[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziwię sję, że państwo się nie spieszą.Ja w każdym razie życzyłabym sobie skończyć już tę maskaradę.Udać się udało, ale ja od trzech tygodni żyję w stanie napięcia i zdenerwowania i oświadczam panu, że mam tego najzupełniej dosyć.Możemy sobie jeszcze porozmawiać kiedy indziej.Pan Palanowski jakby się przecknął.Zerwał się, wstrząśnięty i pełen niepokoju, jął mnie przepraszać, okazał skruchę i pogonił Basieńkę, która wreszcie ruszyła się z tapczanu.Powrót do własnej postaci sprawił mi żywą przyjemność.Heroina fałszywego romansu przebierała się we własne purpury i fiolety, ja zaś zdzierałam z siebie jej skórę.Precz z idiotycznym pieprzykiem, precz z martwym zębem, precz z grzywką, precz z maquillagem kontra świat! Pod peruką zrobił mi się uklepany kołtun, przemalować się nie miałam czym, ale nic nie było w stanie zmniejszyć we mnie niebotycznej ulgi.Doprowadzić się do ludzkiego wyglądu postanowiłam dopiero w domu.Pół godziny, które odczekiwałam jeszcze po wyjściu Basieńki, należało niewątpliwie do najdłuższych w moim życiu.Pan Palanowski zabawiał mnie niemrawą konwersacją, myślami najwidoczniej błądząc gdzie indziej.Wreszcie zamilkł na chwile, odkaszlnął kilkakrotnie z zakłopotaniem, po czym rzekł:- Jeśli pani pozwoli, to jeszcze chciałbym.Bardzo proszę nie poczytywać tego za nadużywanie pani uprzejmości! Otóż, czy moglibyśmy mieć nadzieje.To na razie jeszcze nic pewnego, ale po chwilach pełnego szczęścia tak trudno wrócić do brutalnej rzeczywistości! Więc w wypadku, gdyby to było możliwe, czy zgodziłaby się pani.Może za jakieś kilka dni.Czy zechciałaby pani zastąpić Basieńkę ponownie, tym razem już na krócej, nie więcej niż dziesięć dni, może tydzień.Oczywiście za osobnym wynagrodzeniem.Nawet gdyby kapitan nie miał z tym nic wspólnego, zgodziłabym się bez żadnego namysłu.Zgodziłabym się dopłacić mu, zgodziłabym się na wszystko, byle tylko, wreszcie stąd wyjść.W pierwszej chwili nie wiedziałam, do czego zmierza, i oczekiwałam jakiejś krew w żyłach mrożącej propozycji w rodzaju pozostania u niego w domu, przejażdżki w odludną okolicę, wypicia tej wystygłej kawy lub też czegoś podobnego, przeciwko czemu zdecydowana byłam gwałtownie protestować.W tej sytuacji do porozumienia doszliśmy w mgnieniu oka.Trafność przewidywań kapitana napełniła mnie nadzieją na jego bliski sukces.Z doskonałą obojętnością zaakceptowałam sumę dziesięciu tysięcy złotych, równie dobrze pan Palanowski mógł mi zaoferować dziesięć milionów albo pięćdziesiąt groszy.Zgodziłam się, że dla mnie samej lepiej będzie zachować rzecz w tajemnicy, już chociażby z uwagi na te dokumenty.Wciąż niepewna, czy nie spotka mnie jeszcze coś złego na schodach, czy nie zleci mi na łeb ciężki przedmiot z jakiegoś okna, czy nie zainteresuje się mną w bramie gorylowaty bandzior, z ulgą absolutnie niebotyczną opuściłam apartament przestępcy.Zarazem opuściła mnie wszelka zdolność do zachowania równowagi.Dochodziła siódma.Musiałam skoczyć po pieniądze, odebrać samochód, wrócić do własnego domu, uporządkować rozmazaną twarz, przebrać się i za wszelką cenę zdążyć na skwerek! Oczyma duszy widziałam nieopisane komplikacje.Nie zdążam, blondyn przychodzi, natyka się na tę przeklętą zołzę, odzywa się do niej, ona mu odpowiada coś ni w pięć, ni w jedenaście, on usiłuje zbadać, co się stało, moje łgarstwo się wykrywa, przyjeżdżam tam jako ja, Basieńka widzi mnie z nim, moje łgarstwo wykrywa się tym bardziej, mordują nie tylko mnie, ale i jego, szalona ilość zwłok poniewiera się po niewinnym skwerku.Względnie Basieńka mnie nie widzi, ale on widzi nas obie, ona - jest podobniejsza do mnie, to znaczy do siebie, nie wiadomo, która to jestem ja, robi się jeden melanż, wszystko się wykrywa znów przeze mnie, kapitan i pułkownik obdarzają mnie wyrazem wdzięczności w postaci długotrwałego odosobnienia.Względnie dzieje się jeszcze coś innego, czego nie potrafię przewidzieć, a skutki są też opłakane.Ogólny płacz i zgrzytanie zębów.Złapałam taksówkę, wpadłam do domu po pieniądze, udało mi się uniknąć spojrzenia w lustro, wpadłam do warsztatu absolutnie w ostatniej chwili, zlekceważyłam całkowicie instrukcje w kwestii zmiany oleju, rzuciłam się do samochodu i wyprysnęłam na ulicę.Z wizgiem zahamowałam przed własną bramą i w galopie przebyłam schody.Ręce mi się trzęsły, kiedy sobie malowałam prawdziwą twarz, włożyłam bluzkę tyłem do przodu, upuściłam zegarek i złamałam grzebień na peruce.Na ulicę przy skwerku podjechałam po ósmej.Upiorna Basieńka spacerowała złośliwie po najlepiej oświetlonych miejscach, widoczna z daleka niczym Statua Wolności.Objechałam skwerek dookoła, zaparkowałam na skraju, w cieniu, przeleciałam zieleń na durch, wybierając dla odmiany miejsca najciemniejsze, po czym usiadłam na ławce pod drzewem, z dala od latarni, w kompletnej czerni, mając otwarty widok we wszystkie strony.Blondyna jeszcze nie było.Uspokoiłam się nieco, chociaż wszystkie przewidywane komplikacje groziły mi nadal.Spróbowałam ułożyć sobie plan.działania.Powinnam go dopaść, zanim ujrzy Basieńkę, dyplomatycznie wytłumaczyć mu, że teraz tak wyglądam, kobieta zmienną jest, dyplomatycznie odciągnąć go z tego idiotycznego miejsca, i dyplomatycznie namówić na przejażdżkę samochodem dokądkolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]