[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak skoro ona nie daje rady, to ważne, by przynajmniej on ocalał.- Zrób, jak powiedziałem!Zbliżył się do niej i schwycił lejce kuca.Teraz konie biegły razem.Najwyraz-niej nie zamierzał się ruszyć bez niej.Wyjęła nogi ze strzemion, a on schwycił jąmocno i przeciągnął na swojego konia.Uwolniony od ciężaru jezdzca, kuc skoczyłdo przodu, a za nim ogier Khala.Objął ją mocno.W końcu udało im się dobić do fortu, lecz nawet tam nie byłobezpiecznie.Pociągnął dziewczynę i konie ku ścianie.- Ocaliłeś mi życie!- Jeszcze nie! - odparł, osłaniając ją sobą.- Co robiłaś sama na pustyni? Niewiesz, jakie to niebezpieczne?SRNie wiedziała.Z jego twarzy wyczytała, że myśli o tragicznym wypadkusprzed lat, który złamał mu serce.- Przepraszam.- Przepraszam?! Mogłaś zginąć!- Khal, proszę.Wiem, że zle postąpiłam.- Nic nie wiesz! %7łycie to bezcenny skarb.- Wybacz mi.- Miejmy nadzieję, że uda nam się z tego wyjść cało.Koniec tematu.Jakże by chciała znalezć słowa, dzięki którym by go uwolniłaod bólu.Burza wzmogła na sile.Piasek wdarł się do fortu.- Masz! Zakryj oczy kuca!Podał jej bandanę, którą zdjął z szyi, po czym oddarł kawałek koszuli i zawią-zał go wokół głowy ogiera.Kiedy skończył, mocno przytulił Beth.- Ocaliłeś mi życie - szepnęła.Ciągle nie mogła uwierzyć, że są tutaj razem,żywi.- Khal, mów do mnie.- O czym? - Spojrzał na nią i zrozumiał, że Beth wie i nie ma sensu niczegoukrywać.- Straciłem ją tutaj, na pustyni.- Kogo?- Moją siostrę - Ghaydę.To się stało na ruchomych piaskach.Nie mogłem jejocalić.- Tak mi przykro.Zrozumiała, że musi mu pomóc uwolnić się od ciężaru winy, inaczej nigdynie przebije się przez skorupę, jaką stworzył wokół siebie przez te lata.Objęła gomocno, starając się przekazać mu całą swoją miłość i współczucie.Zdawało się, że stali tak przytuleni do siebie całą wieczność.W końcu Khalpoinformował ją, że niebezpieczeństwo minęło.Beth była zdumiona.Tak bardzostarała się mu pomóc uwolnić od dręczących go demonów, że przestała zwracaćSRuwagę, co dzieje się wokół nich.Miała ochotę krzyczeć z radości.Udało się! Prze-żyliśmy!Pomyślała o Hanie.- Czy w pałacu nie niepokoją się o nas?- Możesz do nich zadzwonić.- Wyciągnął z kieszeni komórkę.- Tylko nierozmawiaj zbyt długo, muszę zadzwonić do swoich ludzi.- Jak tam Hana? - zapytał, kiedy skończyła.- Zpi.To takie dziwne, że.ktoś jeszcze troszczy się o Hanę równie mocno jak ona.Była dumna, że może go nazywać ojcem swojego dziecka.Nagle spojrzała na niegoi zrobiła dziwną minę.- Co? - zapytał.- Czy wyglądam tak jak ty?Z trudem powstrzymywała się od śmiechu.Jej piękny szejk pokryty był py-łem od stóp do głów i przypominał raczej bałwana.- Nie wiem, jak wyglądam, ale tobie przydałoby się porządne mycie.- Pobożne życzenia!- I tu się mylisz!- Chciałabym!- Chodz ze mną, niedowiarku.Wyciągnął rękę.Wzruszona Beth wyszeptała ponownie:- Ocaliłeś mi życie.- A ty jesteś naprawdę odważna.- Obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem idodał: - I wyglądasz jak kominiarz.A ty wyglądasz podniecająco nawet taki umorusany.- Chyba nie sądzisz, że z tobą pójdę? Możesz być kimkolwiek pod tą maską.- Sądzisz, że moglibyśmy wypuścić ten produkt na rynek? To najlepszy pe-eling, jaki znam - powiedział, udając, że się nad tym poważnie zastanawia.SR- Limitowana seria kosmetyków.- podchwyciła.- Porozmawiamy o tym pózniej.- Pózniej?- Teraz czas na kąpiel.- Mówiłeś poważnie! - wykrzyknęła na widok małego jeziorka.- Nigdy nie słyszałaś o oazach?- Słyszałam.To, co ujrzała, było tak piękne, że wprost nie mogła uwierzyć, że to prawda.W dodatku od dawna nie widziała Khala tak rozpromienionego.Tak chyba wyglą-dają ci, którzy wyrwali się z objęć śmierci.Nagle posłyszała warkot silników i sięskrzywiła.- Co to?- Helikoptery.Dałem znać, gdzie jestem.Zaraz będzie tu ochrona, ale nieprzejmuj się.Są bardzo dyskretni.- To kolejna ofiara, którą musisz ponieść.- Jestem to winien mojemu ludowi.Moje życie jest bardzo cenne.Nie mógł się napatrzeć na Beth zafascynowaną pięknem oazy.Przeżyli i są turazem - tylko to się dla niego liczyło.Wszystkie spory i niesnaski wydały się mało ważne w obliczu ogromnegoniebezpieczeństwa.To, że przeszli przez to razem, musi coś znaczyć.I rzeczywi-ście - nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje Beth, dopóki nie stanął w ob-liczu śmiertelnego zagrożenia.- To Perłowa Oaza - wyszeptał.- Perłowa Oaza.- Została tak nazwana na cześć księżyca, który ukochał sobie to zródło naj-bardziej ze wszystkich wód Arabii.- Wcale się nie dziwię.Tak tu pięknie.Podążając za wzrokiem dziewczyny, spojrzał na srebrzysty sierp na niebie.SRWyglądała tak pięknie w tym łagodnym świetle.Stojąc tak u jej boku, poczuł sięjak nowo narodzony.Dzięki niej dostrzegał piękno i bogactwo ojczystej ziemi.ZBeth przy boku mógł snuć nowe plany i zapomnieć o bratobójczych walkach.Stała w milczeniu, napawając się pięknem oazy.Kto wie, czy jeszcze tu wró-ci? Tak tu cudnie, tak spokojnie, natura jeszcze raz udowodniła, że jest potężniejszaod człowieka.Stali tak obok siebie bez słowa, czuła, że ich myśli biegną jednymtorem i że znowu są sobie bliscy.Mogłaby tak trwać całą noc, jednak raz jeszczerzeczywistość zmąciła magiczną atmosferę.Piasek w ubraniach stanowczo za bar-dzo jej doskwierał.- Myślisz, że ubrania mi wyschną, jeśli teraz je przepłuczę?- Do rana powinny.- Ale nie zmarznę w nocy na pustyni?- Niekoniecznie.SRROZDZIAA TRZYNASTYKhal rozpalił ognisko i rozbili się obok.Teraz musieli jeszcze wyczyścić ko-nie.Zaproponował, aby zrobili to w oazie.- Chcesz z nimi popływać?- To najprostszy sposób pozbycia się piachu.Co robisz?Podskoczyła na dzwięk pytania.Przyglądała się swojej koszuli, zastanawiającsię, czy będzie spod niej widać bieliznę.Roześmiała się.Khal już dawno ściągnąłkoszulę.- Mężczyznom to bez różnicy, ale jak ja mam się rozebrać?Rzucił jej takie spojrzenie, że natychmiast pożałowała swych słów.Chybarzeczywiście za pózno na fałszywą skromność.- Jak chcesz.- Wzruszył ramionami.- Ja idę się wykąpać.Ciebie też by to po-stawiło na nogi.Wyglądasz na znużoną.Nie odpowiedziała.Wystarczyło jedno spojrzenie na muskularne ciało Khala,oporządzającego swojego konia, i już wiedziała, że przydałaby się jej nie tylko ką-piel.- Musisz mi pomóc.Nie dam sobie rady z końmi.Jak zaklęta przyglądała się, kiedy ściągał bryczesy i bieliznę.Odwrócił się doniej.- Ty też musisz mieć wszędzie piasek.Nic dziwnego, że się nie wstydził.Miał piękne ciało! Wskoczył na konia iobejrzał się niedbale.- Na co czekasz?Może aż ugaśnie w niej żar? Chociaż chłodna woda mogłaby pomóc.Od-czekała, aż ogier odpłynie.Nie wiedzieć czemu teraz, kiedy mieli już ze sobądziecko, zaczęła się go wstydzić.Czuła się, jakby dopiero się poznawali.Rozebrałasię błyskawicznie, wskoczyła na konia i wjechała do wody.SRZupełnie jak w filmie - pomyślała, kiedy owiała ją ciepła bryza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]