[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Helen nawet sama przed sobą nie przyznawała się do tego, że te sprawy mają ze sobązwiązek.Katie zobaczyła dopiero w czasie przerwy na lancz.Stanęły razem w kolejce do bufetu.- Muszę z tobą pogadać - zaczęła Helen, przygotowując się na to, że będzie musiaładawać jej odpór.- Coś ważnego?- Dla ciebie pewnie tak.- Znowu krokiety z soczewicy! - prychnęła Katie.- Nie ma nic innegowegetariańskiego? - zapytała jedną z kucharek.Tamta pokręciła głową.- Są wstrętne - powiedziała Katie, i postawiła na swojej tacy talerz z krokietami.- Zgadzam się z tobą.- Helen skrzywiła się z niesmakiem, ale była głodna, nie miaławięc wyboru.- Tam - powiedziała, odchodząc od bufetu, i wskazała stolik, przy którymsiedziała już Shannona.Katie zrobiła dziwną minę.- Zjem dzisiaj z kimś innym, dobrze? Nie obrazicie się na mnie?- Jasne, że nie - odparła Helen.Nie była obrażona, ale zdziwiona.Od czasu gdy Katie rozstała się z Oliverem, zawszejadły lancz we trzy.- Tylko że musimy porozmawiać.- No to mów, o co chodzi - rzuciła Katie.Wzrok miała rozbiegany i sprawiaławrażenie, jakby się dokądś śpieszyła.Helen zastanawiała się, czy to rozsądne, przekazywać jej złą nowinę teraz.Czy nielepiej poczekać, aż usiądzie, a przynajmniej odłoży tacę?Zaryzykowała jednak.- Nie licz na mnie dzisiaj - oznajmiła.Katie, wbrew jej obawom, nie upuściła tacy na podłogę.- Nie stanę w klubie dyskusyjnym po twojej stronie - dodała Helen, która niedostrzegłszy żadnej reakcji, pomyślała, że koleżanka jej nie zrozumiała.- W porządku - powiedziała Katie.- W porządku? Tak po prostu? Tylko tyle?- No.- Bałam się, że będziesz rozczarowana, że zaczniesz mnie przekonywać.- Nie - odparła Katie, kręcąc głową.- Wiesz, ja i tak nie zgłosiłabym tego tematu.- I dopiero teraz mi o tym mówisz?Helen nie ukrywała złości.Od wczoraj, od chwili kiedy podjęła decyzję, zastanawiałasię, jak delikatnie przekazać ją Katie, a ta teraz, jak gdyby nigdy nic, informowała ją, że i taknie zgłosiłaby tego tematu.- Jesteś zawiedziona? - spytała Katie.- Ja?! To ty powinnaś być zawiedziona.- Nie przesadzasz trochę? To tylko dyskusja w klubie.W życiu są ważniejsze sprawy,nie uważasz?Po chwili Helen wiedziała już, jakie są te ważniejsze sprawy.- Na razie.Nie gniewaj się na mnie - powiedziała Katie, po czym odeszła i przysiadłasię do Olivera i jego dwóch kolegów.No tak, wszystko jasne, pomyślała Helen, pogodzili się.Chwilę pózniej, kiedy przechodziła obok ich stolika, zrozumiała, ile Olivera ta zgodamusiała kosztować.Podczas gdy jego koledzy pałaszowali soczyste steki, on jadł krokiety zsoczewicy i miał przy tym taką minę, jakby mu bardzo smakowały.17Tego dnia na spotkaniu klubu Helen nie zachowywała się tak jak zwykle, nie zgłosiłaswojego tematu, nie zabierała głosu.Drużynę wybrała przypadkowo, a właściwie w ogóle jejnie wybierała.Gdy weszła do klasy, usiadła przy stole po prawej i potem, kiedy inni zmienialimiejsca, nie wstała.Tak więc była z tymi, którzy uważali, że za daleko posunięta demokracja może byćniebezpieczna.Gdyby usiadła przy stole po lewej, pewnie znalazłaby się w drużynie broniącejdemokracji nawet w jej najbardziej skrajnych przejawach.Podobnie chyba było z Andym.On również został przy stole, przy którym zająłmiejsce na początku.On i Helen siedzieli w przeciwnych drużynach, ale właściwie nie byli przeciwnikami,ponieważ żadne z nich nie odezwało się ani razu.Sharon Rose i Alex Liman, którzy dzisiaj mogli się wykazać, byli w siódmym niebie.Dopiero pod koniec spotkania, kiedy szala zwycięstwa zaczęła się przechylać nastronę obrońców demokracji, Sharon spojrzała na Helen i szepnęła z wyrzutem:- Czemu mi nie pomożesz?Helen, nawet gdyby chciała to zrobić, nie byłaby w stanie.Nie śledziła dyskusjiwystarczająco uważnie, by wiedzieć, jakie padły argumenty.Wzruszyła więc tylko ramionami, uznając, że lepiej milczeć, niż powtórzyć coś, cozostało już dawno powiedziane.Alex Liman, będący w przeciwnej drużynie, zadał im na koniec decydujący cios,wygłaszając mowę, w której zawarł kilka bardzo trafnych spostrzeżeń.- Zostawiłaś mnie na lodzie - powiedziała z wyrzutem Sharon, kiedy wychodziły zklasy.- Przepraszam, miałam dzisiaj kiepski dzień.Sharon przyglądała jej się podejrzliwie.- Ludzie mają chyba prawo mieć lepsze i gorsze dni? - zapytała Helen.- No, niby tak.Gdy doszły do windy, Helen przypomniała sobie, że zostawiła w klasie wypożyczonąw bibliotece książkę.Wróciła po nią, a kiedy znów znalazła się przy windzie, Sharon już tam nie było.Byłza to Andy.%7ładne z nich się nie odezwało, kiedy zjeżdżali na dół.Milczeli również w drodze doszatni.Helen specjalnie długo się ubierała i chowała do szafki książki i podręczniki.Potemodczekała chwilę i dopiero gdy stwierdziła, że na pewno sobie poszedł, postanowiła wyjść.I niemal wpadli na siebie w drzwiach.- Przepraszam - bąknął z nietypową u niego nieśmiałością i cofnął się, żeby jąprzepuścić.Helen wyszła z szatni, ale zaraz za progiem się zatrzymała.- Muszę ci coś przekazać.Andy popatrzył na nią zaskoczony.- Mimi i Bonbon prosili mnie, żebym ci podziękowała.- Mnie? Za co?- Za to, że znów mogą się spotykać.- Ale to przecież nie moja zasługa.Helen przemknęło przez myśl, że może jednak ona i ojciec nie mieli racji, uważając,że Andy, na własną rękę, bez porozumienia ze swoim pracodawcą, powiedział Pani Dalton, żefirma podnosi ceny.Ale wyraz jego twarzy przekonał ją, że ona i tata się nie mylili.- %7ładna firma nie podnosi z dnia na dzień ceny o pięćset procent - powiedziała.- Niektóre tak robią.Helen pokręciła głową.- Nie wierzę w to - oświadczyła, a po chwili dodała: - I myślę, że twój pracodawca teżby w to nie uwierzył.Andy uniósł brwi.- Kto?- Twój pracodawca.On nie wie, że podwyższyłeś dla pani Dalton cenę z czterechdolarów na dwadzieścia, prawda?- Ja nie mam żadnego pracodawcy.- Co?! - Teraz ona uniosła brwi, jeszcze wyżej niż on.- Nie masz pracodawcy?! Więcdo kogo należy firma Psie Szaleństwo?- Firma.Trochę szumnie powiedziane.- Spuścił wzrok.Helen długo mu się przyglądała.- Nie ma żadnej firmy - powiedziała w końcu i roześmiała się.- Psie Szaleństwo to ty.Ty i nikt więcej.Nie ma żadnego pracodawcy, żadnej korporacji, sieci.- Korporacji?- Nie wiem dlaczego, ale ubzdurałam sobie, że Psie Szaleństwo to jakaś duża firma.nie wiem, może nawet cała sieć, która mnie zniszczy.- A! Już rozumiem!- Co?- Jakiś czas temu zgłosiłaś w klubie temat.Nie pamiętam dokładnie, jak brzmiał, alechodziło o to, że duże firmy i korporacje zagrażają nie tylko małym przedsiębiorstwom, aletakże zdrowemu funkcjonowaniu społeczeństwa.- Dobrze go zapamiętałeś.- Bo wydał mi się ważny - powiedział Andy.- W Filadelfii też sobie dorabiałem,wyprowadzając psy.- Przeprowadziłeś się tu z Filadelfii? - spytała, zdając sobie sprawę, że właściwie nic onim nie wie.Skinął głową.- I całkiem dobrze mi szło - ciągnął.- Dopóki nie pojawiła się firma, którazaproponowała właścicielom lepsze ceny i szerszy wachlarz usług.- Niech zgadnę! - zawołała Helen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]