[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle bez słowa kapitan wstał na nogi, pociągnął za sobąLidię i poprowadził brzegiem wody do pieczary.- W imię dawnych czasów - powiedział, rozbierając ją z sukni ikładąc na miejscu, które jeszcze nosiło ślady ich ciał wyrzezbione wpiasku kilka tygodni wcześniej.- I dlatego, że nie umiem się oprzećsyreniej pieśni.Kochali się nad brzegiem zaczarowanego jeziorka, niespiesznie,powoli budząc wszystkie zmysły i krew, która zaczynała szumieć tuż podskórą, gdy tylko znalezli się blisko siebie.Lidia z rozkoszą oddawała sięleniwej pieszczocie.Znali swoje pragnienia tak dobrze, że nie czuli potrze-by pośpiechu.Gdzieś po drodze z Paryża uświadomili sobie, że w miaręjak poznawali siebie coraz lepiej, ich związek stawał się coraz silniejszy ibogatszy.Wreszcie ustali, spleceni ramionami, zdyszani i zmęczeninamiętnością.Lidia z żalem pomyślała, że nigdy więcej nie wrócą dozatoki Evionne.Podobnie jak Gaskończyk błogosławiła sztorm, któryprzywiódł ich do tego cudownego miejsca.Niebawem oprzytomniała.Nocne powietrze stało się chłodne.Opierając się na jednej ręce, pogładziła Mateusza po szyi.- Obudz się, mam ci coś do powiedzenia.- Mm?- Dostałam dziś list od Arkadego, z Paryża.Nie spodoba ci się.352RS-Nie byle co popsuje mi tę chwilę, księżniczko -uśmiechnął się doniej.- Król Ludwik wystosował pismo do regenta, informując go o twoichzasługach.Arkady pisze, że może uda ci się otrzymać nie więcej niż tytułszlachecki, ale raczej wydaje mu się, że będziesz baronem.Mateusz jęknął.- Do diabła.- Odsunął się od niej i usiadł.- To mi narobi bałaganu znaszym rodzinnym mottem: %7ładnych honorów prócz własnego.My,Frobisherowie, zawsze byliśmy prostymi marynarzami.Teraz zostaniemylordem takim i lady owaką.Przestań się śmiać, Lidio.Wydawało mi się, żenie chcesz tytułu.- Jestem po prostu zazdrosna.My nie mamy żadnego rodzinnegomotta.Tylko herb.Wymyśliła go moja matka, gdy ojciec dostał baronię.Złota tarcza, a na niej, od nazwiska, kwitnąca grusza obsypana białymkwieciem.- Jej oczy zrobiły się wielkie, gdy przypomniała sobie słowawypowiedziane przez Cygankę tego dnia, kiedy kładli statek na brzegu.Kapitan położył dłoń na jej ustach.- Nie.Nawet tego nie mów.Nie chcę słyszeć nic więcej o Cyganach,baronach czy gaskońskich gadkach Gerardone'a.to, czego chcę, wszystkomam tu, w tej błogosławionej malej zatoce.Mój statek, moi chłopcy, mójsyn.i kobieta, przy której jestem szczęśliwy.Lidio, ty jesteś wszystkim,czego pragnę.Następny ranek był wspaniale słoneczny.Wiał rześki wiatr, a nalazurowym niebie nie dało się dostrzec ani jednej chmurki.Jedyny kłopotsprawił Jean-Louis, który ani myślał zostawić osiołka.353RS- Ale ojcze - błagał - petit gris jest moim przyjacielem.Musimy gozabrać z nami.- Chłopcy zwykle domagają się psa - mruknął kapitan w kierunkuLidii.- Pozwól mu wziąć osiołka, Mateuszu - namawiała go łagodnie.-Możesz go podnieść na pokład kołowrotem.- Nie chcę żadnego inwentarza na moim statku - oznajmił surowo.-Starczy, że mam kobiety.Lidia patrzyła na niego z rozbawieniem i naganą w oczach, aż sięugiął, stwierdzając oschle, że widzi przed sobą przyszłość całkowiciezdominowaną przez jedną rudą i małego francuskiego urwisa.Teraz, gdy wyprowadzał Gawrona wąskim przesmykiem na otwartemorze, stali razem za sterem, Lidia za jego plecami.Wpuścił ją przedsiebie i pokazywał, jak czuć wiatr.Gawron przechylił się na burtę, prującfale w obłoku piany.Lidia patrzyła z wielką radością na pełne żagle, któreobiecywały szybką i łagodną podróż.- Mam nadzieję, że pani podobała się wyprawa - powiedział z twarząw jej włosach.Roześmiała się i otarła o jego policzek.- Mam tylko nadzieję, że zdążymy do domu na herbatę.- Niczego nie obiecuję.Zawsze może dopaść nas jakiś szkwał.Pamiętaj, kochanie, że morze prowadzi nas na niezwykłe wędrówki.Podszedł do burty i oparł się o reling, zapalając fajkę.Wiatr rozwiał ipotargał jego srebrzyste włosy.- A gdzie ty zawędrowałeś? - zapytała.Uśmiechnął się, przygryzającfajkę.354RS- Mam wrażenie, jakbym podczas tej wyprawy przepłynął wszystkiesiedem mórz.Niech pomyślę.znalazłem syna, zamustrowałem nowegoczłonka załogi.- Miałam nadzieję, że jestem dla ciebie kimś więcej.- Mówiłem o Sebastianie, mała.Dostał mi się jeszcze kłapouchyfutrzak, a teraz płynę do domu ze skarbem na pokładzie.Lidia stanęła dumnie przy sterach, gdy dodał złośliwie:- Nigdy nie sądziłem, że będę właścicielem obrazu namalowanegoprzez Tycjana.- Mateuszu - zaprotestowała.- Ach.czyżbym o czymś zapomniał?- Owszem.O żonie.- To bardzo nieuprzejme z mojej strony.- Postukał fajką, by oczyścićją z popiołu, i stanął obok Lidii.- Wiesz, Gerardone stracił aż trzy żony,biedak.Wydaje mi się, że bardzo się będę starał, by zatrzymać tę mojąjedną.- Objął ją ramionami i wsparł brodę na jej barku.Stali tak przez pewien czas, owiewani wschodnim wiatrem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]