[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pożegnałem uprzejmie platynową piękność i pośpieszyłem do hotelowego pokoju.Po chwiliodezwał się brzęczyk w mojej kieszeni.Dawson poinformował mnie, że tym razem pannaFlorentyna została solidnie uśpiona i możemy znowu udać się na wyprawę.Ralf przypomniałmi o kokainie.Kilka minut po dwudziestej drugiej, znowu w naszych niewidzialnych kombinezonach,znalezliśmy się przed bramą prowadzącą do zakazanej części wyspy.Psy wkrótce naswyczuły i z głośnym ujadaniem rzuciły się w naszym kierunku, a za nimi wolno zbliżyło sięaż pięciu strażników z pistoletami maszynowymi w dłoniach.Przewodził im Emil.Kolejno każdemu psu sypnąłem przez siatkę garść kokainy prosto w rozwścieczony pysk.Potem schowaliśmy się na zapleczu hotelu i obserwowaliśmy, jak na narkotyk zareagujązwierzęta.Noc była księżycowa, to co się działo za wysoką siatką, widzieliśmy jak na dłoni.Najpierw przestały ujadać i rzucać się na siatkę.Minęło jeszcze trochę czasu i oto zwierzętaogarnęła zadziwiająca wesołość oraz chęć do figlów.Zaczęły przewracać strażników, goniłyjeden drugiego, któryś usiłować chwycić własny ogon i kręcił się w kółko. Do diaska, co z tymi psami? usłyszałem zdumiony głos Emila.Psy przepełniała ogromna radość i poczucie własnej siły.Przeskakując jeden przez drugiego,rozbiegły się po wyspie.Zaintrygowani ich zachowaniem strażnicy odeszli, a Dawsoncieniutkim drucikiem otworzył kłódkę wiszącą na bramie i po krótkiej chwili znalezliśmy sięw zakazanej części wyspy.Jak wspomniałem, księżyc świecił mocno i nasze cienie ostro rysowały się na płycie startowejlotniska.To było niebezpieczne.Jeśli któryś ze strażników zobaczyłby dwa wędrujące cienie,niechybnie zacząłby strzelać, mimo że nie widziałby postaci ludzkich.Mógł nas zranić, anawet i zabić.Po krótkiej naradzie postanowiliśmy więc pójść szlakiem znacznie bardziejuciążliwym, to jest pomiędzy sterczącymi kikutami nie dokończonych budowli i stalowychkonstrukcji.One także rzucały cienie i łatwo było zgubić wśród nich nasze własne.Tylko żewszędzie widniały napisy Danger oraz stały tablice z trupią czaszką i skrzyżowanymipiszczelami. Nie obawiaj się niczego uspokoił mnie Dawson. Te napisy zapewne kazał tutajustawić don Pedro.Zresztą, zapewniam cię, że mój organizm natychmiast reaguje na każdeskażenie radioaktywne.My, ludzie Przyszłości, zbyt długo żyliśmy w świecie, w którym cokrok groziło podobne niebezpieczeństwo, i wytworzyliśmy w swoich genach specjalnysystem sygnalizacyjny.Czy nie przekonałem cię już, że mój organizm odrobinę różni się odtwojego?To była prawda.Kilkakrotnie zwróciłem uwagę, że Dawson, na przykład, patrzy nie tylkooczami. Widzi również swoją skórą, to znaczy, że jego skóra reaguje silnie na światło.Nieodwracając głowy wiedział, że za jego plecami ktoś bezszelestnie wszedł do pokoju, a nawetjakiego koloru był jego strój.Tej nocy poznałem jeszcze wiele innych umiejętności Ralfa, aleta, którą zademonstrował po chwili, przeszła wszelkie moje oczekiwania.Jak nadmieniłem, szliśmy wśród gruzów i resztek nie dokończonych budowli.Na ziemiwalały się sterty cegieł, kawałki stali, zwoje drutu kolczastego.Nadepnięcie na pogiętyblaszany pojemnik czy potknięcie się o cegłę wywoływało natychmiast szmer, a niekiedygłośny brzęk.Szedłem więc ostrożnie, pamiętając, że nie wolno mi rozedrzeć kombinezonu,gdyż jedynie materia kostiumu czyniła mnie niewidzialnym.A co zrobił Dawson? Zaczął poprostu lewitować, to jest uniósł się nad ziemię o pół metra i poruszał wolno nogami, jakgdyby płynął w powietrzu.Nie widziałem tego, ale domyśliłem się, co robi, ponieważ odpewnego momentu posuwał się bezszelestnie, a i jego cień podniósł się.Domyślił się, żepoznałem sposób jego wędrówki i usłyszałem w słuchawce cichy głos: Wierz mi, Tomaszu, to naprawdę nic trudnego.Gdybym miał trochę czasu, nauczyłbymcię tej sztuki.Wymaga po prostu tylko wielu ćwiczeń.Czy myślisz, że my, ludzie zPrzyszłości, wymyśliliśmy jakieś cuda? Nie.Po prostu wykorzystujemy zdolności, jakieposiada każdy człowiek nawet w twoim czasie, ale o nich nie wie, nie rozwija ich przezodpowiednie ćwiczenia.Ty także masz siłę psi , choć nie zdajesz sobie z tego sprawy.Potrafiłbyś siłą własnej woli zatamować upływ krwi z przeciętego naczynia krwionośnego,unieść się w powietrze na niewielką wysokość.Popatrz zresztą, co za chwilę uczynię.Zbliżyliśmy się właśnie do grupy kilku płaskich budynków z żelazobetonu.Jeden z nichwyglądał jak bunkier z wąskimi oknami podobnymi do strzelnic.Drugi stanowił wejście doukrytych w skałach składów i schronów.Jeszcze inny był elektrownią, prawdopodobniecałkowicie zautomatyzowaną i pracującą na mazucie.Sąsiadowało z nią kilkatransformatorów, biegły stamtąd linie energetyczne.Między owymi budynkami rozciągało siępodwórze wielka, betonowa płyta.Obok paliła się mocno latarnia elektryczna.W jejblasku widzieliśmy pięciu strażników i Emila, pochylających się nad leżącymi bezwładniepsami, które spały głośno chrapiąc. Co im się stało? spytał Emil, ale odpowiedzi nie otrzymał.W końcu jeden ze strażników oświadczył: Może miała rację ta facetka, która w barze opowiadała, że na naszą wyspę przylecą małe,zielone ludziki? Radiostacja przestała działać, uciekł barman i kucharz, a także sporo gości.Oni wiedzieli o niebezpieczeństwie i zwiali jak szczury ze statku, który ma zatonąć. A ten człowiek, którego oprowadzałeś po wyspie wtrącił drugi strażnik. Czy nieopowiadał, że jest tu takie urządzenie, które może zalać wodą całe podziemia? Co do mnie, tozgadzam się stróżować na górze, do podziemi jednak nie zejdę za żadne skarby. Don Pedro twierdzi, że to są bzdury powiedział Emil. Ale z naszymi psami stało się coś dziwnego.Wczoraj i dziś w nocy szczekały niewiadomo na co, a w tej chwili śpią.Teraz każdy może nas podejść.To mówiąc niespokojnie rozejrzał się dokoła, odbezpieczył pistolet maszynowy i gotów byłstrzelać.Lecz w tym momencie lufa jego pistoletu zgięła się ku dołowi, jakby zrobiono ją zplasteliny. Co to?! Patrzcie! wrzasnął strażnik i rzucił pistolet na beton.Lufa pistoletu drugiego strażnika dla odmiany wygięła się ku górze.Trzeciego skręciła wlewo, czwartego w prawo, piąty strażnik po prostu rzucił broń na beton nie czekając, aż musię wygnie w dłoniach. Ona mówiła.Ta kobieta w barze.że broń będzie sama się gięła w naszych rękach bełkotał Emil.Bezradnie wyciągnął z kieszeni pistolet i w geście rozpaczy uniósł lufę ku górze, jakby chcącbronić się przed nadlatującymi z nieba ludzikami.Wtedy pistolet zaczął strzelać aż dowypróżnienia całego magazynku. To nie ja.nie ja.on sam strzela! krzyknął Emil i cisnął pistolet.W słuchawce usłyszałem szept Ralfa: Obserwowałeś zjawisko, które wy nazywacie telekinezą.Zginanie przedmiotówmetalowych na odległość oraz wprawianie ich w ruch. Wyprowadzić z hangaru helikopter rozkazał Emil. Ja go sam poprowadzę.Jazda,chłopaki, ratujmy się.Komu życie miłe, niech opuszcza to przeklęte miejsce, zanim wylądujątu latające talerze.Całą gromadą pobiegli do pobliskiego, blaszanego hangaru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]