[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co jest?Sabine wciąż wpatrywała się we mnie.- Jak mogłaś?- Calla nie miała na to wpływu - przemówił Connor.- Oczywiście, że miała - odpaliła Sabine.Nawet twarz Bryn wyrażała rozczarowanie moim tchórzostwem.Nie mogłam dłużej patrzeć na żadne z nich, więc wbiłam wzrok w ziemię,a z oczu pociekły mi łzy.- Nie zostawiliśmy ich - Connor odpowiedział za mnie.-Byłem z Callą,kiedy znalezliśmy resztę waszego klanu.- Więc dlaczego ich tu nie ma? - Oczy Sabine się zwęziły.- Sabine, oni chcieli zostać - powiedział cicho Neville, z takim samymponurym spojrzeniem jak Connor.- Zostali z Opiekunami.- To niemożliwe - wycedziła Sabine.- Cosette nigdy by z nimi nie została!- To prawda - przekonywał Connor.- Zaatakowali Callę.- Dlaczego mieliby to zrobić? - spytał Mason.- Emil - wyjaśniłam.- Emil im rozkazał.- A Ren? - głos Bryn drżał.- On też został?- Tak.Został z powodu tego, co mu zrobiłam.- Cholera.- Nev odszedł, kręcąc głową.Mason poszedł za nim, ale nimsię odwrócił, uśmiechnął się do mnie smutno.Sabinę cicho płakała:- Cosette.Ethan odchrząknął.- Zrozum, jeśli Cosette została, to tylko ze strachu.- Bardziej bała się odejść niż żyć beze mnie? - z trudem wykrztusiła tesłowa.- Już nie dam rady chronić jej przed Efronem.Ona wie, co onzrobi.- Lepsze zło znane.- stwierdził Connor.- Bywa.Pokręciła głową izaszlochała.- Byłyście blisko? - cicho spytał Ethan.- Ja.ja zawsze byłam dla niej jak starsza siostra - wyjaśniła Sabinę.- Poprostu nie rozumiem.- Calla.- Bryn wzięła mnie za rękę.- A Ren.Możesz.? Wyrwałamdłoń.- Nie mogę, Bryn.Proszę.Poczucie winy.Wstyd.%7łal.Przytłoczyła mnie lawina uczuć.Nie mogłamznieść myśli, że miałabym próbować wyjaśnić to, co się właśniewydarzyło.- Okej.- Wstała i zmarszczyła brwi.- Zostawię cię samą.Poszła zaMasonem i Nevem.- Ethan, dasz nam chwilę? - poprosił Connor, kucając przy mnie.- Pewnie.- Patrzył na Sabinę, która podniosła się i powoli oddalała, alenie poszła za resztą wilków, tylko samotnie powlokła się do krawędzidachu.Ethan szedł za nią, zachowując pełen szacunku dystans.Connor patrzył na mnie z uwagą.- Monroe mówił, że ty i Ren byliście blisko.Ucisk w gardle był bolesny, ale kiwnęłam głową.Czy mogło być jeszczegorzej?Wydawało mi się, że nie zniosę ani jednego więcej pytania o mnie i Rena.- Słyszałaś, co powiedział Emil - mówił dalej cichym głosem Connor - tużzanim.- Nie mógł dokończyć i niepatrzył na mnie.Widziałam, że stara się poradzić sobie z bólem.- Tak - potwierdziłam głucho, ale nie wiedziałam, jakie to ma znaczenie.Connor kilka razy odchrząknął, zanim znów zaczął mówić:- Chciałbym cię prosić, żebyś nic o tym nie mówiła, dopóki nieporozmawiam z Adne.Nie mówiła nic o czym? Ren był stracony.I Monroe.Połowa klanuprzeszła na stronę Opiekunów.Ci, którzy przeżyli, obwiniali mnie o testraty.Nie mogłam tego zmienić.Poza tym to była prawda.- Ludzie wiedzą - powiedział cicho - a nawet jeśli nie wiedzą, i tak gadają.To nie tajemnica, że Monroe kochał Corinne.Ale nikt nie wiedział odziecku.Dziecko.Bałam się, że serce rozpadnie mi się na milion kawałków, gdy dotarła domnie prawda.Niekończące się pytania Monroe^ o Rena.Niewiarygodneryzyko, jakie podjął, by go ocalić.Sposób, w jaki złożył broń przedatakującym go wilkiem.Ren w ogóle nie był podobny do Emile, ale do złudzenia przypominałMonroe'a.To dlatego Monroe wydawał mi się znajomy, gdy z nimrozmawiałam.Te same włosy, ciemne jak mocna kawa, tak samowyrzezbione linia szczęki i podbródek. Nie skrzywdziłbym chłopca.Wiesz o tym".Monroe był ojcem Rena.Corinne prosiła, żeby ją zabił, bo rozkazano jejurodzić dziecko.Kochała Monroe'a, odkąd razem spędzili całe miesiącena planowaniu buntu, kiedy jej ciało było wolne od zaklęć Opiekunów.- O mój Boże - wyszeptałam, a łzy trysnęły mi z oczu.-Ren.Był synem Monroe'a, nie Emila, a do tego Strażnikiem. Esencja matkijest ważniejsza, to ona decyduje o naturze dziecka".- Już nic nie możemy dla niego zrobić - powiedział Connor - choćchciałbym, żeby było inaczej.Ale Monroe pragnął, żeby Adne poznałaprawdę.Nawet jeśli on miałby nie wrócić.Powiem jej, ale jeszcze nieteraz.Chociaż było to bardzo trudne, przełknęłam gulę, która tkwiła mi wgardle.- Ale jak.? Co z matką Adne?- Mnie jeszcze wtedy nie było - Connor ściszył głos - ale słyszałem różnerzeczy.Po zawarciu sojuszu, kiedy Poszukiwacze wpadli w pułapkę iCorinne umarła, było ciężko.Bardzo ciężko.Ale nikt nie był w tak złymstanie jak Monroe.I mam na myśli naprawdę zły stan, beznadziejny.Wydaje mi się, że dużo wtedy pił.Na misjach ryzykował.Kusił śmierć.- Co się zmieniło? - spytałam.Bez trudu wyobrażałam sobie, ja wielkąwinę mógł wziąć na siebie Monroe.- Po katastrofie Vail poniosło tyle strat, że stanowiska się pozmieniały.Diana, matka Adne, została nowym Napastnikiem w Haldisie.OswoiłaMonroe'a.Tylko ona potrafiła do niego dotrzeć, ocaliła go przed samymsobą.A potem pojawiła się Adne.- Znałeś Dianę? - Próbowałam wyobrazić sobie dziewczynę zmahoniowymi warkoczami Adne i jasnymi bursztynowymi oczami.Wmojej wyobrazni ćwiczyła z Monroe'em ciosy mieczem i oboje się śmiali.Pokręcił głową:- Zostałem jej następcą.- Connor przeniósł wzrok ze mnie na Adne.Stałana krawędzi dachu, z opuszczoną głową.- Pewnie nigdy się nie dowiemy,czy Monroe powiedział jej o Renie.- Spojrzał znów na mnie.-Dochowasz tajemnicy?Skinęłam głową, przytłoczona straszliwymi nowinami, z których każdawprowadzała coraz większy chaos do mojego świata.- Dziękuję - odezwał się cicho.Patrzyłam, jak wstaje i zastanawiałam się,w jaki sposób powie Adne, że ma brata,którego nigdy nie poznała i prawdopodobnie nigdy nie pozna, chyba żebędzie zmuszona go zabić.Gdy Connor się oddalił, moją uwagę przykuły głosy Sabinę i Ethana.Ethan odsuwał się od jej wyciągniętej dłoni.- Powiedziałem: nie!- Nie zachowuj się jak dziecko - powiedziała Sabinę i wtedy zauważyłam,że z jej ręki kapie na ziemię krew.- Nie wypiję twojej krwi.- Ethan usiłował się odczołgać, ale osłabł, niebył w stanie oprzeć się na zranionej ręce.- Wyobraz sobie, jak boli gojenie w tradycyjny sposób -namawiała - ibędzie to trwało wiecznie.A to uleczy cię natychmiast i do tego bez blizn.- Nie dbam o blizny - warknął.- No pewnie, że nie, twardzielu.- Roześmiała się.- Ale etykietka machona niewiele ci się zda, jak będziesz miał rękę na temblaku przez następnymiesiąc.I naprawdę myślisz, że powalczysz w takim stanie?- Ale.- bełkotał.- I widzę przecież, że wciąż leci ci krew - mówiła Sabinę.- Dlaczego niepozwolisz mi sobie pomóc?- Daj mi spokój - zabrzmiał jak rozzłoszczone dziecko i odwrócił twarz.- Dam - obiecała - jak już będzie po wszystkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]