[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bilha albo Lea musiały co kilka minut przerywać to, czym sięakurat zajmowały, by rozgrzać kamienie chlebowe.Mę\czyzni nastręczali jeszcze jednego problemu swą obecnością,problemu dość subtelnej natury.Namioty były królestwem Lei imimo \e to ona właśnie wiedziała najlepiej, co trzeba zrobić, niemogła wydawać rozkazów, skoro u jej boku był mą\.Tak więc sta-wała za plecami Jakuba i pytała cicho: Czy mój mą\ jest gotówrozebrać to wielkie wrzeciono i uło\yć je na wozie? i on wtedywydawał odpowiednie polecenie swym synom.I tak to szło, a\wreszcie wszystko było gotowe.Podczas owych tygodni przygotowań, a zwłaszcza wtedy, gdyLaban wyprawił się do Charanu, trzymałam się blisko mojej ciotkiRacheli.Znajdowałam wymówki, dzięki którym mogłam za niąchodzić od jednego zajęcia do drugiego, oferując, \e będę dla niejbiegać z posyłkami, albo wypytując ją o rady związane z moimi137obowiązkami.Trzymałam się jej boku a\ do zmierzchu, a nawetprzysypiałam na jej posłaniu i obudziwszy się rankiem, stwierdza-łam, \e jestem przykryta jej słodko pachnącym płaszczem.Starałamsię pilnować, ale ona wiedziała i tak, \e ja ją obserwują.W noc poprzedzającą nasze odejście Rachela połapała się wresz-cie, \e śledzę ka\dy jej ruch.Z początku potraktowała mnie srogimgrymasem, ale zaraz potem spojrzała na mnie w sposób, który po-wiedział mi, \e wygrałam: mogłam za nią iść.Udałyśmy się do ba-my, gdzie znalazłyśmy Zilpę le\ącą twarzą do ziemi obok ołtarza;moja ciotka rozmawiała szeptem z bogami i boginiami, których mie-liśmy porzucić.Kiedy zasiadłyśmy obok, w korzeniach rosnącegotam wielkiego drzewa, podniosła wzrok, ale wcale nie jestem pewna,czy Zilpa w ogóle zauwa\yła, \e siedzę między kolanami Racheli.Kiedy tak czekałyśmy, moja ciotka zaplotła mi włosy, a potem za-częła opowiadać o uzdrawiających własnościach ró\nych pospoli-tych ziół, \e na przykład nasiona kolendry leczą ból brzucha, a koperkoi rany.Ju\ od dawna twierdziła, \e powinna mi przekazać towszystko, czego ją nauczyła Inna.Czekałyśmy tam, pod drzewem, tak długo, a\ wreszcie Zilpawstała, westchnęła i odeszła.Siedziałyśmy dopóty, dopóki nie uci-chła wrzawa wypełniająca krąg naszych namiotów i nie pogasłyostatnie lampy.Zostałyśmy tam, a\ wreszcie księ\yc, w połowiedrogi do pełni, stanął wysoko ponad konarami; nie było ju\ słychaćnic prócz rzadkiego pobekiwania owiec.Wtedy Rachela powstała; towarzyszyłam jej, gdy wślizgnęła siębezszelestnie do namiotu Labana.Ciotka nie dawała po sobie po-znać, \e dostrzega moją obecność, i nie byłam pewna, czy ona w138ogóle wie, \e za nią idę, dopóki nie przytrzymała dla mnie płachtyzagradzającej wejście do tego namiotu, do miejsca, w którym w\yciu nie byłam i nigdy nie chciałam się znalezć.W namiocie mojego dziadka było ciemno jak w głębinie wyschłejstudni, a powietrze zdawało się zastarzałe i cuchnące.Rachela, któratu była wcześniej, by spić Kemuela, minęła teraz jego wstrząsanechrapaniem ciało, kierując się prosto do rogu namiotu, gdzie stałaławka z niegładzonego drewna, słu\ąca Labanowi za ołtarz.Stały naniej dwa rzędy terafim.Rachela brała je kolejno bez \adnego waha-nia i wrzucała, jeden po drugim, do płachty, którą obwiązana była wpasie, jakby właśnie zbierała cebulę.Kiedy ostatni idol wpadł do jejfartucha, odwróciła się, przeszła przez cały namiot, nawet nie spoj-rzawszy na postękującego przez sen Kemuela, i bezgłośnie uchyliłaprzede mną płachtę.Wyszłyśmy na nocny mrok.Słyszałam łomot własnego serca iwstrzymywałam oddech, by nie czuć tego smrodu, ale Rachela niezatrzymywała się, tylko prędko szła w stronę własnego namiotu,gdzie spała Bilha.Słyszałam, \e moja ciotka przerzuca koce, alebyło zbyt ciemno, bym mogła zobaczyć, gdzie chowa posą\ki.Po-tem poło\yła się i nic ju\ więcej nie słyszałam.Miałam ochotę potrząsnąć nią i za\ądać, \eby pokazała mi teskarby.Chciałam, \eby mnie przytuliła i pochwaliła za to, \e nienarobiłam hałasu.Nic jednak nie powiedziałam.Uło\yłam się przyakompaniamencie bicia własnego serca, przera\ona, \e zaraz donamiotu wtargnie Kemuel, który nas tu wymorduje.Zastanawiałamsię, czy terafim nie o\yją i nie rzucą na nas jakichś straszliwychczarów za to, \e zakłóciłyśmy ich spokój.Byłam pewna, \e ranek139nigdy nie nadejdzie, i dygotałam pod swoim kocem, mimo \e nocnie była chłodna.W końcu zamknęłam oczy i odpłynęłam w sen bezsnów.Obudził mnie wielki harmider głosów pokrzykujących coś przednamiotem.Racheli i Bilhy ju\ nie było i zostałam sama w towarzy-stwie dwóch stosów równo poskładanych koców.Zabrała je z sobą,dotarło do mnie.Rachela przeniosła gdzieś posą\ki beze mnie.Prze-oczyłam ten moment, choć tak uwa\nie ją śledziłam i chodziłam zanią krok w krok.Pospiesznie wybiegłam na zewnątrz i tam zobaczy-łam moich braci rolujących kozie skóry, z których zbudowany byłnamiot mojego ojca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]