[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zebraliśmy przeznaczone dla niej razy miotłą.Zarobiłam dwadodatkowe ciosy, gdy ustawiłam się między panią Noll a swoimi braćmi.Na Uliczce PsichSików było to drobne, nic nieznaczące zdarzenie, z pewnością niewarte tego, by mnie wyrywaćze snu.Tansy też nie spała.Usłyszałam ją i poczułam różany zapach mydła, którego używała.Pociągnęła nosem, a potem go wysmarkała.– Tansy? – szepnęłam.– Płaczesz?– Płaczę z byle powodu, Becco, nie pamiętasz? – Usiadła na łóżku i pomacała wokół, ażpoczuła moją rękę.– Obiecaj, że zrobisz, co w twojej mocy, by znaleźć Heruna.– Niewiele mogę zrobić – powiedziałam cichym głosem.– Moje Psy koncentrują się na poszukiwaniu kopaczy.– Obiecaj tylko, że się postarasz.To mi wystarczy.Mogę się opiekować tymi maluchami,wiedząc, że szukasz mojego męża.– Jej uścisk się zacieśnił.– Tansy…– Wszyscy wiedzą, że usilnie szukasz.Nikt inny w ogóle nie szuka, a co dopiero usilnie.Myślisz, że o tym nie słyszałam? Że wysłałaś ludzi, żeby pytali? Nikt się nie spodziewa, żecokolwiek zrobisz… Ty, Szczenię! A jednak ruszyłaś na poszukiwania.Rozmawiasz z ludźmi,podczas gdy Psy i Łotr się odwrócili, ty i twoi przyjaciele.Znajdziesz Heruna.Usłyszałam, jak jedno z dzieci się poruszyło.– Tato – szepnęło przez sen.Była to starsza z sióstr.– Obiecaj – poprosiła szeptem Tansy.– Wracaj do łóżka – powiedziałam.– Zanim się obudzą.Leżałam, słuchając, jak jej czujny oddech przeradza się w miarowy, uśpiony.Późniejwstałam, żeby pisać w tym dzienniku na schodach przed moimi drzwiami.Pisanie pomaga miprzemyśleć różne sprawy.Zapisanie snu sprawiło teraz, że zobaczyłam, co w tym wszystkim takbardzo mi nie pasowało.Pani Noll powiedziała moim Psom, że Tansy była urocza.Dobrze się o niej wyrażała,mówiła, że zawsze ją lubiła.Może po prostu chciała mówić dobrze o pogrążonej w żalu matce.Prawda jednak była taka, że na Uliczce Psich Sików nie znosiła Tansy.Nie mogłam zliczyćsytuacji, w których próbowała zbić ją na kwaśne jabłko.Tansy zawsze kradła jej najlepszewypieki, te szykowane na specjalne zamówienia.Pani Noll musiała płacić z własnej kieszeni, byprzygotować je drugi raz.Może te kłamstwa wynikały z uprzejmości, ale w takim razie czemu pani Noll kłamałatak usilnie? Żeby chronić Yatesa? Może to on znalazł sposób, by zemścić się za matkę i zdobyćostatni, sowity łup.Może jego matka o tym wie.Niedziela, 10 maja 246Pisane około dziesiątej rano na schodach.Obudziło mnie zawodzenie chłopczyka.Był już prawie świt.Krzyczał z poczerwieniałąbuzią.Pochylały się nad nim Tansy i starsza siostra.Moja przyjaciółka zmieniała mu pieluchę, asiostra machała mu przed nosem zabawką.Młodsza dziewczynka kuliła się w kącie, zasłaniającuszy rękami.Drapka nigdzie nie było widać.Podłoga zatrzęsła się, bo ktoś hałaśliwie wchodził po schodach.– Becca! – wydarł się na zewnątrz Rosto.– Becca, co ty tam masz, cholerny żłobek?Najstarsza z rodzeństwa włożyła palec do słoika z miodem, gdy wciągałam spodnie.Kiedy odsuwałam rygle, wsunęła ociekający słodyczą palec do ust braciszka.Od razu zamilkł.Szarpnęłam drzwi, otwierając je na oścież.– Rosto, ty dzikusie, starałyśmy się go uciszyć.– Miał na sobie tylko spodnie, obnoszącsię ze swoją pięknie wyrzeźbioną klatką piersiową.– Czemu marudzisz? I tak już prawie porawstawać.Z kolei młodsza dziewczynka zaczęła płakać.Krzyczała, że chce iść do domu.Rostowszedł do pokoju i podniósł ją.– Gdybyś mogła iść do domu, nie byłabyś tutaj, prawda? – zagadnął, potrząsając nią.–Zamknij gębę.Jest za wcześnie na takie hałasy.Zamilkła i wbiła w niego spojrzenie, zwieszając się w jego rękach.Zgromiłam jąwzrokiem.Kiedy ją prosiłam, nigdy nie przestawała krzyczeć, choć oczywiście nie wywierałamtakiego wrażenia jak półnagi Rosto.Nie, była zbyt młoda, by to docenić.Nie o to chodziło.Tansy oparła pięści na biodrach.– Proszę, jakiś ty męski, straszysz dziecko, które jeszcze wczoraj żebrało na ulicy.–Pacnęła go w głowę.– Postaw ją, głupku.Powolnym ruchem opuścił dziewczynkę na podłogę.Przebiegł wzrokiem po Tansy, któranie miała na sobie nic oprócz koszuli nocnej.– Ładna jesteś, nawet z tym niewyparzonym językiem w buzi i dzieciakiem w brzuchu.Kim jest twoja przyjaciółka, Becco?– Mężatką.I to nie twoja sprawa – warknęła Tansy.– Wyjdź! Wyjdź!Popatrzyłam na niego.– Słyszałeś.– Pociągnęłam go na zewnątrz.– To żona Heruna Loftsa, Tansy –powiedziałam.– Dzieci są Jacka Ashmillera.Przymknęłam jego żonę, Orvę.Teraz zniknął.Znalazł pracę i od tamtej pory nie pokazał się w domu.Rosto zawsze szybko kojarzył.Uniósł jasne brwi.– A twoje duchy? Ci kopacze?– Na razie nie pojawiły się nowe.Prowadzimy obserwację.Ale słuchaj, muszę cię prosićo przysługę.– Przełknęłam ślinę.Proszenie zbirów o przysługę było ryzykowne.Gdybym niebyła w desperacji (gdyby życie Heruna nie skróciło się o kolejny dzień), nigdy bym tego niezrobiła.– I nie proś mnie potem o morderstwo, żebym spłaciła dług.Jeśli wcześniej nie miałam pewności, że w przyszłości połączą mnie z nim poważnesprawy, teraz już to wiedziałam.Irytacja zniknęła z jego oblicza, zastąpiona trzeźwymskupieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]