[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzy dni temu znów mijałem tomiejsce i malowidło było odsłonięte.Ktoś ściął krzak, a na ziemi byłyświeże ślady statywu.Shan przyglądał się mówiącemu chłopcu, przypominając sobie jegoostrzeżenie, że Gao zabije go, jeśli kiedykolwiek zjawi się po drugiejstronie góry.Czy Thomas okłamał go umyślnie? Czy może Gaozmienił zdanie?-A wczoraj spotkałem górnika, który pracował sam jeden,podśpiewując sobie.Miał nowy szwajcarski zegarek.Powiedział, żedostał go od jakiejś kobiety w zamian za konia.Wypytała go o drogędo najbliższego miasta, do Tashtul, i odjechała galopem.Mówiła potybetańsku, ale nie znała chińskiego.Hostene natychmiast znalazł się obok Thomasa i położył mu dłoń naramieniu.- Widziałeś dobrze ten zegarek?- Srebrny.Z czerwonym krzyżem na tarczy.Obrzeżony turkusikami.- To jej! Sam jej go dałem! W końcu uświadomiła sobie, w jakim jestniebezpieczeństwie, i odjechała - stwierdził z ulgą Indianin.- Dzięki Bogu - westchnął Kohler.- Wybierałem się jutro do miastaw interesach - oświadczył.- Wyjadę dzisiaj.Jeśli wojsko da mi dodyspozycji helikopter, mogę być tam przed zmrokiem,prawdopodobnie zanim jeszcze ona tam dotrze.Tashtul to małamieścina, a stąd prowadzi tam tylko jedna droga.ZnalezienieAmerykanki jadącej na wyczerpanym koniu nie powinno być trudne.Było to, jak szybko uznali, najbezpieczniejsze rozwiązanie.Hostene'owi trudno byłoby pokonać w pojedynkę długą drogę domiasta, a Shan nie chciał opuszczać góry, dopóki Gendun i Lokesh niebędą bezpieczni.Natomiast Hostene lecący z Kohlerem wojskowymhelikopterem mógłby wzbudzić u funkcjonariuszy UrzęduBezpieczeństwa wątpliwości, których nie dałoby się wyjaśnić bezproblemów.Kohler będzie musiał odbyć tę podróż sam.Hostene wyraznie odprężył się, gdy Kohler pojawił się znowu,gotów do podróży, z plecakiem na plecach.Niemiec energicznieuścisnął dłoń Indianina, zapewniając go, że jego siostrzenica będziebezpieczna, po czym ruszył ścieżką prowadzącą do bazy w dole.Gospodyni przyniosła miseczki z zupą.Zarówno Shan, jak i Hostenezjedli po dokładce, po czym Indianin przyjął zaproszenie Gao, byskorzystać z gościnnej sypialni w dolnej kondygnacji wieży, zakuchnią.- Co ja mam z wami zrobić, Shan? - zapytał Gao, gdy tylko zostalisami.- Pomóżcie mi znalezć mordercę.- Nie.To nie moja sprawa.Wasza też nie.Heinz zawiadomi UrządBezpieczeństwa, gdy tylko dotrze do miasta.Nie przynieśliściesprawiedliwości.Przynosicie smutek.Przynosicie zamęt.Sprowadzacie tłumy - powiedział.- Zostawcie lepiej dochodzeniewładzom.- To właśnie najbardziej wytrąca was z równowagi, prawda? Ze ktośzakłóca wam spokój.Oczy Gao zwęziły się.- Nie wybrałem tego miejsca przypadkowo.%7łądałem anonimowości.Tajemnicy.Prywatności.Poświęcono dość znaczne środki, żebyzapewnić mi to wszystko.Prywatność.Był to, jak Shan dobrze wiedział, najrzadszy skarb wcałych Chinach.- To elegancka pustelnia zauważył. Niektórzy zadowalają siępieczarami.Gao zignorował go.- Rząd potrafi bardzo gorliwie chronić swą inwestycję.Shan poczuł,jak w żołądku zaciska mu się supeł.- Co zrobiliście?- Obiecałem Kohlerowi, że kiedy jutro zjawią się tu siły UrzęduBezpieczeństwa, udostępnicie im wszystko, czego się dowiedzieliście.-1 wy martwicie się, że to ja zakłócam spokój waszego ustronia?Poczekajcie, aż zwalą się tu pałkarze bezpieki.Ci przewrócą tę górę dogóry nogami.Nim skończą, wasza mała twierdza znajdzie się napierwszych stronach amerykańskich gazet.Gao przyglądał się Shanowi w milczeniu.Zmarszczył brwi.- Macie jakieś książki o medycynie? - zapytał Shan.-Może leksykonleków?Gao odwrócił się z lodowatym spojrzeniem.- Co chcecie sprawdzić?- Papier i ołówek?Gao wskazał szufladę kredensu.Shan szybko zapisał na kartce nazwy leków z torby Hostene^ i podałmu ją.Gao odszedł z nią do swego gabinetu.Shan wstał już, by pójśćza nim, rozmyślił się jednak i wyjął więcej papieru z kredensu.Długosiedział, wpatrując się w pustą kartkę, po czym zaczął notować wkrótkich zdaniach znane mu wydarzenia.Ginie górnik.Bing wybranyna przywódcę górników.Zniszczenie starej kopalni.Abigail składaszkielet.Młody górnik ginie przy malowidle z niebieskim bykiem.Zniszczenie piaskowego obrazu.Profesor Ma i Tashi, przewodnik,giną zamordowani.Sprzęt biwakowy zrabowany.Zwłoki okaleczone,dłonie usunięte.Sprzęt Abigail znika z pieczary.Wszystkie te wydarzenia łączyły ze sobą związki, których nie umiałdostrzec.Ale czy w ogóle uszeregował je we właściwej kolejności?Przyjrzał się swym zapiskom, po czym dodał jeszcze trzy zdania.Nałożenie canąue Yangkemu.Wyprawa Hostene'a do obozu Binga.Thomas, początkujący przedsiębiorca, zaczyna znosić Rapakiemukosztowne dobra, za które ten nie jest w stanie zapłacić.Po blacie stołu podjechała do niego opasła księga.Kilka stroniczaznaczono w niej paskami papieru.- Rak - oświadczył Gao.- To są leki dla osoby w zaawansowanymstadium raka.Serce Shana znów skurczyło się boleśnie.Powoli otworzył książkę iprzejrzał zaznaczone strony.- Może leczą też inne choroby?-Nie.To wysoce wyspecjalizowane, bardzo kosztowne leki.Raczejniedostępne w Chinach - dodał znacząco.-W tej kombinacji nie majążadnego innego zastosowania.Takie środki nie dopuszczają doosłabienia organizmu przez nowotwór aż do ostatniego stadium.Shan patrzył niewidzącym wzrokiem, obracając ołówek, który wciążtrzymał w dłoni, gdy przebiegał pamięcią wszystko, co przydarzyło sięHostene'owi: jego śpiączkę, jego zmęczenie, fakt, że został pominiętyprzez zabójcę.Mądry stary Indianin, który tak bardzo przypominał muLokesha, umierał i, co gorsza, miał tego świadomość.Zamęt wmyślach i smutek przeniosły Shana w mroczne, nieznane rejony, ażnagle ołówek złamał się, a on wyrwał się z transu.-Detektory ruchu - wyszeptał w końcu - jak one działają?- Promieniowanie podczerwone - odparł Gao.- Czujniki znadajnikami na baterie słoneczne, wszystko bezprzewodowe.- Dokąd idą dane?-Są przekazywane do komputera w moim gabinecie iprzechowywane na twardym dysku.Pięć minut pózniej siedzieli przy małym stoliku w gabinecie Gao,przeglądając zapisy z ostatnich dwudziestu czterech godzin iobserwując ruch niewyraznych żółtych kształtów na ekranie, podczasgdy w lewym dolnym rogu przewijały się liczby określające datę igodzinę transmisji.Najmniejsze plamki oznaczały drobne zwierzęta,które gniezdziły się na skalistym stoku.Większe plamy sygnalizowałyprzemieszczanie się ludzi, choć żołnierze uprzedzili Gao, by niezwracał uwagi na kształty pojawiające się o świcie i zmierzchu wpobliżu określonych formacji skalnych, gdyż są to stadka wiewiórekziemnych wchodzących i wychodzących ze swych nor.- Czasami zdarzają się fałszywe sygnały - przyznał Gao.PokazałShanowi spory kształt oddalający się od domuw górę stoku.- Kohler idzie na polowanie - powiedział, po czym wskazał dwakształty, które przedstawiały nadchodzących rankiem Shana iHostene'a.Obserwowali ruchy w pobliżu domu.- Thomas pomagagospodyni przynosić zapasy.Latem trwałe artykuły przechowujemy wstarym spichlerzu.Shan przyjrzał się, w jakich godzinach zarejestrowano ruch przymałym budyneczku.- Czy Thomas chodzi tam tylko w okolicach pór posiłku?- Powierzyliśmy mu z Heinzem prowadzenie inwentarza.Topoważne zadanie, bo nie możemy wyskoczyć do sklepu, kiedyzabraknie nam takiej czy innej rzeczy.- Zawsze możecie poprosić Urząd Bezpieczeństwa o sól i ryż -zauważył Shan.Wciąż nienawidził Gao za to, kim był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]