[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet jej żółte włosy się przerzedziły, wyschły i stały się kruche jak słoma.Jean - Claude podszedł do niej, wciąż pełen gracji, wciąż atrakcyjny i nadal potworny.- Dałem ci wieczne życie i mogę je odebrać, nie zapominaj o tym.Zaskomlała cichutko.Błagalnym ruchem wyciągnęła do niego drżącą rękę.- Do skrzyni - rozkazał.Komenda zabrzmiała złowieszczo i posępnie, jakby odsyłał jądo piekła, i może faktycznie tak było.Odebrał jej wolę walki lub może raczej powinnam powiedzieć - ukradł.Nigdy dotądnie widziałam czegoś podobnego.Nowa wampirza zdolność, o której nigdy nie słyszałam, niespotkałam się z tym nawet w podaniach ludowych.Cholera.Gretchen zrobiła pierwszy, niepewny krok w stronę trumny.Dwa kolejne wymęczone,ciężkie kroki i musiała puścić oparcie fotela.Runęła, przyjmując cały impet upadku na cienkie jak patyki ręce, prawie go nieamortyzując.W ten sposób łatwo o złamanie.Gretchen najwyrazniej nie przejmowała siępotencjalnymi urazami.Wcale się jej nie dziwiłam.Uklękła na podłodze, zwieszając nisko głowę, jakby nie miała siły wstać.Jean -Claude stał opodal patrząc na nią.Nie próbował jej pomóc.Gdyby to nie była Gretchen,zapewne sama bym udzieliła pomocy.Chyba musiałam zrobić krok w jej stronę, bo Jean - Claude powstrzymał mnie ruchemręki.- Gdyby teraz pożywiła się od jakiegoś śmiertelnika, w mig odzyskałaby siły.Jestprzerażona.Na twoim miejscu nie kusiłabym jej, ma petite.Znieruchomiałam.Nie zamierzałam jej pomagać, ale nie chciałam też dłużej na topatrzeć.- Czołgaj się - rozkazał.Zaczęła pełznąć.Miałam dość.- Dopiąłeś swego, Jean - Claude.Jeśli chcesz zamknąć ją w trumnie, zwyczajniepodnieś ją i włóż do środka.Spojrzał na mnie.Na jego twarzy malowało się coś jakby rozbawienie.- %7łal ci jej, ma petite.A przecież chciała cię zabić.Dobrze o tym wiesz.- Nie miałabym wyrzutów sumienia, pakując w nią parę kul, ale żeby traktować ją wtaki sposób.- Nie umiałam tego nazwać.Nie chodziło wyłącznie o upokorzenie.On odzierał ją z osobowości.Pokręciłam głową.- Dręczysz ją.Jeśli torturujesz ją za mnie albo dla mnie, to wystarczy.Dość sięnaoglądałam.A jeśli robisz to dla siebie, także powinieneś przestać.- Robię to dla niej, ma petite.Zapomniała, kto jest jej mistrzem.Po miesiącu lub dwóch w trumnie przypomni sobie.Gretchen dotarła do podwyższenia.Zacisnęła dłonie na przykrywającym je materiale,ale nie była w stanie się podnieść.- Chyba dość jej już uzmysłowiłeś.- Jesteś taka surowa, ma petite, taka pragmatyczna i nagle ni stąd, ni zowąd odzywasię w tobie współczucie.A jest równie silne jak twoja nienawiść.- Ale nie tak zabawne - zauważyłam.Uśmiechnąwszy się, uniósł wieko trumny.Wnętrze naturalnie wyłożono białymjedwabiem.Ukląkł i podniósł Gretchen.Jej kończyny ułożyły się niezdarnie w jegoramionach, jakby nie były w pełni sprawne.Gdy wkładał ją do trumny, poła jej płaszczaprzesunęła się po drewnie.Coś w jej kieszeni stuknęło, głucho i ciężko.Omal nie znienawidziłam siebie za to, co wówczas powiedziałam.Omal.Nie całkiem.- Jeżeli ma w kieszeni mój pistolet, chciałabym go odzyskać.Prawie z czułością ułożył ją w trumnie, po czym przeszukał kieszenie.Ująwszybrowninga w jedną rękę, drugą zaczął zamykać trumnę.Kościste ręce Gretchen uniosły się,próbując mu w tym przeszkodzić.Gdy tak patrzyłam, jak jej chude ręce chłoszczą powietrze, mało brakowało, adarowałabym sobie odzyskanie reszty moich rzeczy.- Powinna mieć jeszcze jeden mój pistolet.I nóż.Spojrzał na mnie z przejęciem, po czym skinął głową.Podał mi browninga.Podeszłami odebrałam od niego pistolet.Z tej odległości mogłam zobaczyć jej oczy.Były blade,zamglone jak oczy staruszki, ale wyraznie dostrzegłam w nich przerażenie i zgrozę.Wywróciła oczami, spoglądając na mnie.W jej dzikim wzroku kryło się przerazliwe błaganie.Rozpacz była zbyt łagodnymokreśleniem na to, co ujrzałam w jej oczach.Spojrzała na mnie, nie na Jean - Claude'a, jakby wiedziała, że w tym pomieszczeniubyłam jedyną osobą, którą choć trochę mógł interesować jej los.Sądząc po wyrazie twarzyJean - Claude'a, Gretchen obchodziła go tyle co zeszłoroczny śnieg.Wcisnęłam browninga pod pachę.Dobrze było znów mieć go przy sobie.Jean -Claude podał mi firestara.- Nie mogę znalezć noża.Jeśli chcesz ją przeszukać sama, to śmiało, nie krępuj się.Spojrzałam na suchą, pomarszczoną skórę i bezwargie oblicze.Szyję miała chudą jak u kurczęcia.Pokręciłam głową.- Aż tak bardzo mi na nim nie zależy.Zaśmiał się i nawet teraz wywołało to u mnie lodowate ciarki.Zachowywał się jak wesoły socjopata.Zamknął wieko trumny, a Gretchen zaczęła wydawać przerazliwe dzwięki, jakbyusiłowała krzyczeć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu.Jej małe, chude ręce tłukły wwieko skrzyni.Jean - Claude pozamykał kłódki przy trumnie i nachylił się nad nią.- Zaśnij - wyszeptał.Niemal natychmiast dzwięki poczęły cichnąć.Powtórzył słoworaz jeszcze i ucichły zupełnie.- Jak to zrobiłeś?- Jak ją uciszyłem? Pokręciłam głową.- Nie tylko.Chodzi mi w ogóle o wszystko.- Jestem jej mistrzem.- Nie.Nikolaos była twoją mistrzynią, a mimo to nie umiała robić takich rzeczy.Wiesz, że gdyby tylko mogła, zrobiłaby to.- Jesteś bardzo spostrzegawcza, bystra i masz rację.Stworzyłem Gretchen.Nikolaos mnie nie stworzyła.Będąc mistrzem wampirów,zyskujesz pewnego rodzaju władzę nad tymi, których stworzyłeś.O czym sama miałaś okazjęsię przekonać.- Nikolaos stworzyła większość wampirów ze swojej świty, zgadza się?Pokiwał głową.- Gdyby mogła zrobić to samo co ty przed chwilą, na pewno pochwaliłaby mi się tąumiejętnością.Uwielbiała się popisywać.Uśmiechnął się pod nosem.- Kolejne trafne spostrzeżenie.Istnieje wiele rodzajów mocy, które może posiąśćmistrz wampirów.Przywoływanie zwierząt, lewitacja, odporność na srebro.- Czy dlatego mój nóż nie wyrządził Gretchen większej szkody?- Tak.- Ale każdy mistrz posiada swój własny, imienny arsenał mocy i właściwości.- Arsenał to właściwe słowo.Ale, ale.na to skończyliśmy, ma petite? Ach, tak.Mógłbym bić Richarda.Znów się zaczyna.ROZDZIAA DWUDZIESTY PITYSłyszałaś, ma petite? Mógłbym zabić twojego Richarda.- Przesunął parawan namiejsce.Trumna wraz z jej przerażającą zawartością zniknęły.- Nie chcesz tego zrobić.- Ależ chcę, ma petite.Jak najbardziej.Z dziką rozkoszą wyrwałbym mu serce ipatrzył, jak umiera.- Minął mnie.Poły czarnej koszuli rozchyliły się, odsłaniając nagi brzuch.- Już mówiłam, wcale nie mam pewności, czy chcę za niego wyjść.Nie wiem nawet,czy jeszcze się z nim kiedyś umówię.To nie wystarczy?- Nie, ma petite.Kochasz go.Czuję jego zapach na twojej skórze.Całowałaś godzisiejszej nocy.Pomimo trapiących cię wątpliwości pozwoliłaś, aby się do ciebie zbliżył.- Jeżeli coś mu zrobisz, zabiję cię - stwierdziłam bez mrugnięcia okiem.- Możesz próbować, ale nie tak łatwo mnie zabić.Znów usiadł na łóżku, rozpościerając wokół siebie koszulę tak, że tors miał całkiemodsłonięty.Blizna w kształcie krzyża stanowiła jedyną widoczną skazę na jego doskonałejskórze.Nie usiadłam.Zresztą i tak mi tego nie zaproponował.- Może pozabijamy się nawzajem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]