[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jakaś twoja kolejna sztuczka?- Ja nie robiłam sztuczek, to ty! Ty! Jestem od ciebie zależ-na.Uśmiechnęła się lekko.- Jemu też to powiedziałaś, że jesteś od niego zależna?Takich rzeczy nie wolno mówić nikomu, moja mała!Czułam, że pod powiekami gromadzą mi się łzy.- Jak już mam się wygłupiać, to jednak chcę wiedziećdlaczego - powiedziała wreszcie.- Powiem ci, jak się zgodzisz.Zastanawiała się chwilę.- Helena i Sonia!- A masz tekst?- Wybór dramatów Czechowa na półce - wskazała na regałw przedpokoju, z którego kiedyś wazon spadł mi na głowę.Odnalazłam w tomie Wujaszka Wanię.142- Będziemy się wymieniały egzemplarzem - zaproponowa-łam - bo mamy jeden.- Ty korzystaj, ja znam tekst - odrzekła lekko, a przecież byłoto wyznanie.Kiedyś chciała tę rolę zagrać, chciała ją zagrać takbardzo, że nauczyła się jej na pamięć.- Który?- Heleny.A więc chciała być Heleną, tą piękną, pełną harmonii, uwiel-bianą przez mężczyzn.Nawet mnie to ucieszyło, że wybrała ją, anie Sonię, bo Sonia była mi o wiele bliższa.A teraz miała się staćmoim sędzią, miała zadecydować o moim pozostaniu lub odej-ściu z teatru.Kochana Sonia - pomyślałam - ona mnie nie możeskrzywdzić.- Zacznij od fragmentu: Nie jestem ładna * - zadecydowałaElżbieta.* Wszystkie cytaty z Wujaszka Wani Antoniego Czechowa wprzekładzie Jarosława Iwaszkiewicza.- Nie jestem ładna.- przeczytałam.Elżbieta uśmiechnęła się zagadkowo i był to uśmiech wykra-czający poza rolę, to nie Helena uśmiechała się do Soni, którąszczerze lubiła, to pierwsza żona uśmiechała się do tej drugiej,co było wyrazem o wiele bardziej złożonego uczucia niż lubienieczy nielubienie.- Masz ładne włosy - odpowiedziała.- Nie.Nie.Kiedy kobieta jest nieładna, powiadają jej: Maszpiękne oczy, masz piękne włosy. Kocham go już sześć lat.- wtej sekundzie uświadomiłam sobie, że ja znam Zygmunta dużodłużej - kocham go więcej niż matkę; w każdym momencie sły-szę jego głos, czuję uścisk jego ręki; spoglądam na drzwi, cze-kam, ciągle mi się wydaje, że on wejdzie lada chwila.I widzisz,wciąż przychodzę do ciebie, aby mówić o nim.Teraz przyjeżdża143do nas codziennie, ale nie patrzy na mnie, nie widzi mnie.Tojest taka męka! Nie mam żadnej nadziei, nie, nie.o Boże, dodajmi sił!I nagle uczułam, jak te siły we mnie wstępują, jak wszystkopowraca na swoje miejsce.Czytałam tekst sztuki, z której wybra-łam rolę Soni, i ta rola już się we mnie formowała, czułam, jakrośnie, jak się rozpiera, szuka ujścia.Powracała radość życia iwiara we własne siły, mimo to ciągle jeszcze byłam nieufna, niepotrafiłam zapomnieć, czego doświadczyłam ostatnio.Bo mogłoto być tylko złudzenie.- A on? - spytała Elżbieta.Nie, to już spytała Helena.SONIA: On mnie nie dostrzega.HELENA: To dziwny człowiek.Wiesz co? Pozwól mija znim pomówię.Ostrożnie, nie wprost.Doprawdy, jak długomoże trwać taka niepewność.Pozwól mi!Jako Sonia potakująco kiwnęłam głową.HELENA: Doskonale.Kocha czy nie kocha - dowiedzieć sięnietrudno.Nie bój się, kochanie, nie trwóż się -ja prze-prowadzę śledztwo delikatnie, nawet tego nie zauważy.Musi-my się tylko dowiedzieć - tak czy nie?Zasłuchałam się, zapatrzyłam w nią, była za stara do roli He-leny, miała twarz bez makijażu, z głębokimi szpecącymi ją siń-cami pod oczyma, a jednak była Heleną.Była tak fascynująca,że zapomniałam, iż ja też gram w tej sztuce.Jej milczenie przywołało mnie do porządku.SONIA: Powiesz mi prawdę?HELENA: Ależ oczywiście.Mnie się zdaje, że najgorszaprawda nie jest taka straszna jak niepewność.Zaufaj mi, ko-chanie.Nie mogę - odpowiedziałam jej w myślach - właśnie tobie niemogę zaufać, ale głośno powtórzyłam tekst roli.SONIA: Tak, tak.Powiem mu, że ty chcesz zobaczyć te144plany.Nie, niepewność jest lepsza.Bo zawsze Jeszcze zosta-nie nadzieja.Wypowiadałam tekst, jednocześnie prowadząc w głowie dia-log z Elżbietą: Jak mam ci zaufać, skoro wybrałaś taki fragmentsztuki, dwuznaczny.dotyczący mężczyzny, tylko że w sztuceten mężczyzna kocha ciebie, a w życiu mnie.HELENA: Co ty mówisz?Ja i SONIA naraz: Mc, nic.I tutaj powinnam wyjść, ale była to przecież próba czytana,więc odłożyłam tylko tekst.Sądziłam, że na tym zakończymy.HELENA: Me ma nic gorszego, jak znać cudzą tajemnicę inie móc na nią poradzić.On się w niej nie kocha - to jasne, aledlaczego nie miałby się z nią ożenić? Nie jest ładna, ale dlawiejskiego lekarza w jego wieku byłaby znakomitą żoną.Mą-dra, taka dobra, czysta.- Przestań! - wybuchnęłam.- Wcale tak o mnie nie myślisz!%7łe jestem taka mądra, dobra, czysta.Spojrzała na mnie półprzytomnie.- Tego nie ma tekście?!- Nie ma - bąknęłam zbita z tropu.- Soni już wcale nie ma wpokoju.- To dlaczego mi przeszkadzasz?Odrzuciła głowę kontynuując swój monolog.HELENA: Sumienie mnie zamęczy.On bywa tutaj co dzień,zgaduję po co, dlaczego tu przyjeżdża, i ja już mam poczuciewiny, gotowa jestem upaść przed Sonią na kolana, przepra-szać i płakać.Umilkła.Patrzyłyśmy na siebie, w tym samym momencie wjej i w moich oczach pojawiły się łzy.- Ja to powinnam powiedzieć.- wyszeptałam.Ale ona tego nie podjęła.145- No i co? Dał ci coś ten sprawdzian? - spytała normalnymtonem.- Miałam za małą rolę - odrzekłam.Nie domagała się już wyjaśnień, mimo że jej to wcześniejobiecałam.Taka właśnie była, dyskretna ponad miarę.Wolała-bym, aby mnie wypytywała, może łatwiej by mi było się przednią otworzyć.A tak, obie sprawiałyśmy wrażenie, że idziemy kusobie po omacku.Ciągle jednak postępowałyśmy do przodu, tobyło pewne.Moja odpowiedz była zresztą prawdziwa, niczego jeszcze osobie nie wiedziałam, nawet tego, czy mój kryzys mija.Tenprzebłysk, kiedy podjęłam rolę Soni, dał mi z pewnością jakąśnadzieję.W każdym razie, jeżeli powrócę do dawnej formy, nig-dy nie zapomnę lekcji udzielonej mi przez teatr.%7łe nikomu niemożna całkowicie zaufać, nawet samemu sobie.Zaczęłam się teżprzyglądać swojemu związkowi z Zygmuntem.Elżbieta mnie niebuntowała przeciw niemu, tego nie mogę powiedzieć.Czasamimówiła gorzkie rzeczy, ale to nie było skierowane bezpośredniopod jego adresem, raczej dotyczyło mężczyzn w ogóle.- Najgłupszą sprawą w życiu są złudzenia - powiedziała kie-dyś - ale większość ludzików tego nie wie.Używała takich zdrobnień wobec ludzi i rzeczy, co mnie de-nerwowało, bo wyczuwałam w tym odrobinę wyższości, zupełniejakby Elżbieta nie mówiła, tylko przemawiała.Więc ludziki, ko-bietki, mężczyznki, jedynie o Bogu mówiła Bóg, a nie Bożek.Widocznie w tym jednym wypadku uznawała czyjąś nad sobąprzewagę, nawet władzę.Jeszcze nie wiedziałam, czym napraw-dę była dla niej religia, którą nagle dla siebie odkryła.Wyglądałoto jak szukanie na siłę jakiegoś celu, gorączkowe zapełnianiepustki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]