[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ed zamówił kawę, japiwo imbirowe.- Dlaczego wybrał pan akurat to miejsce? - spytałem.Bar Wimpy odlat był ulubionym miejscem spotkań młodzieży z Hyde Parku; Jade i jazjedliśmy tu pewnie ze stohamburgerów, wiele z nich przy tym samym stoliku, który terazzajmowałem z Edem.- Lubię umawiać się poza biurem.Męczy mnie przesiadywanie wpracy od rana do wieczora.Poza tym wydaje mi się, że u mnie stajeszsię bardziej spięty.Chciałbym, żebyś się odprężył, poczuł swobodniej;jeśli będziemy spotykać się w sympatycznym miejscu, to może,powtarzam, może uda ci się być ze mną bardziej szczerym.Słuchanie Eda Watanabe było jedną z tych rzeczy, którychnajbardziej w świecie nie cierpiałem.Kelnerka postawiła na stoliku piwo oraz kawę.Ed wrzucił dofiliżanki tabletkę sacharyny, po czym na przemian zanurzając iwyjmując łyżeczkę, mieszał nią tak, jakby miał przed sobą gar zupy zwarzywami, które w dodatku osiadły na samym dnie.- Wciąż marzy ci się Nowy Jork? - spytał znienacka.Zaskoczony zapomniałem, iż podczas ostatniego spotkanianapomknąłem mu o wyjezdzie, i przeraziłem się, że odkrył mojezamiary.Poczułem się zagrożony, ale po chwili przypomniałem sobienaszą rozmowę i wzruszyłem ramionami.- No jak? Bo wzruszenie ramion może oznaczać tak" albo nie", alboże nie masz ochoty odpowiadać na pytania.A więc?- Oznacza to, że nie myślałem o tym.Bo co za sens?- Brawo, David.Podoba mi się twoje nastawienie.Jeśli chcesz znaćprawdę, to zaczynałem się o ciebie niepokoić.Jesteś inteligentnymczłowiekiem.- A co to ma do rzeczy?- Dużo.Odkąd pracuję w tym zawodzie, mam liczne dowody na to, żeczłowiek o inteligencji wyższej niż przeciętna nie potrafifunkcjonować w obecnym systemie.Albosystem niszczy człowieka, albo człowiek stara się przechytrzyćsystem, ale nie ma, do diabla, sposobu na to, aby system, jaki istniejeteraz, dziś, mógł sprawiedliwie wymierzyć karę człowiekowi owyższej niż przeciętna inteligencji.I dlatego, David, taki facet jak tystanowi dla mnie wyzwanie, w sensie zawodowym oczywiście.Dziesięć razy więcej mogę się nauczyć o penologii od inteligentnegogościa niż od półgłówka, który zostaje schwytany w trakcie włamaniado sklepu spożywczego jakiegoś pana Goldberga.- Czyżbym wyczuwał nutę antysemityzmu?- Odpieprz się.Nie jestem anty cokolwiek.Jeśli już, to anty postawieanty i dobrze o tym wiesz.Kurczę, David, nie potrafisz docenić tego,co masz, a masz kuratora, który ciągle się ostatnio za tobą wstawia.- Nie rozumiem.- No dobrze - powiedział Watanabe, wzdychając nieco teatralnie.-Nie zamierzałem ci tego mówić, ale trudno.- Zawsze w ten sposóbzaczynał, ilekroć chciał mi przypomnieć, że mam ograniczone prawa.- Słucham.- W porządku.Kilka dni temu ojciec przyjechał do Chicago.- Ojciec? Jaki ojciec?- Hugh Butterfield.- Hugh był w Chicago?- Tak.- Widział się pan z nim?- Nie.On mnie nie interesuje.Obchodzisz mnie ty, nie on.Ty.- To skąd pan wie, że przyjechał? Dzwonił do pana?- Dobrze, powiem ci.Nie zamierzałem, ale skoro pytasz.Butterfieldprzyjazni się z prokuratorem, KevinemDeSoto.DeSoto interesuje się tą dziwaczną gałęzią medycyny, wktórej Butterfield się specjalizuje.Więc Butterfield przyjechał domiasta.- Skąd?- Nie wiem.Znikąd.Co za różnica? W każdym razie zjawił się wbiurze DeSoto, twierdząc, że ma nowe dowody wystarczające, abywytoczyć ci proces.- Jaki proces? Sprawa jest już zamknięta.Nie mogą mnie sądzić poraz drugi.- Butterfield chce, żeby ci cofnięto warunkowe zwolnienie.- Dlaczego? Na jakiej podstawie?- Diabli wiedzą.DeSoto nie puszcza pary z ust.Może blefuje?Skinąłem głową.- Butterfield nie może darować, że nie siedzisz zamknięty w lochach,o suchym chlebie i wodzie.DeSoto powiedział mu, że przebywasz nazwolnieniu warunkowym i masz bardzo ograniczone prawa, po czymdzwonił do mojego szefa, który umówił się z Butterfieldem.Butterfieldpodejrzewa, że ponownie będziesz się starał nawiązać kontakt z jegorodziną.Z tego, co wiem, jest cholernie przejęty, zupełnie jakbyśwczoraj spalił mu dom.Kiedy mój szef oznajmił, że nie zamierzamycofnąć ci warunkowego zwolnienia, Butterfield mało nie oszalał.Twierdził, że nie zostałeś ukarany.%7łe szpital, w którym przebywałeś,bardziej przypominał ekskluzywny dom wczasowy niż dom wariatów.%7łe mogłeś robić wszystko, na co miałeś ochotę.I wiesz, co jeszczepowiedział?Potrząsnąłem przecząco głową, chociaż dobrze wiedziałem.- %7łe napisałeś list do jego syna.- Wierutne kłamstwo - odparłem szybko i z głębokim przekonaniem.- Tak sądziłem.I to właśnie powiedziałem szefowi, kiedy spytał, co otym myślę.%7łe to kłamstwo.Powiedziałem mu też, że Butterfield niedocenia twojej inteligencji.To wariat, w dodatku uparty jak osioł.Stałw gabinecie szefa, zajmując jego cenny czas, i walił się w piersi,powtarzając w kółko, iż przysiągł sobie, że póki żyje, nie dopuści ciędo swojej córki czy kogokolwiek ze swojej rodziny.Na to mój szef: Proszę pana, od tego jesteśmy my, nie pan".A Butterfield w krzyk, żenie wywiązujemy się ze swoich obowiązków i dlatego musi zająć sięsprawą osobiście.Ed wypił kawę do dna i wzruszył ramionami.Westchnąwszygłęboko, skinął głową.- Martwię się na samą myśl o tym, jak ten wariat cię nienawidzi.- Pan się tym martwi? Dlaczego?- Nie wiem.Ale się martwię.A ty nie? Ciebie to nie martwi?Potrząsnąłem głową.- Chciałbym być tak opanowany jak ty.A mnie ciarki po krzyżuchodzą.Nazajutrz, w sobotę, obudziłem się we łzach.Na ogół budziłem się,śniąc o spotkaniu z Jade, która na mój widok odwraca się i ucieka, a jają gonię, czasem przez Hyde Park, niekiedy przez las.Wkrótce,chociaż nie zwalniam tempa, odległość między nami wzrasta i Jadeznika mi z oczu.Tym razem jednak śniło mi się, że jestem w Rockville: w ciepły,słoneczny dzień siedzę przy dziecięcym drewnianym biurku, z głowąopartą na rękach i zanoszę się pła-czem.Obudziło mnie pukanie do drzwi: leżałem na łóżku w ciemnejsypialni, do której - ponieważ okna wychodziły na północ - niedocierało światło słoneczne.Wyrwany ze snu usłyszałem własnyszloch, który brzmiał jak dochodzące z oddali szczekanie samotnegopsa.Azy, które wylałem tego ranka, sztywny i obolały na skutek niewygódspowodowanych własnym niedbalstwem (nierówny materac, zatęchłabielizna pościelowa, niepowleczona gąbkowa poduszka z zimnymmetalowym suwakiem), były jedynym mi dostępnym wyrazembezbrzeżnej tęsknoty za Jade.Odkąd podpaliłem dom Butterfieldów, wszystko w moim życiuprzemawiało za tym, iż najlepiej będzie, jeśli zapomnę o Jade.A jastarałem się kurczowo trzymać tego, co - jak święcie wierzyłem -należało do mnie, obawiając się, że jeśli to stracę, nie pozostanie mi jużnic.Teraz jednak zdałem sobie sprawę, że jestem coraz mniej pewiensiebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]