[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chodziło tylko o Lenę.Nie była pierwsza.Przyglądałem się temu całe moje życie.Tosamo zrobili Allison Birch, gdy jej egzema tak się pogorszyła, że nikt nie chciał z nią siedziećpodczas lunchu.I biednemu Scooterowi Richmanowi, ponieważ był najgorszym puzonistą whistorii orkiestry symfonicznej w Jackson.Sam nigdy nie napisałem na niczyjej szafce dupek", ale stałem i przyglądałem się, jak inni torobią.Tak czy siak, nie dawało mi to spokoju.Ale nigdy nic nie skłoniło mnie, by wybiec zklasy.Trzeba było wreszcie położyć temu kres.Cała szkoła nie może się pastwić nad jedną osobą.Całe miasteczko nie może się pastwić nad jedną rodziną.A przecież robili to od zawsze.Może dlatego Macon Ravenwood nigdy nie opuszczał domu?Wiedziałem, co robię.Nie.Myślisz, że wiesz, ale nie wiesz.Znowu tam była, w mojej głowie.Jakby tkwiła tam od zawsze.Wiedziałem, co mnie czeka następnego dnia, ale to nie miało znaczenia.Zależało mi tylko natym, żeby ją odnalezć.I było mi obojętne, czy robię to dla niej, czy dla siebie.Nieważne.Poprostu nie miałem wyboru.Bez tchu zatrzymałem się przy laboratorium.Link spojrzał i rzucił mi kluczyki, nie pytając onic.Chwyciłem je i pobiegłem dalej.Chyba wiedziałem, gdzie jej szukać.Jeśli się niemyliłem, to poszła tam, gdzie poszedłby każdy.Tam, gdzie ja bym pobiegł na jej miejscu.Do domu.Nawet jeżeli tym domem było Ravenwood, a ona musiała wrócić do Boo Radleya zGatlin.***Zbliżałem się do Ravenwood.Rezydencja wznosiła się na wzgórzu niczym wyzwanie.Niemówię, że się bałem, bo to nie jest właściwe określenie na to, co czułem.Bałem się, gdypolicja przyszła do nas tej nocy, kiedy mama zginęła.Gdy tata zniknął w swoim gabinecie iuświadomiłem sobie, że już nigdy tak naprawdę z niego nie wyjdzie.Bałem się, gdy Ammawpadała w trans i gdy zdałem sobie sprawę, że lalki, które robiła, to nie zabawki.Nie bałem się Ravenwood, nawet jeżeli było tak niesamowite, na jakie wyglądało.To coś, to niewyjaśnione", było charakterystyczne dla całego Południa.W każdym miasteczku możnabyło znalezć nawiedzony dom.A jeśli spytać o to ludzi, co najmniej jedna trzecia przysięgnie,że raz lub dwa razy w życiu widziała ducha.Poza tym mieszkałem z Ammą, która wierzyła,że malowanie okiennic na bladoniebieski kolor odstrasza duchy, i której amulety byłyzrobione z woreczków z końskiego włosia i odchodów.Przywykłem do ,,niewyjaśnionego".Ale stary Ravenwood to było coś zupełnie innego.Podszedłem do bramy i zawahałem się, kładąc dłoń na zniekształconych prętach.Bramazaskrzypiała i się otworzyła.Nic się nie wydarzyło.Piorun nie uderzył, nic się nie zapaliło,burza się nie rozszalała.Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać, ale wystarczająco dużowiedziałem o Lenie, żeby zdawać sobie sprawę, że będzie to coś niecodziennego.Dlategonależało działać ostrożnie.Gdyby ktoś powiedział mi miesiąc temu, że kiedykolwiek przejdę przez furtkę na wzgórzu ipostawię stopę na ziemi Ravenwooda, stwierdziłbym, że oszalał.W mieście takim jak Gatlin,gdzie wszystkiego można się spodziewać, to akurat uważałem za absolutnie niemożliwe.Ostatnim razem podszedłem tylko do bramy.Teraz im bliżej byłem domu, tym wyrazniejwidziałem, że niemal wszystko się rozpada.Ogromna rezydencja przypominała zwykłąplantację na Południu, jaką ludzie z Północy wyobrażali sobie po obejrzeniu Przeminęło zwiatrem.Ravenwood nadal sprawiało imponujące wrażenie - przynajmniej jeśli chodzi o rozmiary.Karłowate palmy i cytrusy rosnące po obu stronach domu nadawały mu wygląd miejsca, wktórym ludzie siadają na werandzie, popijając koktajl z whisky i mięty, i grają w karty przezcały dzień.Tyfto że wszystko tu znajdowało się w rozsypce.Jakby to nie było Ravenwood.Budynek wzniesiono w stylu klasycznym, co było dość niezwykłe, jak na Gatlin.W naszymmieście domy plantatorów budowano w stylu federalnym.I właśnie przez to Ravenwoodjeszcze bardziej nie pasowało do reszty.Ogromne doryckie kolumny, tak zaniedbane, żeodłaziła z nich farba, podtrzymywały dach, zbyt stromo opadający z jednej strony.Odnosiłosię wrażenie, jakby dom był pochylony niczym stara kobieta z artretyzmem.Kryta werandakruszyła się i odpadała od budynku, grożąc zawaleniem, gdyby ktoś tam wszedł.Gęstybluszcz porastał zewnętrzne ściany tak, że w niektórych miejscach całkowicie zasłonił okna.Wyglądało to, jakby ziemia próbowała pochłonąć dom.Zrównać go z gruntem, na którym gowzniesiono.Było tam zachodzące na siebie nadproże, które można znalezć tylko w bardzo starychdomach.Na nadprożu dostrzegłem wyrzezbione symbole.Wyglądały jak koła i półksiężyce,może były to fazy księżyca.Zrobiłem ostrożnie krok w stronę rozklekotanego schodka,próbując dojrzeć coś więcej.Wiedziałem sporo o nadprożach.Mama była historykiem spe-cjalizującym się w wojnie secesyjnej i pokazała mi je podczas naszych licznych wędrówek powszystkich historycznych miejscach w okolicy, leżących jakiś dzień drogi od Gatlin.Mówiła,że nadproża często występowały w starych domach i zamkach w Anglii i Szkocji.Wielututejszych mieszkańców przybyło właśnie stamtąd.Nigdy jednak nie widziałem nadproży ozdobionych symbolami.Jeśli już, to powinny tamwidnieć raczej słowa.Symbole przypominały hieroglify, otaczające coś, co wyglądało jaksłowo w języku, którego nie umiałem rozpoznać.Prawdopodobnie miało ono znaczenie dlapoprzednich pokoleń Ravenwoodów, które tu mieszkały, zanim miejsce całkiem niezniszczało.Wziąłem głęboki, oddech i wbiegłem po schodach na werandę, przeskakując po dwa stopnienaraz.Miałem nadzieję, że w ten sposób zwiększam o pięćdziesiąt procent szansę dotarciacało do celu.Chwyciłem mosiężne kółko zwisające z paszczy lwa, które służyło jako kołatka.Zastukałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]