[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.De-nerwował się. Do Jorun Einarsson. Sejer był zniecierpliwiony.To się nieczęstozdarzało. Chodz, muszę z tobą pogadać.Kiwnęli głowami Brenningenowej i poszli w głąb korytarza. Trzeba natychmiast przesłuchać pewnego faceta rzekł Sejer.Petera Fredrika Ahrona.Jedynego z otoczenia Einarssona, który z rzadkadostępował zaszczytu pożyczenia manty.Z bardzo rzadka.Pracuje w bro-warze.Ostatnio wydeptuje dywany u Einarssonowej.Składał zeznania pózniknięciu Einarssona.Spotkałem go przed chwilą przed domem na Rosen-krantzgate.Wiesz co? Są do siebie dość podobni.W półmroku trudno byich było odróżnić.Rozumiesz?LRT Gdzie on teraz jest? Mam nadzieję, że wciąż u Einarssonowej.Sprawa Ragnhild Albummusi poczekać.I tak nasi ludzie szukają małej.Wez ze sobą Skarrego i na-tychmiast go tu przywiezcie! Czekam.Karlsen skinął głową i odwrócił się, ale zaraz znowu stanął. Słuchaj, mam dla ciebie wiadomość od adwokata Ewy Magnus. O co chodzi? Larsgard nie żyje. Co takiego?! Taksówkarz go znalazł. Ona już wie? Wysłałem do niej jedną z dziewczyn.Sejer przymknął oczy i potrząsnął głową.Nie miał teraz czasu, żeby siędokładnie zastanowić na konsekwencjami tego faktu dla aresztantki z pią-tego piętra.Wszedł do pokoju przesłuchań, otworzył okno, by wpuścić tro-chę świeżego powietrza.Uporządkował z grubsza biurko, umył pospiesznieręce i napił się wody z tekturowego kubka.Wyciągnął szufladę z archiwumi wyjął z niej kasetę.Zawierała trzysta sześćdziesiąt minut zeznań EwyMagnus.Włożył ją do magnetofonu na biurku, zwykłego radioodbiornika zodtwarzaczem kasetowym.Zaczął przewijać taśmę.Zatrzymywał co chwilai cofał, w końcu znalazł poszukiwany fragment, nastawił siłę głosu i wyłą-czył magnetofon.Potem już tylko czekał.Siedział w wygodnym obroto-wym krześle i bawił się myślami.Może Ahron zdążył uciec? W takim raziejest daleko, to szybki motocykl.Ale nie, nie uciekł.Siedział z gazetą i paczką czekoladowych cukier-ków na kanapie u Jorun, która stała przy desce do prasowania ze stosemświeżo upranej bielizny.Spojrzała niepewnie na dwóch umundurowanychpolicjantów, a potem skierowała wzrok na siedzącego mężczyznę, któryzadowolił się niecierpliwym uniesieniem brwi, jakby przyszli po niego wnajmniej odpowiednim momencie.Z udawaną rezygnacją podniósł się zkanapy i wyszedł za nimi z domu.Jan Henry przyglądał się, kiedy podchodzili do radiowozu.Nie ode-zwał się.W gruncie rzeczy było mu obojętne, co się stanie z Peddildem.LRT* Nazywa się pan Peter Fredrik Ahron? Tak.Przygotował skręta, nie spytawszy o pozwolenie. Urodzony siódmego marca tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szó-stego roku? Po co to pytanie, skoro pan wie? Sejer podniósł wzrok. Radziłbym spuścić trochę z tonu. Grozi mi pan?Sejer uśmiechnął się uspokajająco. Skąd.My tutaj nie grozimy.Tylko ostrzegamy.Adres? Tollbugata cztery.Urodzony i wychowany w Trom-S0, najmłodszyz czworga rodzeństwa.Stosunek do zasadniczej służby wojskowej: odbył.Cóż, nie ma sprawy, jestem do panów dyspozycji, ale w zasadzie powie-działem wszystko, co miałem do powiedzenia. Wobec tego powtórzymy to jeszcze raz.Sejer nieporuszony pisał dalej.Ahron palił nerwowo, lecz nie traciłpewności siebie.Na razie.Pochylił się nad biurkiem ze zrezygnowaną mi-ną. Niech mi pan poda choć jeden powód, dla którego miałbym zabićnajlepszego przyjaciela?Sejer wypuścił z rąk długopis i spojrzał na niego zdziwiony. Drogi panie Ahron, nikt tutaj pana o to nie podejrzewa.Nie dlategosię pan u nas znalazł.A co, myślał pan, że tu leży przyczyna?Wpatrywał się w niego w skupieniu, toteż nie umknęło jego uwagi, żew błękitnych oczach Ahrona pojawiły się oznaki podejrzenia. Chyba nic w tym dziwnego.Ostatnio, kiedy miałem do czynienia zpolicją, chodziło o Egila. To się pan zapędził całkiem nie w tę stronę odparł Sejer.Sprawa dotyczy czegoś zupełnie innego.Cisza.Dym ze skręta wznosił się grubą, białą spiralą pod sufit.Sejerczekał.LRT No? Co z panem? ponaglił. Dziękuję, dobrze.A o co panu chodzi?Sejer skrzyżował ręce na biurku i nie spuszczał z Ahrona wzroku. Chodzi mi o to, że pan nie pyta, w czym rzecz.Skoro sprawa nie do-tyczy Einarssona. Nie mam zielonego pojęcia, czego dotyczy ta.sprawa. No właśnie.I dlatego sądziłem, że pan spyta.Ja bym tak zrobił,gdyby mnie tu ściągnęli, odrywając od rubryki sportowej w gazecie.Wi-docznie pan nie należy do ciekawskich.Wobec tego sam panu wyjaśnię.Wkażdym razie stopniowo.Tylko najpierw może małe pytanie: Jak się panuukłada z kobietami? Niech się pan ich o to spyta odparł Ahron opryskliwie. Hm, chyba ma pan rację.A kogo mam spytać, pana zdaniem? Dużoich było?Cisza.Ahron skupił się na zachowaniu aroganckiej pozy. Może Marię Durban? Niezły pomysł, co? Ma pan chore poczucie humoru. Niewykluczone.Niewiele nam powiedziała, kiedyśmy ją znalezli.Czegoś się jednak dowiedzieliśmy.Zabójca zostawił wizytówkę.Rozumiepan?Ahron oblizał wargi. Nie mam przy tym na myśli zwykłej wizytówki, jakie się zamawia ugrafika komputerowego w setkach egzemplarzy mówił Sejer dalej.Mówię o indywidualnym kodzie genetycznym.Odmiennym dla każdego zczterech miliardów mieszkańców Ziemi.No, obniżmy trochę tę liczbę.Po-większony pod mikroskopem przypomina nieco współczesne malarstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]