[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślała o Kości, o tym, że ni-gdy już go nie zobaczy.Zastanawiała się, czy znalazł statek, który zabrałby godo Havnoru.Powiedział, że nie wróci do Zachodniego Stawu.Dla niego na całymświecie liczył się tylko Wielki Port, królewskie miasto; wyspa Way mogła zatonąćw morzu głęboko jak Solea.Irian jednak wspominała z miłością drogi i pola Way,myślała o wiosce Stara Iria, o błotnistym zródle pod wzgórzem, starym dworze naszczycie; myślała o Stokrotce, śpiewającej w kuchni zimowymi wieczorami balla-174dy i wystukującej rytm drewniakami, o starym Króliku w winnicach, trzymającymw dłoni ostry jak brzytwa nóż kiedyś pokazywał jej, jak przycinać winorośl ażdo miejsca, w którym zaczyna się życie i o Róży, Etaudis, szepczącej urokiłagodzące ból w złamanej ręce dziecka.Znałam mądrych ludzi, pomyślała.Gdyprzypomniała sobie ojca, jej myśli rozbiegły się gwałtownie, pózniej jednak ruchyliści i cieni zwabiły je z powrotem.Ujrzała go pijanego, wrzeszczącego; poczułana sobie natrętne, drżące ręce.Widziała, jak ojciec płacze, chory, zawstydzony,zrozpaczony.Jak uczucia te wzbierają w jego ciele i znikają niczym ból zastałychmięśni.Znaczył dla niej mniej niż matka, której nigdy nie poznała.Przeciągnęła się, rozleniwiona ciepłem słonecznym, a jej myśli powędrowa-ły z powrotem do Kości.Nigdy w życiu nikogo nie pragnęła.Gdy pierwszy razujrzała młodego czarnoksiężnika, szczupłego i aroganckiego, bardzo chciała mócgo pragnąć.Nie pragnęła jednak, nie potrafiła.Uznała zatem, iż chronią go zaklę-cia.Róża wyjaśniła jej, jak działają zaklęcia magów: Ta myśl nigdy nie pojawiasię w twojej głowie ani w ich głowach, bo mówią, że coś takiego osłabiłoby ichmoc.Lecz Kość, biedny Kość nie miał żadnej ochrony.Jeśli na kogoś rzuconoczar wstrzemięzliwości, to na nią, choć bowiem był uroczy i przystojny, nigdyniczego do niego nie czuła, jedynie sympatię, a pożądała wyłącznie wiedzy, którąmógł jej przekazać.Zastanowiła się nad sobą, siedząc tak w głębokiej ciszy Gaju.Nie śpiewałtu żaden ptak, wietrzyk ucichł, liście znieruchomiały.Czy jestem zaklęta? Czyjestem istotą o jałowym łonie, niecałą, niekobietą? spytała samą siebie, patrzącna swe silne, nagie ręce, na niewielkie wzgórki piersi w cieniu pod koszulą.Uniosła wzrok i zobaczyła Mroznego Człowieka, który wynurzył się właśniez cienistej ścieżki pomiędzy wielkimi dębami i ruszył ku niej przez polanę.Zatrzymał się przed nią.Poczuła, że się rumieni.Twarz i gardło piekło ją, krę-ciło jej się w głowie, w uszach dzwoniło.Nie umiała znalezć słów, nie wiedziała,co mogłaby powiedzieć, by odwrócić od siebie uwagę.Usiadł obok niej.Spuściławzrok, udając, że ogląda zbutwiały liść leżący tuż przy jej dłoni.Czego ja chcę? Nagle dostrzegła odpowiedz, nieujętą w słowach, lecz za-mkniętą w jej ciele i duszy: ognia, większego ognia, lotu, ognistego lotu.Nagle znów stała się sobą.Siedziała w ciszy pod drzewami, Mrozny Człowieksiedział obok ze spuszczoną głową i pomyślała, że wygląda krucho i niegroznie,pogrążony w smutku i żałobie.Nie miała się czego bać.Nic się nie stanie.Spojrzał na nią. Słyszysz liście?Znów powiał lekki wietrzyk.Liście szeptały wśród dębów. Ledwo-ledwo odparła. Słyszysz słowa? Nie.Nie pytała o nic, a on nic nie mówił.Po chwili wstał i ruszyła za nim ścieżką,175która zawsze wcześniej czy pózniej wyprowadzała ich z lasu na łąkę nad potokiemThwilburn, obok Domu Wydry.Gdy tam dotarli, zbliżał się już wieczór.W miej-scu, w którym potok wypływał z lasu ponad brodem, mag zaczerpnął wody, Irianuczyniła podobnie.A potem, siedząc na długiej, zimnej trawie na brzegu, zacząłmówić. Mój lud, Kargowie, oddaje cześć bogom, blizniaczym bogom, braciom.Tamtejszy król także jest bogiem, jednakże przed nimi i po nich istniały i istniećbędą strumienie, jaskinie, kamienie, wzgórza, drzewa, ziemia, mrok w głębi ziemi. Stare Moce wtrąciła Irian.Skinął głową. Tamtejsze kobiety znają Stare Moce, tutejsze czarownice także
[ Pobierz całość w formacie PDF ]