[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Zdawałasobie sprawę, że sama nie będzie w stanie znalezć chaty Adhiambo.- Nie, tu niedobrze czekać.- James wskazał na koniec ostrych zakrętów.-Widzi pani ten wysoki dom?Potaknęła.- Niech pani tam czeka.Ludzi w domu nie ma.I niech pani nie będzie zawcześnie.Margaret wybuchnęła śmiechem.- Nie sądzę, żeby ktokolwiek kiedykolwiek tak do mnie powiedział.- Muszę iść - powiedział.- Liczę na szczęście.- James! - zawołała, gdy ruszył biegiem przez długi podjazd.- Jak brzmitwoje nazwisko?RLTUśmiechnął się szeroko.- Ogollo - odkrzyknął.Margaret wsiadła do peugeota i zawróciła.Będzie musiała przekonać Ra-fiqa, żeby nie używał prawdziwego imienia Adhiambo i wręczył jej całepięćset szylingów.Następnego dnia Margaret o umówionej porze podjechała pod wysokibudynek.James musiał wypatrywać jej z bramy, ponieważ od razu szybkopodszedł.Otworzyła okno.James miał na sobie ręcznie robiony sweter zkrótkimi rękawami, bawełniane spodnie i wypolerowane na wysoki połyskbuty.- Zrobi to jutro - powiedział pospiesznie.- Rano jestem wolny, zabioręwas tam.Musicie przyjechać tu o dziewiątej.- Dziękuję, James.- Margaret przez okno uścisnęła mu rękę.- Muszę to mówić.Jeśli będzie jej prawdziwe nazwisko albo jeśli nie ma-cie szylingów, nie będzie z wami rozmawiać.- Twoje warunki zostaną spełnione - odparła Margaret.Postanowiła, żejeśli Rafiq nie będzie w stanie wydębić pieniędzy z redakcji, ona założy tęsumę.Wzbudziła oczekiwania i musi dotrzymać słowa.W każdym razie cieszyła się, że znowu zobaczy Adhiambo.- Lily, wiesz, gdzie jest Rafiq? - zapytała.Uwagi Lily nic nie umykało;teraz przez zmrużone powieki przyglądała się Margaret.- Chodzi o artykuł.- Jasne, jasne.- Lily sprawdziła w księdze wyjść.- Był tu, ale poszedłzrobić wywiad ze starym mzee, panem Kamante, który był służącym KarenBlixen.Spotykają się.w kawiarni koło teatru.- Kamante, kucharz Karen Blixen? Chłopiec z raną w nodze?Lily zachichotała.: - Tak, ten mały chłopiec.- Jak dawno Rafiq wyszedł? Lily spojrzała na zegarek.- Myślę.hmm.dwanaście minut temu.Margaret wiedziała, gdzie jest teatr, ponieważ z Patrickiem i przyjaciółmibyli tam na Pojedynku".Pędem pobiegła do samochodu.Kto wie, dokądRafiq pójdzie po tym spotkaniu?RLTMogłaby pieszo dojść do teatru, ale samochodem zyskiwała jakieś trzyminuty.Kiedy przekroczyła próg małej indyjskiej kawiarni, Rafiq spojrzałna nią ze zdumieniem.Na stole pomiędzy nim a mzee stała taca z herbatą.Margaret podeszła do stolika.- Cześć, Rafiq.Przepraszam, że ci przeszkadzam.Rafiq wstał, starzecnie.- Margaret, to jest Kamante, człowiek bardzo szanowany i sławny.Uścisnęła starcowi dłoń.- Czytałam o panu.Jestem zaszczycona, że mogę pana poznać.W głowie jej się nie mieściło, że ma przed sobą mężczyznę, który nie-gdyś był szczupłym, kulejącym chłopcem z plemienia Kikuju, i zostałuwieczniony w Pożegnaniu z Afryką".Teraz miał siwe włosy i więcej ki-logramów na sobie.Ubrany był w pomarańczowy podkoszulek i bawełnia-ną koszulę z krótkimi rękawami.Margaret odwróciła się do Rafiqa.- Nie powinnam była ci przeszkadzać, przepraszam.Mogę poczekać iprzyjść pózniej.- Ta rozmowa trochę potrwa.Proszę mi wybaczyć - powiedział do Ka-mante.- Zaraz wracam.Ruszyli z Margaret do drzwi.- Udało mi się znalezć człowieka, który skontaktował się z tą kobietą -zaczęła szybko tłumaczyć.- Umówił nas na spotkanie.W sobotę o dziewią-tej jedziemy do Lavington, on nas tam zaprowadzi.Rafiq, nie ustaliłam te-go z tobą, ale obiecałam, że kobieta będzie mogła podać fałszywe imię.Boisię zemsty, to zrozumiałe.I musisz mieć pięćset szylingów.Rafiq gwizdnął.- Wygórowane warunki.Redakcja nie lubi, kiedy używa się pseudoni-mów, choć czasami to konieczne.Problem polega na tym, co powie Solo-mon, choć postaram się go przekonać.Zadzwonię do ciebie, kiedy będęwiedział.- Z kieszeni wyjął notatnik i długopis.Margaret podała mu numertelefonu wKaren.- Nie chcę ci zabierać czasu, prowadzisz wywiad.Daj mi znać, dobrze?- Dam.Dziękuję.Wyświadczasz mi wielką przysługę.RLT- Sobie też - odparła.Wsiadając do peugeota, uświadomiła sobie, że przez cały poranek ani ra-zu nie pomyślała o Patricku.Kiedy wieczorem zadzwonił telefon, Margaret pomyślała, że to pewniePatrick, który dzwonił co drugi dzień.Od jego wyjazdu rozkład dnia w do-mu uległ zmianie.Kiedy jadła sama, nigdy nie prosiła Mosesa o trzydanio-we posiłki.W najlepszym razie była to sama sałatka, sałatka i zupa alboguacamole z selerem naciowym.Moses, który uważał, że kobieta powinnamieć kilka dodatkowych kilogramów na sobie, martwił się jej dietą i pró-bował podkarmić Margaret (z sukcesem) ciastami na śniadanie i podwie-czorek.Ale to nie głos męża usłyszała w słuchawce.- Dostałem zgodę na anonimowość i pięćset szylingów - powiedział Ra-fiq.- To nie było łatwe.Przy następnych wywiadach mam używać praw-dziwych nazwisk, więc nie składaj takiej oferty nikomu więcej.Margaret poczuła się lekko skarcona, nie zdążyła jednak się rozgniewać,ponieważ Rafiq ciągnął dalej:- Obaj byliśmy zaskoczeni tempem, w jakim to załatwiłaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]