[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Redaktor działu Sztuka nie pofatygował sięnawet, żeby powiedzieć jej, że taki materiał się ukaże, nie pytał, czy jest bliska znalezienia do-wodu, którego szukała.Jedno, czego dowiedziała się podczas swojego śledztwa, to że szwagier redaktora na-czelnego był partnerem u Bukowskiego.Może więc poszła stamtąd informacja, by udaremnić jej wysiłki, niezależnie od tego, czyma jakiś dowód.Sztokholm to małe miasto, a Zoia była tu obca, zresztą większość oszukanychosób i instytucji też pochodziło z zagranicy.Szwedzi mawiają zwykle, nie widząc dalej swoje-go nosa: jesteśmy małym krajem na mroznej północy.Robimy to, co musimy robić, żeby po-ciągi jezdziły i w domach było ciepło.Moralność zaczyna się w domu i kończy u drzwi fronto-wych.Kiedy ludzie patrzyli na Zoię, widzieli tylko złoto.Tak samo było, kiedy zmarło dziecko Kerstin.Zwiat jakby umyślnie oślepł.Lekarze za-pewniali ją, że wszystko będzie dobrze.Niewielki epizod kardiologiczny minął bez uciekaniasię do leków.Nie było potrzeby trzymać dziecka na obserwacji.Kerstin wiedziała, że na od-dziale pediatrycznym brakowało miejsc.Poza tym byli pod presją, żeby ciąć koszty.Podsłucha-ła nawet, jak konsultant mówił tak do jednego z młodszych lekarzy, stojąc przed dziecięcymoddziałem intensywnej terapii.Mimo to zgodnie z ich radą zabrała dziecko do domu.Kiedytamtej nocy jego serce przestało bić, nie było nikogo, kto by je uratował.Ojciec dziecka dużo wcześniej wyjechał do Londynu, żeby robić karierę aktorską.Ichromans był krótki i fatalny.Nawet mu nie powiedziała, że jest w ciąży.Ale w tych pierwszychdniach po wyjściu ze szpitala, w rozpaczy myślała, żeby się z nim skontaktować, zanim zdałasobie znowu sprawę, że to bezcelowe.Po czterech tygodniach szpital przysłał jej list wyrażający żal i wyjaśniający, że nie sąodpowiedzialni za nieszczęśliwy obrót zdarzeń.Przestrzegano wszelkich normalnych szpital-nych procedur.Zadzwoniła do konsultanta, gdyż chciała usłyszeć to na własne uszy, usłyszećjego głos, jak jej to tłumaczy.Ale trzymali ją tylko przy słuchawce dziesięć minut, a potem sięrozłączyli.Zostawiła dziesiątki wiadomości, na które nie doczekała się odpowiedzi.Nie żądała odszkodowania.Chciała tylko, żeby ktoś powiedział jej dlaczego, żeby wy-tłumaczył, co takiego się stało, co nie powinno było się stać.To jedyna rzecz, o jakiej mogłaSRmyśleć, żeby powstrzymać ból.Niczego się nie dowiedziała.W departamencie zdrowia wypeł-niła formularze.Nie pojawił się nikt naprawdę zaniepokojony decyzjami szpitala.Miała doczynienia z administratorami i urzędnikami, ludzmi, którzy musieli odwoływać się do pamięcikomputera, żeby wiedzieć, z kim rozmawiają.Więcej niż raz stała przed szpitalem, z nadzieją,że rozpozna jednego z lekarzy, kiedy będą wychodzić.Nie obchodziło ją, że uznają ją za wa-riatkę.Miała ochotę krzyczeć do przechodniów, żeby wiedzieli, żeby poczuli choć odrobinętego, co ona czuła.Ale wkrótce stało się oczywiste, że nie wywoła wystarczająco dużego obu-rzenia, by coś zdziałać.W końcu poszła do adwokata, który ją uprzedził, że sama dokumentacjasprawy będzie dość kosztowna, a bardzo wątpliwe, żeby ją wygrała.Zauważył, że jest młoda imoże zacząć od nowa.Powiedział, że powinna spróbować zapomnieć o tym, co się stało.To wszystko działo się przed dwu laty, nim poznała Zoię.Patrząc wstecz, zastanawiałasię, czy przetrwałaby bez niej.Raz za razem cofała się do świata artystki i związanych z nimwspomnień.Złożyła gazetę i siedziała, patrząc przez brudne szyby.Było wpół do dziesiątej rano.Opatuleni ludzie dojeżdżający do pracy mijali ją strumieniem, nieco szybszym krokiem niżzwykle, z bardziej zmarszczonymi czołami z powodu trwającego od jakiegoś czasu krachu nagiełdzie.Nadchodzące milenium już miało niedobry smak, jak zwietrzały szampan.Nie zapo-wiadało się łatwe wejście w nowy wspaniały wiek.Zcieżka do niego była zaśmiecona niedo-kończonymi sprawami i nierozstrzygniętymi wynikami.Przyszłość zabarwiało nieokreślonezagrożenie.W redakcji Kerstin spędziła kilka godzin przy komputerze, pracując nad artykułem natemat rosyjskiej marynarki wojennej i niebezpieczeństw, jakie niosą ze sobą nieszczelne reakto-ry nuklearne.Wyglądało na to, że Flota Północna ma dość uranu, by zabić wszystkie ryby wAtlantyku.Prosiła o rozmowę z redaktorem działu Sztuki, ale cały ranek miał spotkania.W po-rze lunchu znów wyszła, kupiła bukiet lilii od kwiaciarki na rogu i pojechała trzy przystankiGreen Line na północ do Odenplan.Rosyjska cerkiew mieściła się na Birger Jarlsgatan, długiej wysadzanej drzewami alei ho-teli i drogich sklepów, które zachęcały do wejścia złotym światłem i słodkimi zapachami.Ku-pujący paradowali w modnych zimowych strojach - skórzanych wysokich butach i wywatowa-nych kurtkach z zamszu, które zapinały się na ramieniu w quasi-militarnym stylu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]