[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.KS.JAN.Idz teraz, lordzie, rozpuść nasze hufce.(Wychodzi Westmorelnd).Jezli raczycie pozwolić, panowie,Niech wasze półki przed nami przeciągną,Byśmy na własne sądzić mogli oczy,Z jakim żołnierzem mieliśmy się mierzyć.ARCYBISKUP.Lordzie Hastingsie, idz, niech nasze hufcePrzeciągną tędy, zanim się rozproszą.(Wychodzi Hastings).KS.JAN.Myślę, że noc tę przepędzimy razem.(Wchodzi Westmoreland).Czemu me wojsko stoi nieruchome ?WESTMORELAND.Dowódzcy, twoim posłuszni rozkazom.Nie chcą ustąpić, póki nie usłysząNowych rozkazów z ust twoich książęcych.KS.JAN.Znają powinność dobrego żołnierza.(Wchodzi Hstings).HASTINGS.Już się rozbiegły wszystkie półki nasze,Jak wyjarzmione byki młode pędząNa wschód i zachód, północ i południe,Lub jak puszczone ze szkół pacholętaDo domu śpieszą albo do igraszki.WESTMORELAND.Dobrą przyniósłeś wieść nam,lordzie Hastings,Za to, jak zdrajcę, w areszt cię tu biorę,I ciebie, lordzie biskupie, i ciebie,Lordzie Mowbreju, jako zdrajców Stanu.MOWBRAY.Jestże w tym kroku uczciwość i honor?WESTMORELAND.A byłyż w spiskach waszych i zebraniach ?ARCYBISKUP.Chceż-że pogwałcić daną mi przysięgę?KS.JAN.Nie dałem żadnej; a jezli przyrzekłemNaprawić krzywdy, skarg waszych przyczynę,Dotrzymam słowa z chrześcijańską wiarą.Co do was, zdrajcy, dam wam pokosztowaćNagrody czynom waszym przynależnej.Półki zebrane w nierozumu chwiliWyście z szaleństem równem rozpuścili.Gońcie rozsypki; wielkie to zwycięztwoBóg nam w swej łasce dał, nie nasze męztwo.Niechaj z nich każdy głowę na pniu złoży,Dla zdrajców bowiem nie ma innych loży.(Wychodzą). Scena IIIInna część puszczy.Alarm.Cząstkowe utarczki,Wchodzą ze stron przeciwnych FALSTAFF i KOLWIL.FALSTAFF.Jak się nazywasz, panie? twoja godność?z których okolic, proszę ?KOLWIL.Jestem rycerz, panie, nazywam się Kolwil z Podola.FALSTAFF.Bardzo dobrze; nazywasz się Kolwil, rycerstwo twoją godnością a twojaojczyzna Podole; Kolwil będzie zawsze twoje nazwisko, zdrajca twojągodnością, a twoja ojcowizna dość głęboką,żebyś zawsze mógł być Kolwilemz Podola.KOLWIL.Czy ty nie jesteś, panie, Sir Dżon Falstaff?FALSTAFF.Jestem tak jak on dobry, kimkolwiek bądz jestem.Czy się poddajesz, panie,lub czy mam się z tobą zapocić? Jezli się zapocę, każda kropla mojego potubędzie jedną łzą twoich przyjaciół, śmierć twoję opłakujących.Rozbudz więctrwogę i drżenie, a zdaj się na moję łaskę.KOLWIL.Myślę, że jesteś Sir Dżon Falstaff, i w tej myśli podaję się.FALSTAFF.Mam ja całą szkołę języków w tym moim brzuchu, a nie ma między niemijednego, któryby inne wymawiał słowo jak moje nazwisko.Gdybym tylkomiał brzuch skromniejszych rozmiarów, nie byłoby ruchawszego odemniezucha w Europie; ale mój brzuch, mój brzuch, mój brzuch, to moja zguba.Zbliża się nasz generał.(Wchodzą książę Jan Lankaster, Westmore'and i inni).KS.JAN.Przygasł już pożar; wstrzymajmy pogonie;Westmorelandzie, każ cofnąć się hufcom.(Wychodzi Westmordand).Gdzież to bywałeś przez ten czas, Falstaffie?Jawisz się, kiedy wszystko już skończone.Wszystkie te figle, prędzej albo pózniej,Swoim ciężarem złamią szubienicę.FALSTAFF.Byłoby mi smutno, milordzie, gdyby się stało inaczej, bo zawsze widziałem,że fukania i bury jedyną były nagrodą męztwa.Czy mnie bierzesz, milordzie,za jaskółkę, strzałę albo kulę? Albożja mam w tych moich biednych,starych członkach szybkość myśli?Pędziłem tu z ostatnim całemmożności, zajezdziłem jakieośmdziesiąt pocztowych koni podrodze, i tu, cały jeszcze zabłocony,w mojem czystem i niepokalanemmęztwie, zabrałem do niewoli SirDżona Kolwila z Podola,najwścieklejszego rycerza inajdzielniejszego nieprzyjaciela; alena co mu się to wszystko przydało?Spojrzał na mnie i poddał się, mogęteż sprawiedliwie powiedzieć zorlonosym Rzymianinem: przyszedłem, spojrzałem, zwyciężyłem.KS.JAN.Dzięki raczej jego uprzejmości niż twojej zasłudze.FALSTAFF.Nie wiem, ale wiem, że go trzymam i że ci go oddaję, milordzie, prosząc abyśraczył to wściągnąć do księgi obejmującej resztę świetnych dnia tegowypadków; w przeciwnym razie, przysięgam, każę osobną, wydrukowaćballadę, z moim własnym portretem na nagłówku i z Kolwilem całującymmoje nogi.Jezli, zmuszając mnie do tego kroku, nie będziecie wszyscywyglądali przy mnie jak trojak pozłacany, a ja, na czystym sławy firmamencie,nie będę was ćmił blaskiem, jak księżyc w pełni ćmi iskierki elementarnegoognia, które się przy nim wydają niby główki od szpilek, to już niema i cowierzyć szlacheckiemu słowu.Oddaj mi więc sprawiedliwość, niech zasługaleci w górę.KS.JAN.Twoja jest do tego za ciężka,FALSTAFF.To niech przynajmniej świeci.KS.JAN.Do tego jest zagęsta.FALSTAFF.Niechże sobie co chce robi, milordzie, byleby mi to wyszło na dobre; nazwijto, jak ci się podoba,KS.JAN.Twe imię Kolwil?KOLWIL.Tak jest, mości książę.KS.JAN.Sławny buntownik jest z ciebie, Kolwilu.FALSTAFF.Sławny wiernością wziął go też w niewolę.KOLWIL.Jestem, milordzie, jak lepsi odemnie.Pod których wodzą na ten plac przyszedłem;A gdyby mojej rady usłuchali,Zwycięztwo drożej zapłaciłbyś, książę.FALSTAFF.Nie wiem za jaką cenę się przedali, ale ty,jak dobry poczciwiec, dałeś się bezpłatnie, za coci pięknie dziękuję.(Wchodzi Westmoreland).KS.JAN.Czyś pogoń wstrzymał? odwołałeś hufce ?WESTMORELAND.Armja się cofa i rzez zatrzymana.KS.JAN
[ Pobierz całość w formacie PDF ]