[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. stwierdził Bellmon i wyjaśniłzaskoczonemu rozpoznaniem jego macierzystej jednostkisierżantowi, że dostrzegł miejsce, z którego odpruto naszywki. Operacja Market Garden, czyli pieprzenie kotka za pomocąmłotka odparł zdenerwowany MacMillan. Mieliśmyuchwycić mosty na Renie, ale wyszła z tego największa wpadkacałej wojny.Niemcy wystrzelali nas jak kaczki. Tak jest zawsze, jak biorą jeńców pocieszył go Bellmon. Kasserine to też wielka wpadka. Jak złapali pana pułkownika, jeżeli można zapytać? Jechaliśmy czołgiem.Trafił nas Panzer IV i wyrzuciło mniez wieży. Nas wrobili w przeprawę na tym angielskim złomie zeskładanymi burtami i bez wioseł zaczął opowiadać MacMillan.Na wodzie wykosili nas mozdzierzami, a jak wyszliśmy w końcuna brzeg, to brakło amunicji.Po prostu brakło! Idioci myśleli, żebędziemy walczyć gołymi rękami. I co zrobiliście? Braliśmy od zabitych, dopóki starczyło, a potem było powszystkim.Co mieliśmy robić? Odstawić Johna Wayne'a, rzucićsię z bagnetami? Jak to się skończyło? indagował Bellmon. Wylazłem z okopu, podniosłem ręce i tyle oświadczyłsierżant. Ja udawałem martwego zaczął swą historię podpułkow-nik, uświadamiając sobie, że opowiada ją pierwszy raz w życiu.Zobaczyli, że oddycham, przewrócili mnie na plecy i przyłożylicolta do nosa. Co będzie z nami dalej, panie pułkowniku? zapytałMacMillan. Poczekamy na koniec wojny odpowiedział Bellmon. Wiezli nas dziewięć dni pociągiem i pół dnia ciężarówką liczył sierżant. To chyba daleko od naszych.Gdzie są Rosjanie?50 Nie mam pojęcia odrzekł Bellmon. Nie ma sensu stąd zwiewać wywnioskował MacMillan żadnych szans na dotarcie do naszych. Mamy tu aktywny i pełen entuzjazmu komitet ucieczkowy poinformował go Bellmon.Sierżant podniósł wzrok na podpułkownika. Jak posuną się do tego, że spróbują, to nie dam im zgody wyjaśnił Bellmon. Póki co, wydaje mi się, że powinniśmyzachować tę ocenę sytuacji dła siebie dodał pułkownik. I nie popuszczać, panie pułkowniku? Jakbym miał tu wapno, to bym kazał bielić wszystkiekamienie, sierżancie odparł Bellmon i roześmiał się.W tymmomencie dotarło do niego, że śmieje się po raz pierwszy odwzięcia do niewoli.MacMillan skinął ze zrozumieniem głową.Obaj uśmiechali siędo siebie jak dwaj krajanie, którzy odnalezli się w obcympaństwie.Są tu jeszcze jacyś zawodowi, panie pułkowniku? Tylko ty i ja odpowiedział Bellmon. Gdyby nie ta zasrana wojna, panie pułkowniku, to panbyłby jeszcze pewnie porucznikiem, a ja kapralem.ROZDZIAA II1Akademia Wojskowa USAWest Point, Nowy Jork22.12.1944Kadet kapral Sanford T.Felter siedział na baczność na brzegubogato zdobionego krzesła w przedsionku gabinetu komendantakorpusu kadetów.Jego wyprostowane plecy odstawały na trzy caleod oparcia, a w ubranej w białą rękawiczkę dłoni spoczywałaparadna czapka z piórami.Wezwano go tuż po uroczystej defila-dzie poprzedzającej przerwę świąteczną i nie zdążył jeszcze sięprzebrać.Kadet był niski i drobny; miał ziemistą cerę i ślady popryszczach, które o mało co nie kosztowały go miejsce w Akademii.Felter patrzył prosto przed siebie na obraz oficera, o którym nigdynie słyszał, ale który widocznie przysłużył się Akademii, skoro jegowizerunek wisiał przed wejściem do gabinetu komendanta.Czekając kapral starał się dociec, co może zdarzyć się w środ-ku i jak odpowiadać na pytania.Czuł się trochę nieswojo, ale niedawał się ponieść nerwom. Przyślijcie Feltera, jeżeli tam jeszcze jest z głośnikówodezwał się metaliczny głos. Możesz wejść oświadczyła sekretarka.Kadet założył na głowę trzymaną w dłoni czapkę i wziął doręki karabin garand Ml.Przez cały czas pobytu w West Pointnigdy nie meldował się jeszcze z bronią w gabinecie i nie byłpewien, czy wejść z karabinem na prawym ramieniu i zaprezen-tować broń dopiero w środku, czy też wejść z nim przy nodze izasalutować.Wchodząc Felter zdecydował się na to drugie rozwiązanie.52Zapukał do drzwi, poczekał chwilę na zezwolenie i wmaszerował dogabinetu, zatrzymując się osiemnaście cali przed olbrzymim biurkiemz mahonia.Stanął na baczność, oparł kolbę garanda na dywanie,zaczął salutować karabinem.Prawą rękę przesunął w poprzek ciała irozpostarł palce tak, aby opuszki dotykały zamka trzymanego w lewejdłoni M1. Sir, kadet kapral Felter Sanford T.melduje się ukomendanta, sir.Siedzący za biurkiem generał major również zasalutował.Był to barczysty mężczyzna po czterdziestce z króciutkoostrzyżonymi siwymi włosami.Od razu rzucało się w oczy, że wczasach szkolnych na pewno grał w futbol amerykański, a obecniekażdą wolną chwilę spędzał na polu golfowym.Kapral zakończył oddawanie honorów błyskawicznie prawąręką do boku i natychmiast skierował wzrok sześć cali ponadgłowę komendanta, na wysokość kolan wiszącego za biurkiemportretu generała Philipa H.Sheridana. - Spocznij! Felter rozkazał komendant.Kadet przesunął lufę garanda o cztery cale do przodu, przestawiłlewą stopę sześć cali w bok i oparł lewą dłoń na biodrze.Było tospocznij defiladowe, ale wydawało mu się w tej sytuacjinajwłaściwsze.Znajdował się przecież w gabinecie dowódcy.Na spocznij można się było rozglądać, kapral zniżył więcwzrok, trafiając od razu na spojrzenie komendanta. Mam tu waszą rezygnację, Fefter zaczął generał.Możecie mi ją wyjaśnić? Sir, odnoszę wrażenie, że jest dostatecznie jasna odparłkapral po krótkim namyśle. Niestety nie jest, Felter zaprzeczył generał. Chcęwiedzieć, co za dziwaczne rozumowanie doprowadziło was dotakiego wniosku. Sir, wydaje mi się, że wojna skończy się, zanim dojdę dokońca Akademii oświadczył kadet. I boicie się, że nie zdążycie już okryć się chwałą? generał wcisnął się głębiej w krzesło i odchylił do tyłu. Nie, sir. Ale osobiście chcielibyście przyczynić się do upadku ty-53siącletniej Rzeszy.O to wam chodzi? Chcecie przyłożyć do tegorękę? Jeżeli ma pan komendant na myśli to, że jestempraktykującym %7łydem, to nie, sir. To o co w takim razie, do cholery, chodzi? zdenerwowałsię generał. Sir, doszedłem do wniosku, że to, czego nauczę się czynniesłużąc w armii, bardziej przyda mi się w karierze oficera zawodo-wego niż to, czego nauczę się tutaj jako kadet. A przyszło wam do głowy, Felter, że pomysł ten rozważałojuż i odrzuciło kilku waszych przełożonych? Ich zdaniemnajlepszym miejscem dla kadeta jest Akademia i ja się z tymcałkowicie zgadzam. Tak jest, sir. Ale nie zgadzacie się ze mną w głosie generała po-brzmiewał sarkazm. Nie, sir. Mam nadzieję, że wiecie, co się teraz z wami stanie?Wyślemy was do centrum szkolenia uzupełnień piechoty, przepu-ścimy przez maszynkę podstawowego instruktażu i wyślemy nafront.Za trzy miesiące, a nawet wcześniej, będziecie strzelcem wpierwszoliniowej kompanii.Pytałem, czy wiecie, co ta rezygnacjadla was oznacza, Felter chłodno wycedził komendant
[ Pobierz całość w formacie PDF ]