[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak mi się wtedy zdawało.Tymczasem figlarka, szamanka, która od latmimo woli, acz niezmordowanie wodziła mnie na pokuszenie, raz jeszczezagrała mi na nosie, podstawiając zza grobu pokusę największego kalibru.Ruszyłem za nią jak pies za gnatem, z nosem przy ziemi, nie bacząc nakonsekwencje.- Cieszę się ogromnie, że ci się twórczość Henryka tak podoba,wieczorem i ja zacznę to czytać - przytomne słowa Ewy ściągnęły mnie naziemię.- Nie oderwiesz się, zobaczysz! - entuzjazmowała się Ada.- Mam nadzieję, teraz jednak jestem zmuszona prosić cię o pomoc.Chcemy zmontować rozłożony stelaż piaskownicy, nie wiem, czyporadzimy sobie sami, zwłaszcza że wolałabym nie nadużywać sił megorekonwalescenta.- A na cóż wam, u licha, piaskownica?- Spodziewamy się gościa.Jadę po niego jutro.- Gościa? Jutro? Czy ja się przesłyszałam? Zdawało mi się, że Beacie dorozwiązania brakuje około trzech miesięcy.- Dobrze ci się zdawało.Beata czuje się doskonale i mamy nadzieję, żenasz wnuk urodzi się w przewidzianym terminie.Jutro natomiast przywiozętutaj na wywczasy bardzo przystojnego młodzieńca po przejściach.Mamnadzieję, że będzie mu u nas dobrze.- Bardzo jesteś tajemnicza, powiedz, kto to jest?- Osierocone dziecko, które w ciągu ostatnich miesięcy miało tyle strat,ile nieraz dotyka innych w ciągu długiego życia.Najpierw jego jedynababcia trafiła do zakładu zamkniętego dla umysłowo chorych, potem najego oczach zamordowano jego ostoję - czułą opiekunkę, a kilka dni temustracił oboje rodziców.Ma zaledwie cztery i pół roku, a już tyle nieszczęśćsię na niego zwaliło.- I ty chcesz mu zastąpić te wszystkie utracone osoby?- Nie zdołałabym, ale chcę, żeby nie był pozbawiony urokówdzieciństwa, zanim jego los się ustabilizuje.- Czyli, że ja powinnam się stąd wynosić.- w taki oto zaskakującysposób Ada podsumowała rozmowę.- Czemu miałabyś się wynosić? - zdziwiłem się.- To oczywiste.Nie jestem samarytanką, nie mam do dzieci odpornościnerwowej, one biegają, krzyczą.Nie! To stanowczo nie dla mnie! Czymusicie go sprowadzać tu już jutro? Nie możesz z tym zaczekać kilka dni? -zwróciła się do Ewy.- Przykro mi, ale nie mogę.Chcę go tu widzieć jak najszybciej.- Trudno.Dokonałaś wyboru.- powiedziała Ada z urazą.- Doprawdy nie wiem, jak możesz zmuszać mnie do takich wyborów, jakmożesz w ogóle coś podobnego sugerować.- No to składajmy już tę piaskownicę, bo muszę się spakować -powiedziała nagle lekkim tonem Ada.Ewa uściskała ją serdecznie i odprężona rzekła:- Powinnam się domyślić, że żartujesz.Ostatnio kiepskawo z moimpoczuciem humoru.Poszliśmy wszyscy troje w kierunku szopy, bez trudu poskładaliśmyobramowanie piaskownicy z pasujących do siebie elementów, ale dopierowtedy pomyśleliśmy, że nie mamy piasku.Spojrzeliśmy na siebie iwybuchnęliśmy śmiechem.- Dobrze nam tak! powiedziała Ewa.- Zamiast się wziąć do rzeczypraktycznych, takich jak miejsce do spania, szuflady na jego rzeczy,zaczęliśmy od piaskownicy.Tak dawno nie było tu małego dziecka, nicdziwnego, że straciłam głowę.A piasek jeszcze się sprowadzi.Panie wróciły do domu, a ja poszedłem jeszcze na przechadzkę nadzalew.Słońce chyliło się ku zachodowi, ale wiatr wcale nie ucichł,przeciwnie - nad wodą był o wiele silniejszy niż w lesie.Nie służyła mitaka aura.Czułem ciężar na sercu i trudno mi było oddychać.Szedłemjednak wzdłuż brzegu, borykając się z dylematem: jak mam postąpić zmaszynopisem Anny.Przyjaciółka mojej żony zupełnie nieświadomiepodsunęła mi pomysł, który mnie samemu z pewnością nie przyszedłby dogłowy, lecz skoro tak się złożyły okoliczności, czy nie powinienemwykorzystać szansy? Ze sprzeniewierzam się pamięci Anny? Tak, toprzykra strona zagadnienia, ale dla niej nie ma to już znaczenia.A dlamnie? Bzdura! Nie dopuściłbym się takiego czynu dla siebie.Jeśli podpiszęsię pod tym dziełem, zrobię to przede wszystkim dla Ewy.Bo zawszechciała, żebym był wielkim pisarzem, a ja ją zawiodłem.Odzyskałbym jejszacunek, a to znaczy dla mnie bardzo wiele.Rozpatrując wszystkie za" i przeciw" stwierdziłem, że opuszczają mnieskrupuły i jestem gotów do dalszych kroków na niepewnym gruncie.Jak todobrze się złożyło, że dotychczas nie omawiałem wydania książki Anny zMichałem ani nikim innym.Nawet nie powiedziałem nikomu o jejistnieniu.Było to fatalne zaniedbanie, lecz istotne wtedy, kiedy Anna żyła.Filip, jej syn, nie zlikwidował jeszcze jej mieszkania, które zresztądziedziczył, ponieważ ze względów zawodowych nie mógł po pogrzebiedłużej zostać w kraju, by uporządkować jej rzeczy.Mieliśmy z Annąumowę na biografię, którą prawie skończyła.Filip upoważnił więc nas dotego, byśmy w obecności sąsiadki, która miała tymczasem opiekować sięmieszkaniem, odnalezli maszynopisy prac, które dla nas pisała.Mogłemzatem łatwo pod tym pozorem zabrać również wszystkie kopie interesującejmnie powieści.Kiedy tylko o tym pomyślałem, ogarnął mnie wstyd:przecież to zwyczajne planowanie przestępstwa! Więc już tak niskoupadłem? Nie.Zaraz wrócę do domu i powiem Ewie i Adzie, kto jestautorem książki.Wiatr i emocje, które mną targały, sprawiły, że mój powrót na terenposesji przeciągnął się znacznie, musiałem kilka razy odpoczywać, niemogłem złapać tchu, i kiedy wreszcie dotarłem na miejsce, nie było mowyo tym, żebym mógł prostować jakiekolwiek zakłamania, bo czułem się takzle, że trzeba było dzwonić do kardiofonu.Ewa wpadła w panikę,załadowała mnie do samochodu i zawiozła do najbliższych sąsiadówposiadających telefon.Natychmiast podłączyliśmy aparat.Miałem drobnezakłócenia pracy serca, ale nic alarmującego się nie działo.Były to sensacjedopuszczalne przy takim wietrze.Byłem już w szpitalu ostrzegany, że nagłezmiany temperatury, zwłaszcza przy wietrze i chłodach, mogą działaćniekorzystnie na pracę serca.Lekarz dyżurny poinstruował mnie, jakiewinienem wziąć leki, i doradził odpoczynek.Tak więc niefortunny pomysł ewentualnego przywłaszczenia sobiepowieści Anny odsunął się przynajmniej na jakiś czas.Ewa, rozdartamiędzy przygotowaniami do przyjazdu Rafałka a troską o mnie, nie brałasię na razie za czytanie.W dodatku nękało ją zmartwienie z powodu Ady.Przekonała się bowiem ostatecznie, że jej wieloletnia przyjaciółka stała sięegoistką.Jak się okazało, wcale nie żartowała, że obecność dziecka będziejej przeszkadzać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]