[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce zmęczona zasnęła.I kiedy spała, nawiedził ją sen.A gdy się obudziła,wiedziała, jak należy postąpić.Trace leżał na wznak i wpatrywał się w plamę nasuficie.Niemal odchodził od zmysłów, zastanawia-jąc się, w jaki sposób mógłby naprawić szkodę, jakąwyrządził.Jakiekolwiek zaangażowanie emocjo-nalne w sytuacji, kiedy dziewczyna przeżywa taktrudny okres, było poważnym błędem.Obiecał J.J.,że przywiezie jego wnuczkę do Colorado Springs,ale teraz, z powodu jego zachowania, Honor prze-stała się w ogóle do niego odzywać.Musi cośwymyślić.Nie tylko ze względu na J.J. również zewzględu na Honor.Nie chciał, żeby cierpiała.Nie chciał też, by uważała go za podłego drania.Spędzili razem cudowny wieczór, była radosna,szczera, ufna.Dziś całkowicie straciła do niegozaufanie.Podejrzewał, że nigdy nie zapomni szoku,jaki odmalował się na jej pięknej twarzy.Poczułasię zdradzona.Jego rozmyślania przerwało natarczywe brzęcze-nie telefonu.Trace skrzywił się.Jeśli to J.J., toodłoży słuchawkę.Już z pięć razy mu mówił, żejeżeli będzie miał jakieś nowe wiadomości, to samzadzwoni. Halo? warknął.Przekleństwa cisnęły mu się na usta.W ostatniejchwili je powstrzymał.Całe szczęście, bo na drugimkońcu linii rozległ się cichy kobiecy głos: Nie byłam pewna, czy cię jeszcze zastanę.Nie wybaczyła mu, że ją tak haniebnie oszukał.Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że podróż doColorado Springs jest nieunikniona. Honor? Poderwał się na łóżku.Jej ton byłlodowaty, wciąż miała mu za złe to, co zrobił, aleprzynajmniej rozmawia z nim. Tak, jeszczejestem.Jak się czujesz? A jak ci się wydaje? spytała cierpko. Myślę, że jesteś przerażona odparł i usłyszał,jak Honor gwałtownie wciąga powietrze. I wście-kła.Ale nie masz pewności, na kogo powinnaśskierować złość. Kiedy zamierzasz wyjechać? spytała, stara-jąc się zignorować ból. Wybierasz się ze mną?Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. Tak.Chyba nie mam wyboru odrzekław końcu. Ale nie zostanę, bo mój dom jest tutaj.Jadę tylko po to, aby naprawić krzywdę, którą mojamama. Głos uwiązł jej w gardle. Którą Charliewyrządziła, a potem.Niczego więcej nie obiecuję. O nic więcej nie proszę powiedział Trace. Chciałbym, żebyś poznała swojego dziadka,a nam dała jeszcze jedną szansę. Nam? Jakim nam? odparowała. Jutro będęgotowa do drogi.Rano muszę ustalić wszystkoz pracownikami, a potem czekam na ciebie.Trzask rzuconej na widełki słuchawki długodzwięczał mu w uchu.Nie wiedział, czy smucić się,że Honor okazuje mu niechęć, czy cieszyć się, żejednak postanowiła poznać swoją biologiczną ro-dzinę.Jedna rzecz nie ulega wątpliwości.J.J.Malo-ne będzie w siódmym niebie.ROZDZIAA CZWARTYPrzez całą drogę wypowiedziała najwyżej dzie-sięć słów.Najpierw lecieli samolotem, a raczejdwoma, bo z przesiadką, teraz zaś odbywali ostatnietap podróży.Honor nie tylko się nie odzywała, alenawet na Trace a nie patrzyła.Lecz przynajmniejwykonała najważniejsze: zgodziła się pojechać doKolorado.Wcześniej, w samolocie, Trace zmienił niecopozycję, żeby było mu wygodniej, po czym wyjrzałprzez okno. Zobacz. Wskazał palcem na szybę. GórySkaliste.Jesteśmy prawie na miejscu.Zapominając o złości, Honor posłusznie zerknęław bok i z wrażenia zrobiła okrągłe oczy. Ojej, zaśnieżone szczyty. Przysunęła siębliżej do okna. A w dole soczysta zieleń.Trace uśmiechnął się. Czy o tej porze roku w Colorado Springs teżleży śnieg? spytała. Pakując się, nie zastanawia-łam się nad pogodą.Może będę musiała kupićpuchową kurtkę. Na razie zima panuje tylko w wyższych par-tiach gór.Ale kończy się wrzesień, więc wkrótceu nas również może spaść śnieg.Spodoba ci się.Cały świat wygląda wtedy bajecznie, zwłaszczadrzewa. Nie zamierzam siedzieć tu tak długo wark-nęła gniewnie i ponownie otoczyła się niewidzial-nym murem.Ugryzł się wjęzyk, żeby przypadkiem nie powie-dzieć czegoś, czego by pózniej żałował.Już i takgnębią go wyrzuty sumienia.Dopiero na widokstewardesy, która sprawdzała, czy pasażerowie ma-ją zapięte pasy, szepnął: Zapnij się.Zaraz będziemy lądować.Złość ustąpiła miejsca panice.Drżącymi rękamizaczęła zmagać się z klamerką.Zwiadom jej przera-żenia Trace pochylił się, pomógł jej zapiąć pas, poczym ponownie wyprostował się w fotelu.Niepowiedział ani słowa.Honor chciała uciec, ale nie miała dokąd, scho-wać się, ale nie miała gdzie.%7łałowała, że opuściłaTeksas, że zgodziła się wejść na pokład samolotu.Z taką siłą ściskała poręcz, że kłykcie jej zbielały.Trace widział, co się z nią dzieje, wyczuwał jejstrach.Oddałby rok swojego życia, aby tylko ulżyćHonor, lecz nie jest to możliwe.Może jedynietrzymać ją za rękę i starać się ją uspokoić oczywiś-cie gdy mu pozwoli.Ignorując jej sprzeciw, zacisnął rękę na jej dłoni.Podniosła wzrok, gotowa gwałtownie zaprotes-tować.Wyraz jego twarzy sprawił, że zmieniłazdanie.W oczach Trace a ujrzała bowiem cośpomiędzy ostrzeżeniem a błaganiem.Zaciskającmocno usta, oparła głowę o oparcie i przymknęłapowieki.Nie chciała patrzeć na Trace a.Najchęt-niej wygarnęłaby mu, co myśli o takich zakłama-nych draniach jak on.Z drugiej strony jego dotykdziałał na nią kojąco.Kilkanaście minut pózniej siedziała w taksówce,która wiozła ją w nieznane.Majestatyczne piękno gór wznoszących się wo-kół Colorado Springs dosłownie zapierało dech.Wzdłuż szosy stały wielkie kolorowe tablice za-chęcające turystów do wycieczek i opisujące miejs-cowe atrakcje.A tych było wiele, począwszy odkolejek górskich, poprzez punkt widokowy na Pi-ke s Peak, skąd rozciągała się zachwycająca pano-rama, a skończywszy na wspaniałych grotach i jas-kiniach.Honor rozglądała się z zainteresowaniem.Wie-działa, że gdyby przyjechała tu na wakacje, byłabywniebowzięta.Górzysty, pełen roślinności krajob-raz stanowił krańcowe przeciwieństwo rozległych,niemal całkiem pozbawionych drzew, płaskich tere-nów zachodniego Teksasu.Zainteresowanie nowym miejscem osłabło, kie-dy taksówka opuściła centrum miasta i skręciław stromą ulicę wijącą się przez ekskluzywną dziel-nicę willową.Prawie wszystkie domy stały w głębiposesji, a spokój zapewniały mieszkańcom wysokieogrodzenia, żelazne bramy, gęste żywopłoty.Pat-rząc na otaczające ją bogactwo, Honor zaczęła sięzastanawiać, czym zajmuje się jej rodzina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]