[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozdział 4Uczucie spadania, które towarzyszy każdemu, kto po raz pierwszy znalazł się w stanienieważkości, nie jest wcale złudzeniem - ale zanika gwałtownie, gdy ciało nauczy się traktować jejako złudzenie.Teraz, przeżywając ostatnie pół godziny, zanim ponownie znajdę się w polugrawitacyjnym Ziemi, czułem się, jakbym spadał. Champion" był trzy razy większy od wahadłowca Carringtona.Ucieszyło mnie to zpoczątku jak dzieciaka, ale pózniej uświadomiłem sobie, że wzywając go, Carrington nie ponosiłkosztów paliwa ani utrzymania załogi.Wartownik przy śluzie powietrznej zasalutował nam, gdywchodziliśmy.Cox zaprowadził nas na rufę, do pomieszczenia, w którym zostaliśmyzakwaterowani.Po drodze zauważył, że do podciągania używałem tylko lewej ręki i gdy sięzatrzymaliśmy, powiedział:- Panie Armstead, mój świętej pamięci ojciec mawiał tak: Gołą ręką wal w miękkie partie.W twarde wal przyrządami".Poza tym nie dostrzegam braków w pańskiej technice.Chciałbymuścisnąć pańską dłoń.Spróbowałem się uśmiechnąć, ale bezskutecznie.- Podziwiam pański gust w dobieraniu sobie nieprzyjaciół, majorze.- Mężczyzna nie może żądać lepszej pochwały.Przykro mi, że dopóki nie wylądujemy, niemogę rozkazać lekarzowi, by obejrzał pańską rękę.- Niech się pan nią nie przejmuje.Proszę tylko o zwiezienie Shary na dół w sposób szybki ibezbolesny.Skłonił się Sharze, powiedział, jak bardzo jest mu, itd.i życzył nam wszystkim przyjemnejpodróży.Przypięliśmy się pasami do foteli, żeby oczekiwać na odpalenie silników.Zapadło długiei ciężkie milczenie, wypełnione ogólnym przygnębieniem.Nie patrzyliśmy na siebie, jakbyobawiając się, iż przez spojrzenia nasz smutek się połączy i osiągnie jakiś rodzaj masy krytycznej.%7łal zamknął nam usta i wierzyłem, że było w tym nadzwyczaj mało rozczulania się nad sobą.I wtedy wydało mi się, że upłynęło masę czasu.Z sąsiedniego pomieszczenia dochodziłyprzytłumione, odgłosy jakiejś paplaniny przez interkom, ale nasz nie był włączony do sieci.Wkońcu jednak zaczęliśmy chaotycznie rozmawiać, dyskutując nad spodziewaną reakcją krytyki na Masa to tylko słowo", spierając się, czy warto prowadzić jej analizę, czy też teatr naprawdęumarł.Poruszaliśmy wszystkie tematy naraz, wszystkie z wyjątkiem planów na przyszłość.Wkońcu nie było już o czym rozmawiać, więc zamknęliśmy się znowu.Powinienem chybapowiedzieć, że znajdowaliśmy się w szoku.Z niewiadomej przyczyny wyszedłem z niego pierwszy.- Co jest, u diabła? Czemu to trwa tak długo? - warknąłem ze złością.Tom zaczął mówić coś uspokajającego, potem zerknął na zegarek i wykrzyknął:- Masz racją.To już ponad godzinę.Spojrzałem na zegar ścienny, zaplątałem się beznadziejnie, dopóki nie zorientowałem się,że wskazuje czas Greenwich, zamiast czasu Wall Street i stwierdziłem, że Tom nie myli się.- Do licha - krzyknąłem - całe cholerne sedno tej awantury tkwi w tym, żeby uchronićSharę przed przekroczeniem limitu czasu przebywania w stanie nieważkości! Idę na dziób.- Poczekaj, Charlie - Tom dwiema zdrowymi rękami odpiął pasy szybciej ode mnie.-Zostań tutaj i ochłoń trochę.Pójdę się dowiedzieć skąd ta zwłoka.Wrócił po kilku minutach.Twarz miał odprężoną.- Nigdzie nie lecimy.Cox otrzymał rozkazy, żeby się stąd nie ruszać.- Co? Tom, o czym ty do diabła mówisz?Jego głos brzmiał całkiem zabawnie.- Czerwone ćmy.A może raczej podobne do pszczół.W balonie.Nie mógł po prostu żartować, a to znaczyło, że niedawne przeżycia dokładniepoprzestawiały mu wszystkie klepki w głowie, co z kolei oznaczało, że w jakiś sposób zbłądziłemw mój ulubiony koszmar, w którym każdy oprócz mnie popada w szaleństwo i zaczyna do mniebełkotać coś, czego nie rozumiem.Pochyliłem więc głowę jak rozwścieczony byk i wypadłem zkajuty tak szybko, że drzwi ledwie zdążyły ustąpić mi z drogi.Kiedy dopadłem drzwi prowadzących na mostek, pędziłem już tak szybko, że można mniebyło zatrzymać tylko przewracając na podłogę.Członkowie załogi zostali kompletnie zaskoczeni.W progu wywiązała się krótka szamotanina i po chwili byłem już na stanowisku dowodzenia.Wchwile pózniej doszedłem do wniosku, że mnie również ogarnia szaleństwo, co w jakiś sposóbuporządkowało natłok kłębiących się w mej głowie myśli.Frontowa ściana mostka była jednym, ogromnym ekranem wideo.Kłębiło się na nim,wyrazne na tle czarnej głębi, jak papierosy w mroku, mrowie czerwonych ciem.Przeświadczenie o nierealności tego zjawiska uspokoiło mnie trochę.Ale w chwile potemCox przywołał mnie do rzeczywistości, wrzeszcząc.- Wynoś się stąd, człowieku.Gdyby mój umysł znajdował się w normalnym stanie, ten krzyk wymiótłby mnie za drzwi iponiósł w najdalszy kąt statku.W mojej obecnej kondycji psychicznej zdołał tylko skłonić mnie dozaakceptowania tej niemożliwej sytuacji.Otrząsnąłem się jak mokry pies i odwróciłem w stronęCoxa.- Majorze - powiedziałem z desperacją - co się tu dzieje?Tak jak króla może zadziwić pachołek, który odmawia przyklęknięcia na jego widok, takCoxa zaskoczył fenomen, że ktoś śmiał nie posłuchać jego rozkazu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]