[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Apetyczne krągłości Grace Chandler wpaso-wały się w jego muskularne ciało, jak gdyby były specjalnie w ten sposób zro-bione.Miękkie ciepło bijące od niej było jak gorąca czekoladowa polewa nalodach.Od razu ogarnęło go podniecenie.To by było tyle, jeśli chodzi o traktowanieGrace jak siostry.Zbyt dobrze siebie znał, żeby nie zdawać sobie sprawy zeswoich instynktów.Wcześniej czy pózniej, bez względu na konsekwencje,będzie miał tę kobietę w swoim łóżku.Jednak teraz przede wszystkim musiał zwiezć ją do domu.Była bardzowystraszona, może nawet ranna.Mimo że to ona zainicjowała ten pocałunek,jej obecny stan nie pozwalał mu puścić wodzy namiętności.Pożądanie będziemusiało poczekać.Z ukłuciem żalu zrobił krok wstecz.Jej policzki były zarumienione, ustawilgotne i lekko nabrzmiałe.Z trudem powstrzymał się przed przyciągnięciemGrace do siebie raz jeszcze i kontynuowaniem tego, co przerwali.- Grace, czy dobrze się czujesz? - Biorąc pod uwagę to, jak wyglądała,pytanie było niedorzeczne.Przez chwilę przyglądała mu się zamglonymi z po-żądania oczami.Nagle zaszła w niej jakaś zmiana.Wyprostowała się, splotłaramiona i spiorunowała go spojrzeniem, którego nie powstydziłaby się pannaBenedicte.- Tak, znakomicie - powiedziała.- Ale to, co się właśnie stało, było pomyłką.Uniósł brwi.Powstrzymał się od przypomnienia jej, że to właśnie onazaczęła pocałunek.Z jej oczu mógł wyczytać, że prowadziłoby to tylko dokolejnego spięcia.- Mam wrażenie, że podobało ci się to tak bardzo jak mnie - zauważyłniewinnie.Jej spojrzenie pociemniało.- Przyjechałam tutaj, żeby podjąć decyzję, co będzie najlepsze dla Zaka.Towszystko.Jeśli chodzi o ciebie i o mnie, nic się nie wydarzyło.Jasne?- Jasne.- Bogate doświadczenie nauczyło go, kiedy walczyć, a kiedy sięwycofywać.Teraz był czas na oddanie pola, ale to nie znaczyło, że wojna niezostanie wygrana.Przyjdzie chwila, gdy Grace Chandler odszczeka to, co powiedziała.Narazie jednak przede wszystkim musieli wrócić do domu.Grace przeżyła szok, i,co gorsze, prawdopodobnie była kontuzjowana.- Wygląda na to, że poczciwy Manso chwilowo wybrał wolność.Naszczęście mój wierzchowiec z łatwością uniesie nas oboje. - Mam wsiąść na twojego konia? - Grace spojrzała na wielkiego ogiera ipoczuła, że brak jej tchu.- Jeśli nie masz ochoty kuśtykać do domu bez buta i na skręconej kostce, niewidzę innego wyjścia.Czując się, jakby miała dosiąść ziejącego ogniem smoka, Grace wzięłaEmilia za rękę i pozwoliła, żeby podsadził ją na siodło.Sam usiadł przed nią,więc nie miała innego wyjścia, jak objąć go w pasie.Ruszyli.Chód konia był delikatny, jednak Grace czuła niebezpieczną siłęogiera.Kiedy patrzyła na dół, kręciło jej się w głowie, przylgnęła więc mocniejdo solidnych, męskich pleców.Pewność, z jaką Emilio kierował wierzcho-wcem, dawała poczucie bezpieczeństwa, a ciepło jego ciała rozgrzewało jejkrew i upajało zmysły.Stop, powiedziała sobie zdecydowanie.Jeśli miała chociaż odrobinęrozsądku, musiała powstrzymać to uczucie.Już przecież popełniła idiotycznybłąd, który nie mógł się znowu powtórzyć.Jej status w domu Emilia był delikatną sprawą.Nie chciała, by zaliczono jądo służby, jako wynajętą nianię, nie chciała też zostać kochanką pana domu.Pragnęła szacunku i prawa do głosu w sprawie wychowania Zaka.Chciała byćuważana za matkę chłopca i tak traktowana, ale tę pozycję musiała wypracowaćswoją postawą.- Ciągle jeszcze boisz się mojego ogiera? - odezwał się nagle Emilio.- Tylko troszkę - skłamała.- Powiedziałaś, że miałaś kiedyś wypadek na koniu.Co się wtedy stało?Zawahała się.Rozmowa o tym okropnym dniu zawsze była bolesna.- Chcę cię poznać, Grace.Będzie to łatwiejsze, jeśli opowiesz mi coś osobie.- Czy ty też pozwolisz mi się poznać, Emilio Santana? - spytała.- Jak narazie niewiele o tobie wiem.- To nie fair, odpowiadać pytaniem na pytanie - zaoponował.- Ja byłempierwszy.Grace westchnęła.- W porządku.Miałam wtedy piętnaście lat i byłam zapaloną amazonką.Podczas Tygodnia Rodeo zostałam wybrana do jazdy ze sztandarem naszegoklubu jezdzieckiego w paradzie otwierającej imprezę.Mój koń akurat miałkontuzję, więc pożyczyłam innego, wielkiego gniadosza, ze stajni właściciela.Ktoś z tłumu rzucił petardę pod brzuch konia.- Głos jej się załamał.- Biednygniadosz oszalał ze strachu, stanął dęba.Nie utrzymałam się w siodle.Kiedyspadłam, stratował mnie.- Ay, Dios mio! - Emilio był poruszony.- Dobrze, że uszłaś z życiem.- Miałam wiele obrażeń i krwawiłam wewnętrznie.Natychmiastprzewieziono mnie do szpitala i chirurg, który był na dyżurze, uratował miżycie.- Niestety, nie udało mu się uratować wszystkiego, dodała w myślach.Taczęść historii była zbyt osobista, żeby się nią podzielić.- Spędziłam w szpitaludwa tygodnie - podjęła.- A w tym czasie moja mama i mój doktor zakochali sięw sobie.To był ojciec Cassidy.Zyskałam siostrę.I.Zaka.Emilio nie odpowiedział od razu.Jechali w milczeniu; Grace czuła podswoją dłonią mocne, rytmiczne uderzenia jego serca.- Pewnie rzeczy nie dzieją się bez powodu - odezwał się wreszcie.- Wiem - powiedziała poważnie.- Niezbadane są wyroki losu.Moja matka iojczym nie żyją, odeszła też Cassidy.Zak jest całą rodziną, jaką mam.Nie zo-stawię go.Nie mogę.- Nie spodziewasz się chyba jednak, że ja się go wyrzeknę? - odparł cicho.-Nasz los jest zadziwiająco podobny, Grace.Moi bracia i rodzice nie żyją.Zakjest moim jedynym żyjącym krewnym.- Na pewno się ożenisz.Będziesz miał dzieci.- Quizdas.Ale żadne z nich nie będzie synem mojego brata.Arturo uosabiałto, co najlepsze w naszej rodzinie; był silny, wyrwały i mądry.Mnie obchodziłatylko zabawa.Jeśli ktoś ma prawo do owoców ciężkiej pracy mojego brata, toprzede wszystkim jego syn.On powinien odziedziczyć Urubambę.Wyjechali spośród drzew na tyły posiadłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]