[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jesteś człowiekiem.A przynajmniej byłeś, dopóki cię nieprzemieniłam - zapewniłam go szybko, a potem spojrzałam z gniewem naMonroe'a.- Umiem odróżnić śmiertelników od istot własnego rodzaju.Shay nie jest Opiekunem.- Teraz nagle zostałaś specjalistką od spraw Potomka? -zakpił Silas.- Spokojnie, Silas - odezwał się cicho Monroe.- Opiekunowie woleli,żeby Shay pozostał nieświadomy swojego dziedzictwa.- Skupił się terazna mnie.- A Strażnikom również tej informacji nie udzielali.I to ważne,żebyś zrozumiała, Callo, że Opiekunowie sami też są ludzmi.Tak samojak my.Oddech mi zaparło i ogarnęło mnie jakieś niemiłe uczucie.- A więc kłamali - uznał Shay.- Nie są żadnymi mitycznymi Starszymi.- Na kłamstwach znają się najlepiej - powiedziała Tess.Udało mi sięwydusić z siebie pytanie:- Ale jakim cudem mieliby być ludzmi? Nie pachną jak ludzie, zresztą wyteż nie, skoro o tym mowa.I skąd te ich wszystkie moce?- Callo, wyczuwasz u nich magię, której używają, to ona daje ten trwałyzapach mocy.Poszukiwacze i Opiekunowie są w takim samym stopniuzwiązani z mocą, która ma swoje zródło poza nimi samymi, ale wszyscybez wyjątku pozostajemy ludzmi.Był taki czas, kiedy ludzie mieli bliższykontakt z ziemią i jej naturalnymi mocami - tłumaczył Monroe.- Ci,którzy mieli najsilniejszy związek z magią żywiołów i umieli nią władać,oddzielili się od swoich społeczności.Stali się uzdrawiaczami imędrcami.- Ale to niemożliwe, żeby byli ludzmi - zaprotestowałam.- Oni sąnieśmiertelni.- Nie, nieprawda - zaprzeczył Monroe.- Chcieli, żebyście w to wierzyli,właśnie ze względu na to, w jaki sposób wykorzystują swoją moc.Mytego nie robimy.Tak jak mówiła Tess.- Co masz na myśli? - spytał Shay.- Szacunek dla ziemi, dla naturalnej mocy istniejącej w jej stworzeniach ijej cyklach - odparł Connor z kpiącym uśmiechem.- Poszukiwacze wierzą, że śmiertelność jest czymś dobrym, a nie czymś,od czego trzeba uciec.- Silas zignorował Connora, rozpoczynającwykład.- Starzejemy się i umieramy.Zmierć stanowi część cyklu natury.Opiekunowie wykorzystują swoje moce, żeby przedłużać sobie życie wsposób nadnaturalny.Kontakt z siłami Podziemi oznacza, że zmienia sięistota ich natury, ale i tak urodzili się jako zwykli ludzie i wewnątrzzwykłymi ludzmi pozostają.Tak samo postępują wobec podległych imStrażników.Dlatego tak rzadko powstają nowe klany.Tylko wtedy, kiedyuważa się to za konieczne, wilki proszone są o dorobienie się potomstwa.Nasze rejestry mówią, że nie było żadnych nowych wilcząt związanych zHaldisem od mniej więcej dwóch pokoleń.Wtedy Opiekunowie po razostatni zainteresowali się wzmocnieniem rodzinnych powiązań międzyklanami.Shay zerknął na mnie; na jego twarzy pojawił się nowy lęk, a japokiwałam głową, potwierdzając te słowa.- Ale przecież Opiekunowie miewają dzieci - zaprotestował.- Znaczy, wwaszej szkole były przecież dzieci Opiekunów.A Logan odziedziczyłwasz klan.Silas skrzywił się złośliwie.- Opiekunowie są niesamowicie próżni i zazdrośnie strzegą swoich mocy.Zbyt wielka liczba Opiekunów mogłaby doprowadzić do walk w ichwłasnych szeregach, a tego nie chcą ryzykować.Tylko najsilniejszym znich wolno mieć dzieci, żeby ktoś mógł po nich przejąć schedę.Niektórzymieszkają w Vail, jak widzieliście.Inni porozrzucani są po całym globie,zwykle w pobliżu miejsc mocy.A my utrzymujemy placówkiPoszukiwaczy, które mają za zadanie śledzić ich poczynania.Mimo to,ich liczba, chociaż jest ich więcej niż nas, nie może się równać zliczebnością populacji ludzkiej.Dlatego Opiekunowie zaczęliwykorzystywać ludzi jako pionki w tej swojej grze o życie.Polityka,globalne rynki, wszystko inne.- Ale jak im się udaje zachować przewagę? - W głowie mi się kręciło odtego zalewu nowych informacji.Kłamstwa, wieczne kłamstwa.- Tak.- dodał Shay.- Rozumiem, że wykorzystują swoje moce, żebyudawać nieśmiertelnych, ale czy na początku nie było was mniej więcejtylu co ich?- Mniej więcej.- Silas się skrzywił.Chyba się zezłościł, że jegoprzemowa nie kazała nam zamilknąć z zachwytu nad jego erudycją.- I tak właśnie dochodzimy do tego, w jakiś sposób oni zyskali na dnamiprzewagę.- Connor rozparł się na krześle, zwieszając ramiona.- Nie rozumiem - powiedział Shay.- Może lepiej zacząć od tego, kim jest Shay, a wtedy cała ta historia samasię wyjaśni - wtrącił Monroe.- Ale.- zaczął Shay.- Mów prosto - polecił Monroe.- Zacznij od rodowodu Shaya.- Dobrze - westchnął Silas.- Potomek pochodzi w prostej linii odpierwszej Opiekunki, Eiry, i od syna zdrajcy.To po tym Poszukiwacze gopoznają.Po tym i po znamieniu.- Zdrajcy? - Shay zrobił jeszcze bardziej zagubioną minę.Ja od tejrozmowy czułam się kompletnie ogłupiała.Jednak żaden z Poszukiwaczynie okazywał zdziwienia; dla nich najwyrazniej były to sprawy oczywistei wiadome.- Tak, tak.- Silas zabębnił palcami w blat stołu.- Znakiemzapowiadającym nadejście Potomka miało być to, że któryś Opiekun,potężny i pochodzący od samej Eiry, porzuci swój własny ród, obróci sięprzeciwko niemu, a potem jego spadkobierca doprowadzi ich do upadku.Dziecko tego Opiekuna to Potomek.Shay nadal patrzył na niego ponuro, a Silas zaczął przerzucać stronyswojego notesu, zwracając się twarzą do Shaya.- O, tutaj.- To po łacinie - powiedział Shay.- Nie czytasz po łacinie? - spytał Silas z niedowierzaniem.- Bez słownika nie umiem - rzucił ostro Shay.- Silas, większość z nas nie umie czytać po łacinie z taką łatwością, jak ty- zbeształ Silasa Monroe.- Możemy kontynuować? - Connor schował twarz w dłoniach.- Zaraz.- Rzuciłam mu przepraszający uśmiech.- Mówię ci, nawet jeśliOpiekunowie to tylko tacy podrasowani magią ludzie, czy coś, to przecieżShay nie miał ich cech.Nie pachniał tak jak oni.Znam Opiekunów, alenigdy nie sądziłam, że Shay mógłby być jednym z nich.- Tak - zgodził się Monroe.- Ja to rozumiem.Ale to dlatego, że matkaShaya była zwykłą kobietą.- Jego ojciec zdradził Opiekunów przez tę miłość - dodała Adne.- Dlaczego? - Shay osłupiał.- Dlaczego opuścił Opiekunów?- Och, daj spokój, Adne, to taki frazes - powiedział Silas.Adne spojrzałana niego ostro, a on odpowiedział równie stanowczym spojrzeniem.- Może to i frazes, ale to dlatego, Silas, że miłość jest ważna - wtrąciłaTess, a w jej oczach pojawiły się łzy.- To jedna z niewielu spraw naświecie, która powoduje, że ludzie stają się skłonni ponieść jakieś ryzyko.Spojrzałam Shayowi w oczy, czując, że policzki zaczynają mi sięrumienić.- Jasne.- Silas wydawał się znudzony.- No, w każdym razie, odszedł, boOpiekunowie, którzy tak uwielbiają swoją władzę, zabronili związkówmiędzy własnym rodzajem a zwykłymi ludzmi.Tristan uciekł z Sarah ipróbował się z nią ukrywać.A potem motylki i pszczółki.I urodziło siędziecko.- Wskazał ręką Shaya.- I jak go znalezliście? - spytałam.- Skoro się ukrywał, to skądPoszukiwacze dowiedzieli się, że zdrajca z przepowiedni w ogóle istniał?- Nie musieliśmy go szukać - powiedział Monroe.- To on odszukał nas.- Naprawdę? - Shay szerzej otworzył oczy.- Tak - potwierdził Monroe.- Chciał zapewnić ochronę swojej żonie idziecku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]