[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy jechaliśmy do Głogowa, otworzyłem okno, by pęd powietrza ostudził mnie, pozwoliłochłonąć.- Miałeś kiedyś jakąś narzeczoną? - w pytaniu Luscinii odczułem nutkę jadu.- Z nikim nie byłem zaręczony.- Chodzi mi o dziewczynę, sympatię.- Czasami wydawało mi się, \e tak jest.- Ale?- Normalnie, na przeszkodzie stawały okoliczności \ycia, potem moja praca.- Wy\ej cenisz pracę ni\ ukochaną kobietę? - Luscinia była zdumiona.- W mojej pracy łączę pasję z obowiązkami słu\bowymi.Mo\e zabrzmi to trochę dziwnie, aleczasami moja praca jest jak sport ekstremalny, a kobiety, które spotykałem nie były gotowe dzielićsię mną z pracą albo po prostu traktowały bycie urzędnikiem ministerstwa li tylko jako sposób nazarabianie pieniędzy, niestety niewielkich.- Biedny pasjonat oddany pracy - śmiała się Luscinia.- Jesteś romantykiem, ale rozumiemcię, bo chyba w jakimś sensie masz duszę artysty.W moim \yciu było wielu mę\czyzn, ale ka\dy znich traktował mnie jak cenne trofeum, które zostawia się w salonie myśliwskim i idzie na nowepolowanie, albo beznadziejnie zakochiwał się we mnie oczekując, \e porzucę dla niego scenę iśpiewanie.- Ideałem okazuje się być pan Bogumił? Traktuje cię jak piękny kwiat, który trzebapielęgnować i pokazywać innym.- I czasami mam tego dość.Najchętniej bym uciekła.Na chwilę przerwaliśmy rozmowę, bo wjechaliśmy do Głogowa.Zaparkowałem wehikuł nadzikim parkingu przed ruiną kościoła pod wezwaniem świętego Mikołaja i przeszliśmy dorestauracji.Zamówiliśmy dzbanek kawy, wino dla Luscinii i ciastka.Siedzieliśmy pod wielkimparasolem w ogródku ciesząc się resztkami ciepła jesiennego słońca.Rzadko dochodził naszaplątany między uliczkami podmuch chłodnego wiatru.- Kiedyś poznałem pewnego rybaka - opowiadałem - który powiedział, \e nikt nie potrafi96powiedzieć, do czego trzeba większej odwagi: do ucieczki czy do pozostania.- Aatwo powiedzieć, jak się jest rybakiem, tylko łowi się ryby i je sprzedaje, prowadzi sięnieskomplikowane \ycie - odparła Luscinia.- Obdarzył cię jeszcze jakąś mądrością?- Nauczył mnie, \e czasami nie wystarczy robić coś dobrze, bo czasami po prostu trzeba torobić pięknie.- Wynurzenia wiejskiego filozofa - prychnęła Luscinia.- Moim śpiewem zachwycają sięludzie, nieustannie szkolę głos i nie robię nic pięknego?- Skoro jest ci tak dobrze, to czemu chcesz uciekać?Zpiewaczka nie zdą\yła odpowiedzieć, bo właśnie deptakiem nadchodzili re\yser, operator ielegant.Na nasz widok pan Bogumił a\ klasnął w dłonie i natychmiast we trzech dosiedli się donas.- Zwietnie, \e pana widzę - powiedział re\yser.- Mam prośbę do pana.- Tak? - zapytałem, choć wiedziałem, o co chodzi.- Musi pan jeszcze zagrać jedną scenę - oznajmił re\yser.- Zbyszek wypatrzył cudny plener imusimy go wykorzystać.- To znaczy nie musi pan , ale bardzo by nam na tym zale\ało - elegant poprawił przyjaciela.- Ta scena wymyślona przez pana Zbigniewa znacznie podniesie walory artystyczne filmu.- Chodzi o to, \e na Odrze jest wyspa z kościołem - odezwał się operator.- Właściwie toruiny, ale przy spokojnej wodzie, ładnej pogodzie wyglądają jak wyjęte z sielankowego landszaftu.Będzie to kryjówka przemytników, ale w scenie egzekucji don Josego mogliby się tam pojawićwszyscy, których spotkał na swej drodze, rozumie pan, jako taka reminiscencja, duchy wspomnień.Byliby tam Carmen, Garcia, Aukasz, porucznik i pan.Pana zadaniem będzie właściwie tylko tambyć, a ja pana tylko ładnie sfilmuję i finito!- Niech pan się zgodzi - prosił pan Bogumił.- Bez pana to ujęcie będzie niepełne.Luscinia patrzyła na mnie z odrobinę drwiącym uśmieszkiem.Starałem się przede wszystkimnie okazywać, \e znam to miejsce, a jednocześnie zastanawiałem się, czemu operator chciał tamrobić zdjęcia.Czy chodziło tylko o ładny plener?- Zgoda - powiedziałem kodując sobie jednocześnie w pamięci, by zapytać kolegów Jarego,jak natrafili na ten kościółek.- Ile czasu muszę zarezerwować na te zdjęcia?- Pół dnia, nie więcej - zapewniał re\yser.Jeszcze pół godziny rozmawialiśmy o filmie.Filmowcy zastanawiali się, jakich dziełozostanie przyjęte przez widownię i krytyków.Potem z Luscinia wróciliśmy do wehikułu iruszyliśmy do Czernej.Oboje milczeliśmy zajęci swoimi myślami.Gdy przed pałacem śpiewaczkawysiadała, zatrzymała się zjedna nogą na ziemi i pochyliła się do mnie.- Szkoda, \e przerwano nam tę randkę - powiedziała.- Przecie\ wiesz, \e.- Wiem, ale i tak szkoda - smutno się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek.Odsunęłasię, przyjrzała mi się badawczo i palcem wytarła ślad szminki.- Dziwny z ciebie facet - stwierdziłai ruszyła do pałacu.Odstawiłem wehikuł na parking i wróciłem do swojego pokoju.Ze skrzynki zabrałem laptopai powędrowałem do pracowni.Było tam przestronniej i jaśniej.Wiedziałem te\, \e nikt tam niebędzie mi przeszkadzał.W pomieszczeniu zastałem zamyślonego Marcina.Siedział i paląc papie-rosa wpatrywał się w klocek drewna przed sobą.Widząc mnie wyprostował się.- Jak poszukiwania śladów Fryderyka II? - zapytał.97- Jak zwykle - bezradnie rozło\yłem ręce - \adnych śladów.Jedynym sposobem rozwiązaniazagadki wydaje się wpatrywanie w obrazy.- Mo\e te obrazy to łamigłówka, którą nale\y odpowiednio uło\yć? Jest ich dwanaście, liczbatrochę magiczna jak trzy, siedem, dziewięć, dziesięć, trzynaście.Z ka\dą z nich związana jest jakaśsymbolika.Tuzin to te\ specyficzna liczba.A mo\e uło\one w jakiejś kolejności opowiadająhistorię, która będzie wskazówką.Zastanawiałem się nad słowami Marcina i nagle mnie olśniło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]