[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjął tak zimno i spokojnie moje słowa, jak gdyby mu ciąglezdarzało się przyjmować pochwały i wyrazy uznania z ustprokuratorów.Zrobił nawet minę, jak gdyby był niezadowo-lony.Rozdział XStary kelner podając mecenasowi kartę nachylił siękonfidencjonalnie i szepnął: Dziś kołduny.Zrobić panu mecenasowi na przekąskę, bezbulionu, tylko z masełkiem? A sandacza lepiej nie brać.Za toszaszłyk pierwszorzędny.Polecam.Adwokat Murasz od czasu do czasu lubił wpaść doeleganckiej restauracji na śniadanko.Więc i tym razemskorzystał ze spotkania dawno niewidzianego przyjaciela inamówił go ,,na jednego.Synowa mecenasa, Halina, któraprowadziła dom i bardzo przestrzegała, aby wszyscy zjawiali siępunktualnie na obiad, bardzo nie lubiła tych śniadanek.Trzeba było wtedy czekać z podaniem do stołu na starszegopana, który na dodatek nie miał apetytu i podgrymaszał, że dzisiaj to się Hanusia obiadkiem nie może pochwalić, u Warszawianek ' lepiej dają jeść". Nie mogłem dostać karty wstępu, aby usłyszeć panamecenasa.Ale niektórzy stali goście byli na całym procesie.Mówili, że to było coś wspaniałego.Szczególnie przemówieniepana mecenasa.Ludzie podobno płakali na sali.Bardzożałowałem, że nie mogłem pójść.Pewien facet obiecał mi kartę,ale nawalił.Miał mi ją odstąpić na jeden dzień i pewnie samposzedł. Szkoda, że pan nie zwrócił się bezpośrednio do mnie, możemógłbym coś poradzić. Nie śmiałem, panie mecenasie.Gdzieżby w takich chwilachzawracać panu głowę.Tego Stasia Niteckiego, to ja dobrzeznam.Pamiętam go jeszcze z Warszawy.Bo ja jestem, paniemecenasie, z Warszawy. Co pan powie? - Adwokat udał przez grzecznośćzdziwienie. A tak, panie mecenasie kelnerowi tylko potrzeba było tejzachęty rodowity warszawiak jestem.Ze Starówki.Dopieropo Powstaniu Warszawskim znalazłem się w Krakowie.Niemogę złego słowa powiedzieć.Ludzie bardzo mi pomogli.Iprzygarnęli do siebie i trochę ciuchów się dostało, bo zeStarówki wygnali nas w tym, kto co miał na sobie.W pracy teżzupełnie nieznani ludzie za mnie poręczyli.A pózniej, kiedyhitlerowcy uciekli, to i mieszkanie dostałem.Kelner poszedł do kuchni dopilnować zamówionychszaszłyków.Po chwili wrócił, napełnił na nowo kieliszkijarzębiakiem i znowu, korzystając z braku sprzeciwu, podjąłswoją opowieść. Tak jest, panie mecenasie, warszawiak jestem.W czasieokupacji pracowałem w eleganckiej knajpie.Nazywała się Gospoda Królewska".Znajdowała się na ulicy Królewskiej podpiątką.Wytworny lokal.Karta win i wódek zawierała wszystko,co tylko można było przywiezć do Warszawy z całejhitlerowskiej Europy.Jakie koniaki, jakie szampany! SamHitler takich nie pijał.Zostawił tam dużo pieniędzy StasioNitecki.Ten lubił się bawić.Nieraz po godzinie policyjnej drzwisię zamykało i zabawa trwała całą noc.Znałem go dobrze.Mocną głowę miał jucha! Mógł półtora litra wypić i prosto stałna nogach.Lepiej, niż inny po ćwiartce.Teraz już nie to, codawniej.Kilka wódek wypije i zaczyna się przechwalać alborozrabiać.Dawniej to miał łeb. Ale chyba i pieniądze, że tak mógł się bawić adwokatokazał żywe zainteresowanie obrotem rozmowy z kelnerem. Pieniędzy mu nie brakowało.Rzucał je garściami.Z tegotylko co u nas wydał, można było kamienicę wybudować.Jegowspólnik inaczej.Nieraz do nas zagadał, ale bez kobiet.Zjadł,zapłacił i poszedł, kiedy trzeba było jakiś interes załatwić przykieliszku, grosza nie żałował, lecz bez potrzeby pieniędzmi nieszastał.Toteż Stasiowi podwinęła się noga w interesach, musiałszybko zmykać z Warszawy, a pan Karol Mańkowski spokojniehandlował aż do Powstania.W sumie to na jedno wyszło, bo ipan Mańkowski stracił wszystko.Willa mu się spaliła i niemógł pózniej znalezć dolarów zakopanych w piwnicy.Składy ztowarami też spłonęły, a on z rodziną ledwie z życiem uszedł.Ile razy przyjedzie do naszego miasta, zawsze tutaj wstępuje. Razem z Niteckim? Nie.Nie rozmawiają ze sobą od tamtych czasów.Podobnomieli jakieś nieporozumienia finansowe.Chodziło o dolary,które Nitecki miał sprzedać. A co robi ten pan Mańkowski? - Zapytał niby bezzainteresowania mecenas. Jest we Wrocławiu dyrektorem Centrali MateriałówBudowlanych.W czasie okupacji również handlowałmateriałami budowlanymi.Głównie cementem i żelazem.Ipozostał w tej branży, ale teraz już na państwowym.Tego samego dnia przy obiedzie, na którym mecenas swoimzwyczajem nieco podgrymaszał jak zawsze po dobrymśniadanku, nagle oświadczył: Dawno nie byłem we Wrocławiu.Trzeba się tam wybrać. Jedz powiedział syn.Przy obiedzie tego tematu więcej nie poruszano.Za to gdygłowa rodu opuściła pokój udając się na tradycyjną drzemkę,która tym razem z powodu paru jarzębiaczków zanosiła się nadłużej, Halina zwróciła się do męża: Musisz poważnie z ojcem porozmawiać.Coraz bardziej oniego się obawiam.Ta mania podróżowania jest w starszymwieku niebezpiecznym objawem.Przecież w ciągu ostatniegomiesiąca nieustannie jezdzi.Dwa razy był w Katowicach,dziesięć dni siedział w Zakopanem.Potem pojechał doSzczecina.Odwiedził Warszawę.Przed paru dniami powrócił zeStrzelców Opolskich, a teraz wybiera się do Wrocławia.Coś wtym musi być. Ale co? Zapytał mąż. Może teść znalazł sobie jakąś dziewczynkę? Halina mówiłato zupełnie poważnym tonem. Panowie w starszym wiekumają nieraz takie wyskoki.Anka wybuchnęła śmiechem. Chyba nie jedną dziewczynkę, a cały harem.Jednamieszka w Katowicach, druga w Warszawie, trzecia wZakopanem, czwarta w Szczecinie, zaś piąta to hoże dziewczęze Strzelców Opolskich.Dumna jestem z takiego energicznegoojca.Starszy pan zdawał sobie sprawę jakie wrażenie sprawiają nanajbliższej rodzinie jego liczne eskapady, bo nie dalej jak tegosamego wieczoru zagadnął Halinę ze złośliwym uśmieszkiemna ustach: Przyznaj się, Halu, myślisz, że ten stary grzyb do resztyzwariował? Nie, skądże - synowa zaczerwieniła się jak pensjonarkazłapana na gorącym uczynku pisania listu miłosnego. Nie masz racji, córuchno.Pamiętaj, że ludzi gubi fobiaruchu.Tylko dlatego się starzeją.Fobia ruchu, to wrógludzkości.Odszukanie we Wrocławiu Centrali Materiałów Budowlanychi jej dyrektora Karola Mańkowskiego nie było sprawąskomplikowaną.Wystarczyła do tego celu książka telefoniczna.Natomiast uchwycenie dyrektora na 10 minut rozmowyokazało się zadaniem o wiele trudniejszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]