[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed wejściem dyrektora do pokojuza każdym razem instruowano go, by nie wymieniał nazwyBezwodów, nazwiska Kurskich, nie mówił o „Kunie”,Urzędzie Bezpieczeństwa, sytuacji politycznej w kraju anina świecie.- To o czym mam mówić? - pytał były dyrektor.- Z mamą o poezji francuskiej.Ojciec się nie odzywa.Gdy wchodził, Jastrzębcowa witała go żartując z dzieci:- One mają nas w pełnej władzy, przenoszą nas jak lalki,wmawiają, że jesteśmy chorzy, by terroryzować nas swojądobrocią.Były dyrektor zapytał, nie upewniwszy się przedtem, czywolno:- Kiedy łaskawi państwo mają nadzieję wyzdrowieć i za-cząć po trochu wstawać?Dzieci zaczęły mu dawać gwałtowne znaki, by dał spokój.Było za późno.Jastrzębiec, leżąc nieruchomo, zareagowałniecierpliwie, z gniewem:- To nie zależy od nas, drogi panie.Ja nigdy nie wstanę.Umojej żony widać powolną poprawę.- Mój kochany, jaki jesteś dobry - szepnęła pani Ja-strzębcowa i dawała dyrektorowi znaki, że nie można roz-praszać złudzeń Jastrzębca.Były dyrektor wychodząc od nich poczuł pokusę, by się teżpołożyć i do końca życia zostać w łóżku.„Nowa, pięknaforma życia” - myślał.Zatelefonował do doktora i umówiłsię na późny obiad w miejscowej restauracji.Niby mieli cośpostanowić w sprawie Jastrzębców.- Byłem przerażony egoizmem starych Jastrzębców -mówił były dyrektor banku - i chciałem ratować dzieci.Po-tem zrozumiałem, że Jastrzębców nie wolno ratować.Było-by to zbrodnią.Czy dzieci tak bezgranicznie się poświęciły ioddały życie rodzicom, czy rodzice dostarczyli im pretekstu,by mogły chronić się przed tym, co im zagraża?- Początkowo - odrzekł doktor - Jastrzębcowie w tensposób protestowali.Karali świat tym, że nigdy ich nie uj -rzy.i oskarżali świat czy ustrój o to, że ich zabija.- Gdyby pan cofnął swoje zaświadczenie, czy to by mogłozmienić sytuację? - spytał dawny dyrektor.- Nie.Jastrzębcowie doczekali się, że choroba, którejpragnęli, naprawdę nastąpiła.- Jak długo mogą żyć?- Mogą trwać latami.Jeśli umrą, dla dzieci byłaby to klę -ska.Podświadomie stwarzają im idealne warunki, bo ichwyizolowany byt jest dalszym ciągiem odcięcia w lasachBezwodów.- Kiedyś ośmieliłem się młodemu pyszałkowi powtórzyćsłowa jego własnego ojca: „Szlachectwo zdobywa się w każ -dym pokoleniu od nowa”.Żeby być godnym klejnotu, któ-rym się pyszni, we wrogich czasach powinien przebijać siępod prąd, by jak pstrąg złożyć swoje jajo.„Ty jesteś mniejszlachetną rybą, która dobrze się czuje, gdy płynie z prą-dem.Prąd, któremu dajesz się znosić, jest brudny i zraża ciędo życia”.Odpowiedział: „Tak, tak jest”.Paraliż postępował u Jastrzębca w górę, obejmując dółjamy brzusznej i narządy wydzielania, w wyniku czegowskutek ogólnego zatrucia Jastrzębiec zmarł.Na pogrzebmęża Jastrzębcowa wstała.Trzymała się świetnie, choćdzieci nie tyle ją podtrzymywały, co unosiły za ramiona.Wypatrywała ludzi z Bezwodów.Bolało ją, że było ich mało.Przyszli ci, którzy przenieśli się do S.Dziwiło ją, że z jej imęża rodziny jest mało osób.Nie wiedziała, że jej siostrynie żyją.Dzieci ukrywały tę wiadomość.W grupie pogrzebników, stojących z dala, pod drzewami,Jastrzębcowa zauważyła oficera Urzędu Bezpieczeństwa,który kiedyś był u Jastrzębca.Wyglądał młodo, tyle że utył izaczął zdradzać pewną skłonność do ekstrawagancji wubiorze.Miał pomarańczową koszulę, śliwkowy krawat,piaskową marynarkę i spodnie w biało-czarną pepitkę.Podszedł jako ostatni ze składających kondolencje.- Tak mi przykro.Robiłem, co w mojej mocy, by uchronićpana Jastrzębca.- Dziękujemy - rzekła Stefania.- Do widzenia panu.- Widzę, że „Kuny” nie było na pogrzebie i chyba nawetnikogo nie przysłał.- Nie widzieliśmy „Kuny” od lat - odrzekła Stefania.Po pogrzebie pani Jastrzębcowa wypiła w kuchni herbatę,oglądała z zadowoleniem, jak dzieci urządziły kuchnię dlasiebie.Była tu dwanaście lat temu.- Nie czuję, że wasz ojciec nie żyje-powiedziała.- Prze-ciwnie, mam wrażenie, że jeszcze go nie znam, jestem mło-da i wszystko jest przede mną.Nie, że odszedł z mojego ży-cia, ale jeszcze nie przyszedł.Nie jest to zapomnienie oojcu, ale stan nieznania go, wielka nadzieja.Gdy zaprowadzili ją do pokoju i zobaczyła puste łóżko,wybuchnęła płaczem, płakała niepokojąco długo, tuliła siędo córki.Ale potem spała dobrze.Obudziwszy się, wołała dodzieci:- Kiedy słyszę, jak krzątacie się w kuchni, wydaje mi się,że to wstała moja matka i chodzi, wydając rozporządzeniasłużbie, i zaraz wejdzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]