[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Miejsce, w którym balowaliśmy? Bardziej prawdopodobne.Ale niewybrałby miejsca pierwszego z brzegu.Wybrałby coś, co bym zapamiętał& Ostatnie miejsce?Tak, tak, tak.Wiem, gdzie jest!Serce załomotało mi pełnym podniecenia werblem. No to jedzmy. *Wylądowaliśmy na jakimś zapyziałym osiedlu, mniej więcej dwadzieścia pięćkilometrów za Birmingham.Po wytarciu naszych linii papilarnych porzuciliśmy samochód może ktoś inny chciałby się zabawić w niezależnego pracownika parkingu i usunąć pojazd z tejokolicy na dobre i ruszyliśmy w stronę budynku prezentującego się najgorzej ze wszystkich.Obłaziła z niego farba, okiennice były połamane, szyby stłuczone.Z dachu zwieszały sięoderwane klepki.Deski na ganku wydawały śmiertelny grzechot, kiedy zbliżaliśmy się do drzwi.Szron zapukał.Pod drzwiami pojawił się cień, a ja się domyśliłam, że ktoś patrzy na nasprzez wizjer. Najwyższy czas oznajmił nieznany mi głos.Zawiasy jęknęły na wysokim Ci obskurne wejście stanęło przed nami otworem.Drobna brunetka z plątaniną blizn na jednympoliczku odsunęła się na bok, przepuszczając Szrona. Gdzie oni są? spytał ostrym tonem. W pokoju na tyłach.Już miałam ruszyć w ślad za nim, ale stanęła mi na drodze dziewczyna, blokującskutecznie.Musiałam spuścić wzrok& Bardziej& Bardziej& Miała ledwie sto pięćdziesiątcentymetrów wzrostu.I była szelmowsko ładna z tymi ciemnozielonymi oczami, w którychpołyskiwała pełna zawziętości opiekuńczość. Kim, u diabła, jest twoja przyjaciółka? zawołała do Szrona.Ani na chwilę nieoderwała ode mnie spojrzenia zmrużonych oczu. To Ali.Wpuść ją.Jej rysy wykrzywił grymas niejakiej odrazy. A więc ty jesteś niesławna Ali Bell, tak?Wspaniale.Co jej o mnie powiedziano? Jak sugerował jej szyderczy ton, byłam tak zła, żesam diabeł zaprzedał mi duszę.Skinęłam głową. Zgadza się.A ty to kto? Juliana, młodsza siostra Veroniki.I co z tego? Czysta fizyczność, żadnej finezji.Poczułam w piersi ucisk nieznośnej tęsknoty za moją własną siostrzyczką.Emma nieodwiedzała mnie już od wielu tygodni.Gdzie była?Kiedy rozmawiałyśmy ostatnim razem, powiedziała mi, że nasza więz zanika i żebędziemy się spotykać rzadziej.Czyli raz, dwa razy w tygodniu.Tak zrozumiałam.Szkoda, żenie pojęłam, iż rzadziej może oznaczać nigdy więcej.Tuliłabym ją mocniej, dłużej.Niewykluczone, że nie wypuściłabym jej z objęć. Mogę? spytałam cicho. Jak chcesz. Juliana odsunęła się sztywno.Weszłam do środka i rozejrzałam się.Na ścianach nie wisiały żadne obrazy.Meble byłyzużyte, ale połatane i wypolerowane.Nigdzie nie zauważyłam telewizora ani komputera, ale nastoliku do kawy stał wazon ze świeżymi kwiatami.Powietrze przenikał ich słodki zapach;w przeciwnym razie byłoby pewnie zatęchłe.Nie wiedziałam za Boga, że Veronica, moja wroga przyjaciółka, ma młodszą siostrę, aniże żyją w skrajnej nędzy, jak wszystko na to wskazywało.W nędzy, a jednak Bronx uważał, że tobezpieczne schronienie, choć nie było nim lokum żadnego innego zabójcy.Więc ten dom musiałumknąć uwagi Animy.Ale w jaki sposób?I co z tym przyjęciem, o którym wspominał Szron? Odbyło się tutaj? Dlaczego? I kiedy?Cole był na nim obecny? Czemu mnie nie zaproszono?Rany.Tym ostatnim słowom towarzyszył pełen odrazy jęk.Jakby te bzdury miałyjakiekolwiek znaczenie w obliczu tego, co się wydarzyło. Gdzie twoi rodzice? spytałam.Z głębi korytarza docierały głosy.Postanowiłam, żedam Julianie jeszcze trochę czasu, by mogła mnie zaprosić, a potem zamierzałam sama sięwepchać, grzecznie czy niegrzecznie. Nie żyją odparła oschle. Przykro mi. Pewnie, że ci przykro.Może spytasz na bis, skąd mam te blizny?Okay. Skąd masz te blizny?Zamrugała zdumiona i otworzyła usta.Najwyrazniej nie spodziewała się, że to zrobię. Poparzyłam się. Jej słowa smagały jak biczem. Choć to nie twój interes. Hej. Uniosłam dłonie w geście obrażonej niewinności. Sama to zaproponowałaś.I rany, nagle poczułam wyrzuty sumienia, że traktowałam Veronicę tak paskudnie, kiedyją poznałam.Nie miała najłatwiejszego życia.No ale, jak powiedziałam Szronowi, nikt z nas nie miał.Wszyscy cierpieliśmy w jakiśsposób.Juliana wbiła wzrok w swoje stopy, przestąpiła z nogi na nogę, znów na mnie popatrzyła. Cole się odezwał? spytała, tym razem niechętnie. Postrzelili go, ale dochodzi do siebie.Odczuła ulgę, której nie umiała ukryć; było jasne, że szczerze się o niego martwi.Ja też się martwiłam.W porządku, nadszedł czas sprawdzić, co z moimi przyjaciółmi.Ruszyłam bez słowaw głąb korytarza. Hej! Nie możesz tam wchodzić! Juliana deptała mi po piętach. To nie twój dom.Otworzyłam pierwsze drzwi, wnętrze ziało pustką z wyjątkiem podwójnego materacai koca; kontynuowałam wędrówkę.Był tam jeszcze tylko jeden pokój& i właśnie w nimznalazłam wszystkich.Na podłodze ułożono trzy duże materace.Po lewej leżała Mackenzie,Bronx usadowił się pośrodku, a Veronica po prawej.Mackenzie spała.Wokół bladej skóry rozsypały się ciemne loki.Wargi miałapokaleczone od zagryzania, na twarzy widniało kilka zadrapań.Brzeg podkoszulka podjechał dogóry; mogłam dostrzec bandaż, który owijał ją w talii.Bronx i Veronica byli przytomni i czujni.Wyglądał na zdrowego; siedział oparty o ścianę, jedną ręką trzymał się za kark, drugaspoczywała przy boku.Ciemne włosy o ufarbowanych na zielono końcówkach byłyzmierzwione.Kolczyki, jeden nad okiem, drugi w dolnej wardze, lśniły w blasku elektrycznegoświatła.%7ładnych widocznych sińców ani zadrapań. Oberwała nożem powiedział, zaciskając z gniewu zęby.Anima powinna bać się nie nażarty.Był ze wszystkich zabójców najmniej ucywilizowany, a ja zawsze podejrzewałam, żeczłowieczeństwo stało się u niego jedynie maską, którą czasem nosił. Napastnicy niespodziewali się chyba, że ktokolwiek będzie w siłowni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]