[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Istoty nocy to potwory.A ci tutaj, w Królestwie Mroku, są najgor-si.Niektórzy z nich żyją od setek lat, niektórzy byli tu, kiedy dziadekDelosa założył to miejsce.Cały czas zamknięci w tej dolinie.Nie inte-resuje ich nic poza polowaniem.To ich jedyny sport.To wszystko, naczym im zależy.To wszystko, co w ogóle robią.Maggie dostała gęsiej skórki.Jakaś jej część nie chciała już konty-nuować tej rozmowy.Ale musiała się dowiedzieć.- Wczoraj zauważyłam coś dziwnego - powiedziała.- Stałam nazewnątrz i nasłuchiwałam, ale nie słyszałam żadnych odgłosów zwie-rząt.Nigdzie.- Wybili je wszystkie.Nie ma tu żadnych dzikich zwierząt.P.J.za-cisnęła drobną dłoń na ramieniu Maggie.- Więc na co teraz polują?- Na zwierzęta, które hodują i wypuszczają.Byłam tu niewolnicąprzez trzy lata.Na początku widziałam, że hodują tylko lokalne zwie-rzęta: pumy, czarne niedzwiedzie, wilki.Ale ostatnio przerzucili się nabardziej egzotyczne.Pantery, tygrysy i tak dalej.Maggie wypuściła powietrze i poklepała PJ.po dłoni.- Ale nie po-lują na ludzi.- Nie rozśmieszaj mnie.Oczywiście, że tak, ale tylko wtedy, gdyznajdą wymówkę.Prawa mówią, że wampiry nie mogą zabijać niewol-ników, bo są zbyt cenni.Zapasy szybko by się wyczerpały.Ale jeżeliniewolnik ucieknie, mogą go ścigać i przyprowadzić z powrotem dozamku.A jeżeli ma być stracony, polują na niego i zabijają.- Rozumiem.- Skurcz w żołądku Maggie niemal nie powalał jejmówić.-Ale.- Jeżeli cię wypuścił, to po to, żeby móc cię ścigać - przerwała jejJeanne.- Mówię ci, on jest zły.Trzy lata temu stary król zmarł i Delosprzejął władzę.I zaczęli sprowadzać nowych niewolników.Nie tylkołapali turystów, którzy podeszli za blisko, ale zaczęli się zapuszczaćniżej i porywać dziewczyny z ulic.Dlatego i ja się tu znalazłem.Taksamo P.J.Maggie zauważyła, że P.J.drży.Objęła ją ramieniem.Przełknęłaślinę i zacisnęła dłoń w pięść.-Hej, mała.Byłaś bardzo dzielna, trzymaj się dalej, dobra? Wszyst-ko będzie dobrze.Czuła na sobie sarkastyczny wzrok Jeanne, która nie wierzyła, żewszystko będzie dobrze.Zignorowała to.- Czy z tobą też tak było, Ca-dy? - zapytała.Chciała już skończyć temat Delosa i przypomniała sobietę dziwną rzecz, która Cady powiedziała ostatniej nocy.Przyszłam tunie bez powodu- Nie.Mnie porwali w górach - zaprzeczyła Cady, ale jej głos za-niepokoił Maggie.Mówiła wolno i z wyraznym wysiłkiem, jakbywszystkie siły wkładała w to, by się skupić.Maggie natychmiast zapo-mniała o Delosie i handlu niewolnikami.Położyła dłoń na czole Cady.-Boże - powiedziała.- Jesteś potwornie gorąca.Płoniesz.Cady mrugnęłanieprzytomnie.- Tak, to trucizna - wykrztusiła.- Coś mi wstrzyknęli.Moj organizm tego nie przyjmuje.Maggie się przestraszyła.- I czujesz się coraz gorzej.- Kiedy dziewczyna skinęła, ciągnęładalej.- Dobra.Nie mamy wyboru.Musimy się dostać do zamku, bo tamsą wszystkie lekarki.Jeżeli ktokolwiek może pomóc, to one.- Moment - wtrąciła Jeanne.- Nie możemy pójść do zamku.Wpa-dłybyśmy prosto w ich sidła.Nie możemy też wydostać się z dolinyWcześniej znalazłam przełęcz, ale przez przypadek.Drugi raz jej nieznajdę.-Ja ją znajdę - rzuciła Maggie.Jeanne wbiła w nią wzrok - Nieważ-ne, jak.Zrobię to.Ale to wymaga wdrapania się na górę, a Cady nie darady Nie może też zostać tutaj i czekać, aż wrócimy z pomocą.Jeanne wpatrywała się w nią zielonymi oczami.Maggie wie-działa,co chce powiedzieć.Więc musimy ją porzucić.To jedyne rozwiązanie.Zaprotestowała gwałtownie.- Ty możesz zabrać P.J.do przełęczy; powiem ci, jak się tam do-stać.A ja z Cady pójdę do zamku.Co ty na to? Jeżeli wytłumaczysz mi,jak do niego wejść.- Fatalny plan - odparła Jeanne.- Nawet jeżeli uda ci się tam dojść,podtrzymując Cady, nie będziesz umiała dostać się do środka.A jeżelici się uda, to będzie samobójstwo.Przerwała i wszyscy zamarli.Przez sekundę Maggie nie rozumiała,dlaczego.Wyczuła tylko napięcie w powietrzu.Potem uświadomiłasobie, że Cady obróciła się powoli do drzwi.To był instynktowny ruchkota, który usłyszał coś niepokojącego.Wzbudził strach u dziewczyn,które uczyły się tu żyć według nowych reguł.Maggie też to usłyszała.Daleki, ale wyrazny dzwięk.Krzyczącyludzie, nawołujący się w nocy.I jeszcze jeden odgłos, który znała tylkoz filmów, ale rozpoznała go natychmiast.Wycie psów.- To oni - szepnęła Jeanne.- Mówiłam wam.Polują na nas.- Z psami? - zapytała zszokowana Maggie.- To koniec.Jesteśmy martwe.Rozdział 12Nie jesteśmy! - zawołała Maggie.Podskoczyła i chwyciła Cady zaramię.- Chodzmy!- Dokąd? - zapytała Jeanne.- Do zamku.Ale musimy trzymać się razem.- Drugą ręką chwyciłarękę P.J.- Do zamku?Maggie spojrzała na Jeanne.- To jedyne rozwiązanie.Oni spodziewają, że będziemy szukaćprzełęczy, prawda? Znajdą nas, jeżeli tu zostaniemy.Jedynym miej-scem, w którym się nas nie spodziewają się jest zamek.- Ty - wykrztusiła Jeanne - jesteś kompletnie szalona.- Chodzmy!- Ale może masz rację.- Jeanne chwyciła Cady z drugiej strony iruszyły do drzwi.- Nie zostawaj z tyłu - rzuciła Maggie do P.J.Krajobraz, który imsię ukazał, wyglądał inaczej niż ostatniej nocy.Mgła tworzyła srebrnąsieć wokół drzew i chociaż nie było słońca, chmury jaśniały perłowo.Widok był piękny.Wciąż obcy i niepokojący, ale piękny.A w do-linie pod nimi stał zamek.Maggie zatrzymała się, gdy go zobaczyła.Wyrastał z mgły jak wy-spa, czarna i błyszcząca, z wieżami na brzegach i zębatym murem, jakna obrazkach.Wygląda tak rzeczywiście, pomyślała.- Nie stój tam.Na co czekasz? - rzuciła Jeanne, ciągnąc Cady zasobą.Maggie oderwała wzrok od zamku i zmusiła nogi do pracy Szyb-kim marszem zmierzały w kierunku najgęstszej części lasu.- Jeżeli to psy, powinnyśmy poszukać strumienia, prawda? - po-wiedziała do Jeanne.- %7łeby zgubiły trop.-Wiem, gdzie jest strumień - odpowiedziała Jeanne rwą cym sięgłosem, kiedy przedzierały się przez wilgotne zarośla- Mieszkałam tutaj, gdy uciekłam po raz pierwszy.Kiedy szukałamprzełęczy.Ale to nie są zwykłe psy.Maggie pomogła Cady przekroczyć sterczący korzeń.- Co masz na myśli?- To zmiennokształtni, jak Bern i Gavin.Nie tropią tylko po zapa-chu.Wyczuwają naszą energię.Maggie przypomniała sobie, jak Bernzwrócił twarz w ich stronę i powiedział: Czujesz coś?", a Gavin odarł: Nie.Nie mogę ich wyczuć".- Zwietnie - wymamrotała.Obróciła się i zobaczyła, że P.J.idzie zanimi, zaciskając wargi w skupieniu.To była dziwna ucieczka.Maggie i dziewczyny starały się być takcicho, jak to możliwe, co ułatwiała im wszechobecna wilgoć.Chociaższły we cztery, jedynym dzwiękiem, który dało się usłyszeć z bliska,był cichy szelest oddechów i od czasu do czasu wykrzyczana szeptemkomenda Jeanne.Zlizgały się i potykały pomiędzy wielkimi ciemnymi pniami, ster-czącymi we mgle jak kolumny.Korony cedrów rzucały głęboki cień.Wszędzie unosił się zapach żywicy.Zwiat wokół nich był nieruchomy, ale w oddali wciąż słychać byłowycie psów.Stale za nimi, coraz bliżej.Przekroczyły lodowaty, głęboki do kolan strumień, ale Maggie nieliczyła już na to, że w ten sposób zmylą pościg.Cady zaczęła się sła-niać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]