[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie był zbyt głęboki.Sięgał najwyżej trzydzieści centymetrów w głąb ziemi. Długi jeszczeraz przejechał po odłamku płyty i odwrócił do nas twarz, którą rozciągnął łobuzerski uśmiech.- Jeśli to nie to, będziemy musieli chyba na dzisiaj odpuścić.- powiedział.- Odsłoń wreszcie! - poganiała go BeBe.Chłopak wstał z klęczek i pochyliliśmy się nad wykopem.Zwiatła lamp zatańczyły napokrytej cętkami ziemi bieli płyty i odczytaliśmy wyryty tą samą szwabachą co na nagrobkunapis:3rt Htbco mco mortut rurwnt, mutt loquntur- W księdze mojej zmarli żyją, niemi mówią - przetłumaczyłem cicho łaciński napis.- Tam są chyba jeszcze jakieś cyfry - BeBe poświeciła lampą do środka dołka.Otoco ujrzeliśmy:5 5 2 5- Może przewidywał, że w tym roku nastąpi koniec świata? - zastanawiał się na głos %7łurek.- A może po prostu nie chciał, żeby takie kapuściane głowy jak ty dobrały się do szwedzkiego depozytu i zapisał wskazówkę szyfrem - zażartowała BeBe.- Bardzo śmieszne - powiedział %7łurek , robiąc obrażoną minę i przełykając ślinę.- Jutro sobota, więc chyba macie wolne? - zapytałem, ucinając spór.Młodzi ludzie spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.Po kolei skinęli głowami.- Proponuję zatem, aby każdy przez noc na własną rękę zmierzył się z zagadką.Spotkamy się jutro o jedenastej w kawiarni przy kościele i zastanowimy nad wnioskami.Przez chwilę milczeli, trawiąc moje słowa.- Pan też nie będzie prowadził śledztwa? - Długi spojrzał na mnie podejrzliwie.-Nie będzie odkrywał kolejnych wskazówek?Zawsze to samo! Ilekroć współpracuję z młodymi ludzmi, tylekroć podziwiam ichzapał, nieustępliwość, ciekawość świata i pełne, często dużo większe niż dorosłych,zaangażowanie.Ale zawsze pojawia się też ten sam problem.Bez względu na to jak bardzoniebezpieczne jest zadanie, chcą w nim brać udział od początku do końca.- No cóż, mam zamiar popytać jeszcze na plebanii, czy nie zachowały się jakieśksiążki Daniela Czepki.Ale obiecuję wam - spojrzałem na moich pomocników poważnie ipołożyłem rękę po lewej stronie klatki piersiowej - nie zrobię kroku naprzód bez waszejwiedzy.Na to czekali. Długi , Junior i BeBe odetchnęli z wyrazną ulgą.Twarze resztyrozjaśniły dyskretne uśmiechy. BeBe i Vincent zapisali sobie słowa z nagrobka w notesach, wyjętych z kieszenizabrudzonych dżinsów, a pozostali jeszcze przez chwilę wpatrywali się w nagrobek, żebydobrze zapamiętać wyryte na nim słowa.Na koniec przysypaliśmy odłamek płyty piaskiem, amłodzież odprowadziła mnie całą grupą do drzwi plebanii.Po drodze widzieliśmy stojącychwokół kościoła wartowników.Wikary, który pilnował wejścia do Hali Chrztów uśmiechnąłsię do nas i pomachał ręką, kiedy przechodziliśmy obok.W końcu stanęliśmy przed drzwiami domu pastora.Uścisnąłem po kolei dłoń każdegoz mych młodych pomocników.- Do jutra! - rzekłem, unosząc rękę. Potężna Gromadka odwzajemniła pozdrowienie.Potem odeszła w noc.Stałemjeszcze chwilę patrząc za nimi.Szli powoli, zmęczonym krokiem, ale z ciemności co chwiladobiegały mnie wybuchy śmiechu i odgłosy prowadzonych tylko pozornie na serio sprzeczek.W końcu otworzyłem szeroko drzwi i wszedłem w przyjazne światło domu świdnickiegoprimariusa.Gospodarz siedział samotnie w salonie i oglądał telewizję.Z kącika, gdzie ustawionybył odbiornik, dobiegał podekscytowany głos komentatora, dla którego tło stanowił rykpubliczności.- Tak, dobrze, dobrze, podaj mu teraz - kibicował ściszonym głosem pastor,przechylając się do przodu w fotelu.- No nieee.- jęknął i z zawodem w oczach opadł naoparcie fotela.Dopiero teraz mnie zauważył.Uśmiechnął się zawstydzony i już miał cośpowiedzieć, ale w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi.Pastor zerwał się z miejsca ipobiegł otworzyć.W obramowaniu framugi ukazała się bujna czupryna Długiego.- Czy mógłbym porozmawiać z panem Pawłem? - zapytał chłopak, zerkając na mnietajemniczo.- Oczywiście - rzekł wesoło pastor.- Wejdz proszę.- Wolałbym na osobności, jeśli to księdzu nie przeszkadza.- powiedział chłopak.Wyszedłem na podwórko, a kiedy zamknęły się za mną drzwi, Długi odszedł kilkakroków od plebanii i rozejrzał się wokoło:- Zapomniałem panu powiedzieć.- zniżył głos do szeptu.- Ale kiedy poszedł pan domiasta, po cmentarzu kręcił się jeden facet.- Jak wyglądał?- Starszy gość.Był wysoki, miał rudą brodę i siwą czuprynę. Doktor Klaus Schumann! - wykrzyknąłem w duchu.- Pytał was o coś? - zapytałem próbując nadać swemu głosowi obojętny ton.- Nie.Trochę się pokręcił wśród grobów.Udawał, że czyta napisy, ale widziałem, żeco chwila na nas zerka.Zna go pan?- Chyba tak - rzekłem ostrożnie.- Myśli pan, że może mieć coś wspólnego z tajemnicą Czepki?- Nie wiem.- odparłem po chwili z wahaniem.- Co to za jeden?- Nie mogę na razie powiedzieć.Nie będę nikogo oskarżał bez dowodów.Takie mamzasady.Obiecuję, że w odpowiedniej chwili.- No trudno - odrzekł chłopak chłodno.- W takim razie do jutra.Podał mi rękę i odszedł.Jeszcze przez chwilę z ciemnego korytarza, który tworzyłydrzewa wzdłuż brukowanej drogi wiodącej do bramy, słychać było wesołe gwizdanie i kroki.Potem wszystko ucichło, a ja wróciłem na plebanię.- Bardzo tajemniczy ci pańscy pomocnicy.- zagadnął mnie pastor, gdy usiadłem przystole, na którym po chwili pojawił się talerz dymiącej zapiekanki z warzyw.- Strasznie długotrwały wasze poszukiwania na cmentarzu.Dochodzi dwudziesta trzecia.Ze zdziwieniem spojrzałem na ścienny zegar, wiszący nad wejściem.Kilka godzinspędzonych na poszukiwaniach minęło niemal niezauważenie.- Przepraszam, że po raz kolejny przysparzam państwu kłopotu.Może lepiej będzie,jeśli zacznę stołować się w mieście.- rzekłem, na co pastor tylko się uśmiechnął i machnąłręką w taki sposób jakby chciał powiedzieć: Co też pan wygaduje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]