory spór dotyczył jedynie królowej i baronów - powiedział cicho.- Możni panowie przestraszą się tłumu.A naród kochaswoją królową.Wspaniały pomysł, Klaro!Wyprostował się.- Zaraz każę obwieścić heroldom, że najjaśniejsza pani pragniejutro po mszy przemówić do ludu.Wszyscy mają odstąpić od pracyi przybyć do pałacu na wyspie Cite.- 2 7 7 -Blanka skinęła głową.- Niech bramy pozostaną szeroko otwarte.Dziesiątki tysięcy ludzi cisnęło się na dziedzińcu pałacu i wokółniego, gdy Blanka wczesnym rankiem wygłaszała swoją odezwę.Rozmieszczeni w strategicznych miejscach heroldowie miejscy powtarzali każde jej słowo ludziom stojącym dalej.Wszyscy zebraniusłyszeli, że młody król wpadł w zasadzkę i jego życie znajduje sięw niebezpieczeństwie.- Czy chcecie przyjść z pomocą swemu królowi? - spytała Blanka na zakończenie krótkiej przemowy.Z tysięcy gardeł rozległy się entuzjastyczne okrzyki.- Niech Bóg czuwa nad wami! - zawołała Blanka do tłumu, który niezwłocznie począł gotować się do drogi.Z murów otaczających pałac Blanka z Klarą obserwowały, jakcoraz większa ciżba ludzi pod rozwiniętymi chorągwiami kierujesię na południe.Blanka, wzruszona do łez, zwróciła się do swojejprzyjaciółki z pytaniem: - Jak będę mogła kiedykolwiek odwdzięczyć się tym dobrym ludziom, którzy w potrzebie tak bezinteresownie ruszyli mi na pomoc? Tym właśnie - pomyślała przepełniona radością Klara - różnisię Blanka od baronów.I to jest powód, dlaczego nadal tu jestem".Do rebeliantów szybko dotarła wieść o wymarszu paryżan z miasta, o zbliżającej się rzeszy ludzi, do których dołączało po drodzecoraz więcej mieszczan.Możni panowie przerazili się, dokładnie takjak przewidział to Tybald; z równymi sobie stoczyliby zacięty bój,nie wierzyli jednak, że będą w stanie pokonać tak potężną armięprostych ludzi, którymi zawsze do tej pory gardzili.Równie dobrzemogliby walczyć z morzem.Mauclerc pienił się ze złości.Był tak bliski zwycięstwa, wystarczyłby jeszcze tylko jeden dzień, a zamek Montlhery poddałby się,król zostałby zabity lub uwięziony, a wówczas usunięcie królowejbyłoby dziecinną igraszką.- 2 7 8 -Ktoś tą zuchwałą akcją pokrzyżował mu plany.Mauclerc domyślał się, kto stoi za wyjściem mieszczan z Paryża: bez wątpienia tenniegodziwiec, hrabia Szampanii.Najwyższy czas, by zniszczyć trubadura i jego królewską kochankę.Miecz okazał się zbyt tępym narzędziem; teraz należało użyćpióra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]