[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bree znalazła budkę telefoniczną.- Dostałam twoją wiadomość, Sam.Nadal jest to pilne?- Zarezerwowałem dla nas stolik na lunch w hotelu St.Germaine.- Naprawdę? Na dużej sali? - zapytała, spoglądając na brudne szybybudki.Musiała szybko wracać do biura, by odpowiednio się ubrać.- Pokój numer sto piętnaście.- Głos Sama brzmiał zmysłowo.- Och.- westchnęła Bree.Nie mogła powstrzymać uśmiechu.-Sądzę, że zdołam umieścić to spotkanie w swoim harmonogramie dnia.-Starała się, żeby jej głos brzmiał chłodno i służbowo.- Gdzie sięspotkamy? - zapytała.- W recepcji, w południe.Sam stał przy filarze w starannie urządzonym holu recepcji.W rękutrzymał jakiś magazyn i czekał z niepokojem na Bree.Trudno było zorganizować z nią spotkanie sam na sam.Breeprowadziła aktywne życie towarzyskie i często widywała się ze swoimiprzyjaciółmi.A w dodatku i rodzina Sama żądała, żeby wspólnie z Breepoświecili im trochę swojego czasu.Krewni zaakceptowali ją bezzastrzeżeń, przyjmowali ciepło, a nawet starali się w jej obecności mówićpo angielsku.Z niecierpliwością wiec oczekiwał na wspólne popołudnie w hotelu.Miał nadzieje, że to miejsce stworzy odpowiednie warunki do rozmowy inie tylko.Wreszcie spostrzegł zmierzającą w jego stronę uśmiechniętą Bree.Miała na sobie śliczną jedwabną sukienkę w czarne kropki na białym tle.Wyglądała uroczo.Otaczała ją aura zmysłowości.Dziewczyna nie108RSpotrzebowała tej efektownej, jedwabnej szatki, żeby zwrócić na siebieuwagę każdego mężczyzny w holu.Tak działo się wszędzie, gdziekolwieksię pojawiła.Sam rzucił gazetę na pobliski stolik i schylił się, żeby pocałowaćBree w policzek.- Pięknie wyglądasz.Rozejrzała się niepewnie dookoła.- Zazwyczaj przychodziłam tutaj jako goniec, bywała lekceważonaprzez obsługę i przez gości.Teraz czuję się trochę dziwnie, przychodząctutaj jako.Przerwała w pół zdania, nie wiedząc jakiego słowa Czy tym razempełniła rolę kobiety, która przyszła na skinienie swego kochanka?Spojrzała na Sama.Jego ciało było rozpalone i wyczekujące.Poczułaoblewający ją rumieniec.- Zwykle nosiłam spodenki i koszulkę, tak żeobsługa nawet nie pozna.Sam chciał już coś powiedzieć, kiedy do hotelu wszedł starszymężczyzna.Zwracał na siebie uwagę wyzywającym i nonszalanckimzachowaniem.Obok niego szła młoda kobieta ubrana w obcisłąspódniczkę mini.Nie wyglądała na więcej niż siedemnaście lat.Jednospojrzenie Bree wystarczyło, by zrozumieć, czym trudni się ta dziewczyna.- Czy możemy pójść na górę do pokoju? - zapytał cicho Sam,ujmując dłoń Bree.Wsiedli do starej, stylowej windy razem ze starszym mężczyzną imłodą dziewczyną.To była milcząca, pełna napięcia jazda na ósme piętro.Sam wyczuwał niepokój swojej towarzyszki.Otworzył drzwi pokojusto piętnaście i weszli do środka.Przez odsłonięte ogromne okna wpadałypromienie słoneczne.109RS- Bardzo tu jasno - powiedział Sam i ruszył w stroną okna.- Czychcesz, żebym zaciągnął story? - Wyjrzał przez okno, ale nie powiedziałnic na temat roztaczającego się z niego widoku.- Sam.- Bree stała oparta plecami o drzwi.Spojrzał w jej stronę.Dostrzegł, że twarz dziewczyny wyraża napięcie i jakby.ból.- Co się stało? - Sam przeszedł przez pokój i delikatnie dotknąłramienia Bree.- To nie działa na mnie dobrze.Ten wynajęty pokój.To powoduje,że czuję się jak ona".Zaskoczyła go reakcja dziewczyny.Kiedy rozmawiał z nią przeztelefon, nie dosłyszał w jej głosie żadnych oporów ani wahania.Nawetkiedy weszła do hotelu, wszystko zdawało się być w porządku.- Jeśli chcesz, możemy zamówić drinki - zaproponował.- Ten stary człowiek pewnie mówi teraz to samo tej biednejdziewczynie - rzekła półgłosem.- Chodz tutaj.- Sam objął ją ramieniem.- Dlaczego o tym nieporozmawiamy? Czy tylko widok tej.pary tak cię zmartwił? - Usiadł naskraju łóżka i przyciągnął ją do siebie.Milczała.Jej ruchy straciły swójwdzięk.Sam czuł wyrazną niechęć dziewczyny.- To nie o tę parę chodzi,prawda?W milczeniu potrząsnęła głową.- Tu tkwi coś głębszego, tak, Bree?- Tak, coś głębszego - mruknęła i lekko się do niego uśmiechnęła.-Przepraszam.Z pewnością nie zapłaciłeś za pokój po to tylko, żebywysłuchiwać jakiejś smutnej historii z mojej przeszłości.110RS- Może właśnie po to.- Sam czule dotknął jej policzka.- Skąd wiesz,czy nie zadzwoniłem na recepcję i nie poprosiłem o słoneczny apartament,w którym mógłbym spokojnie porozmawiać? - Bree odwróciła głowę.-Każdy ma prawo dzielić się swoimi niemiłymi wspomnieniami.Co sięstało, Bree?Zaczęła opowiadać tę historię.Nudne przyjęcie u jej przyjaciółki.Tookrutne stwierdzenie Lisy Arthur znowu odżyło. Wszystkie dzieciadoptowane z chińskich sierocińców są dziećmi prostytutek".Wątpliwości.Obawa przed noszeniem ubrań, które mogłyby jązakwalifikować do grupy kobiet uprawiających najstarszy zawód świata.Sam słuchał uważnie.- Czy rozmawiałaś o tym kiedykolwiek z twoimi rodzicami?- Nie.Pamiętasz serial Korzenie"? Nadawano go w telewizji.Wszyscy rozmawiali wówczas o swoich przodkach i drzewachgenealogicznych.Pobudziło to moją ciekawość, więc zapytałam o swojepochodzenie, o rodzoną matkę i ojca.- Bree przerwała, jakby chciałaprzypomnieć sobie ten moment.- Mama powiedziała, że wie niewiele, ato, co wie, nie będzie miało żadnego wpływu na moje życie.Już nigdywięcej nie zadawałam podobnych pytań.- To dlaczego nie zadzwonisz do nich teraz?- Do kogo?- Do twoich przybranych rodziców?- Przecież ci mówiłam, że są już na emeryturze i mieszkają wArizonie.- Płacę za pokój.Mogę również ponieść koszty rozmowytelefonicznej.111RS- Sam.Podniósł słuchawkę.- Wykręcę numer za ciebie.Bree spojrzała na aparat telefoniczny.- O co właściwie mam ich zapytać?- Zapytaj ich o prawdę.Masz przecież prawo wiedzieć, kim byli twoiprawdziwi rodzice.- Sam, a jeśli ojciec Lisy Arthur miał rację?- Wtedy będziesz znała prawdę.Na Boga, Bree.Przecież jesteśmistrzynią.Nie przestałabyś uczestniczyć w zawodach czy w życiupublicznym z powodu jakiejś uwagi o twoim pochodzeniu.- Położył palecna tarczy.- Nikt nie musi o tym wiedzieć.I ten twój nieuzasadniony wstydto naprawdę nonsens.A teraz, proszę, podaj mi numer.Sam delikatnie trzymał Bree w swoich ramionach.Dziewczynamilczała.Zamówili do pokoju lekki lunch.Sam nie miał już zamiaru kochać się z nią w tym wynajętymapartamencie.Wątpliwości, które dręczyły ją w wieku dojrzewania,pozostawiły w jej sercu zbyt głęboką ranę, by mogła zabliznić się w ciągukilku najbliższych godzin.Bree westchnęła i spojrzała na Sama.- Nie mam pojęcia, gdzie szukać informacji o swoich przodkach.Wszystko, co kiedykolwiek wiedzieli Herbert i Anna, to moje chińskieimię.Nic więcej.- Kimkolwiek byli twoi biologiczni rodzice, z pewnością cię kochali- zapewnił ją Sam.- Zwiadczy o tym imię, które ci dali.- Wysłana przezniebo.Niebiańska przesyłka - powtórzył.112RS- Tak bardzo chciałabym wiedzieć.- szepnęła.- Więc wymyślmy twoją przeszłość.Będziemy tu leżeć i marzyć.Kim byli twoi rodzice? Gdzie się spotkali? Zacznijmy od twojej rodzonejmatki.- Znana aktorka z Hong Kongu - ożywiła się Bree.- Piękna, inteligentna, bardzo utalentowana.ale odrzucona przezswoją rodzinę z powodu zawodu, który wybrała.- Przerwała i dotknęłapereł na swojej szyi.-Pewnego dnia poproszono ją, by wystąpiła nadworze królewskim.- Na dworze królewskim? - zapytał ze śmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]