[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lia wciąż rozpacza za malcem.Bawił się u kolegi, kiedynastąpił napad.Wszyscy rzucili się do ucieczki.Jego rodzice byli pewni, że sąsiedziuciekają za nimi i że wzięli małego Hamida.Jednak ani oni, ani dziecko, nie dotarli doobozu.- Mogli zostać od razu zabici - wymamrotał Kam.- Nie, raczej nie.%7łona sąsiada jest z innego plemienia, tego, które terazkontroluje osadę.Zgodnie ze zwyczajem darowano jej życie, a dziecko z pewnościąjest z nią.- Kobiety i dzieci zawsze są oszczędzane - rzekł Kam.- Tak w każdym razie się mówi - uściśliła.- Choć nie wiem, czy to aż takałaska.Owszem, nie ucierpią fizycznie, co jest istotne, lecz psychicznie? Wiedząc, żeich mężowie i synowie zostali zmuszeni do walki, martwiąc się o nich, o ich życie?Przeżywają piekło.- W życiu nie spotkałem takiej kłótliwej kobiety - powiedział, a ona głośno sięroześmiała.- Wcale się nie kłócę - zaprotestowała.- Po prostu się z tobą nie zgadzam!Czyżbyś w szpitalu doszedł do takiego stanowiska, że wszyscy kornie się przed tobąkłaniają i nikt nie śmie ci się przeciwstawić? Z chirurgami często tak bywa.Ale jeśli był genialnym chirurgiem, a nawet średnim, to co on tu robi? Znówobudziła się w niej czujność.Popatrzyła na mężczyznę.Miał wzrok wbity w pustynię.- Masz rację, kobiety bardzo cierpią.Może dlatego są bardziej przesądne niżmężczyzni, wierzą w moc talizmanów, amuletów i słów, które chronią przez złymisiłami.- No widzisz, a ja tak się zastanawiałam, czemu czasem proszą Maridż czyAiszę, by napisały im coś na kartce, a potem chowają ją do torebki zawieszonej naszyi.Myślałam, że to modlitwy.- Zgadłaś.Bo kto lepiej ich ochroni niż Bóg, jakkolwiek by się nazywał?- 29 -SRNie myślał teraz o amuletach, lecz o tym, że kobiety w obozie nie umieją pisać.Niezależnie od powodów, jakie je tu przywiodły, trzeba nauczyć je podstawowychrzeczy, zorganizować szkołę i może coś w rodzaju kursów dla nich.Potrzeby sąogromne.Jak to wszystko zrobić, czy da radę? Jak nadrobić te wieloletniezaniedbania? Jak szybko da się przeprowadzić najpilniejsze zmiany? To, co widział,przerażało go i uświadamiało ogrom czekającej go pracy.Tym bardziej nie może sięrozpraszać, ulegać czarowi tej przypadkowo poznanej kobiety.- Nie dziwię się im, że ufają jedynie w opiekę bożą.Mają tak niewiele.- GłosJen wyrwał go z zamyślenia.- Ale czy wiesz, że oni wszyscy wciąż mają nadzieję, żekiedyś wrócą w swoje strony? Opowiadają o miejscach, gdzie spędzają letniemiesiące, o rosnących tam palmach daktylowych, o wysokich klifach z jaskiniamiwydrążonymi wieki temu przez ich przodków, w których mieszkają podczas zimy.Wtych opowieściach jest tyle tęsknoty, tyle emocji i żarliwego pragnienia, by znowu siętam znalezć.To wszystko jest w powietrzu, niemal tego dotykasz.Wiedział, o czym mówiła.W jego żyłach również płynęła krew Beduinów,wzywająca do odwiecznej wędrówki, wyruszenia na pustynię i przemierzania jejszlakami wytyczonymi przez przodków, którzy uważali te ziemie za swoje.Zmarszczył brwi.Jego rodzina od pokoleń prowadziła osiadły tryb życia.I choćojciec, przywiązany do tradycji, nie godził się na zmiany, jego dzieci i dzieci jegobraci uczyły się za granicą, by poznać współczesny świat, stać się nowoczesnymiludzmi.Tak jak on - lekarz, chirurg!Jakże więc ta kobieta potrafiła obudzić w nim ducha dalekich przodków,tęsknotę za pustynią, dotykiem piasku pod stopami? Dlaczego przy Jen zaczyna sięzastanawiać, czy nie powiesić na piersi amuletu czy kartki z wypisanym słowem,chroniącym przed sztuczkami tej kobiety? Choć ona nie używa żadnych kobiecychsztuczek.A może?Zerknął na nią.Siedziała na skale, z dzieckiem w ramionach.Tak od wiekówsiadywali tu mężczyzni i kobiety.Ale to były rodziny, czyli takie skojarzenie tojedynie czysta iluzja.Iluzja, która jednak budzi dziwny niepokój.Tak jak ta kobieta.Mimowolnie przypomniał sobie listę, którą sporządził dla matki, opisująckandydatkę na żonę.Chciał, by była cicha, miła, życzliwa, oddana, domatorka, dobra- 30 -SRgospodyni, łagodna i atrakcyjna.Zastanawiał się, czy powinna być równieżinteligentna i wykształcona, lecz razem z matką doszli do wniosku, że to można sobiedarować.Jen spełniała te dwa ostatnie wymagania, poza tym była więcej niżatrakcyjna, nawet oblepiona pustynnym pyłem, jednak co do reszty.Pokręcił głową,jakby odpowiadając sobie na pytanie.Tę kobietę nosi po świecie, nie potrafi usiedziećw miejscu.Taką już ma naturę.Cisza jej nie przeszkadzała.Tyle razy siadywała na tej skale i wpatrywała się wnoc zapadającą nad pustynią.Zawsze znajdowała tu spokój i ukojenie.Jednak terazchłodne powietrze zamiast łagodzić, budziło w niej dziwne napięcie i niepokój.Niewiedziała, czemu to przypisać.Próbowała zastanowić się nad tymi emocjami, oswoićje, lecz jedyne, co jej przychodziło na myśl, to poczucie niezadowolenia.Cooczywiście nie może być prawdą.Jest w takim magicznym miejscu, wykonuje pracę,którą kocha.jakże więc może być niezadowolona?Rosana ciążyła jej w ramionach.- Pójdę położyć ją spać, a potem zajrzę do pacjenta.- Zdziwiła się, bo Kamuprzedził ją i wstał pierwszy.Wziął od niej śpiącą dziewczynkę.- Posiedz sobie jeszcze, to ci dobrze zrobi.Oddam ją Aiszy czy Maridż, a samobejrzę Akbara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]