[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Uważacie, co?— Pięknie ci, Jaguś! Mnie ta nie dziwota korale, bo ano leży we skrzyni coś z osiem biczów po nieboszce, a wielkich jak dobry groch polny!.— rzekł z rozmysłem, od niechcenia niby.— Co mi ta z tego, kiej nie moje! — rzuciła ostro paciorki i spiesznie już szła, zachmurzona i smutna.— Jaguś, a to przysiądźmy se ździebko.— Ale, do matki mi czas.— Nie bój się, nie odjedzie cie.Przysiedli na jakimś dyszlu wystającym.— Sielny jarmarek — rzekł po chwili Boryna rozglądając się po rynku.— Przeciech nie mały! — Poglądała jeszcze ku kramom z żałością i często sobie westchnęła, ale już ją odchodziła smutność, bo powiedziała:— Tym dziedzicom to dobrze.Widziałam dziedziczkę z Woli z panienkami, to tyla sobie kupowały, że aże lokaj za nimi nosił! I tak co jarmark!— Kto cięgiem jarmarczy — temu długo nie starczy.— Im tam wystarczy.— Póki Żydy dają — rzucił złośliwie, aż Jaguś obejrzała się na niego i nie wiedziała, co rzec na to, a stary, nie patrząc na nią, zagadnął cicho:— Byli to od Michała Wojtkowego z wódką u ciebie, Jaguś, co?.— A byli i poszli!.Niezguła jeden, jemu też swatów posyłać.— zaśmiała się.Boryna powstał prędko, wyjął z zanadrza chustkę i coś jeszcze w papier owinięte.— Potrzymaj no to, Jaguś, bo mnie trzeba zajrzeć do Antka.— Jest to na jarmarku? — oczy jej pojaśniały.— Ostał przy zbożu, tam ano w ulicy.Weź sobie, Jaguś, to la ciebie — dodał widząc, że Jagna zdumionymi oczami wodziła po chustce.— Dajecie?.Naprawdę la mnie? Jezus, jakie śliczności! — wykrzyknęła rozwijając wstążkę tę samą, co się jej tak podobała.— Hale, ino tak przekpiwacie se ze mnie, za cóż by mnie?.Kosztuje tyla pieniędzy.a chustka czysto jedwabna.— Weź, Jaguś, weź, la ciebie kupiłem, a jak ta któren parobek będzie przepijał do ciebie, nie odpijaj, na co sie spieszyć.mnie już czas iść.— Moje to, prawdę mówicie?— Zaśbym tam ocyganiał cię!— I uwierzyć trudno.— I rozkładała ciągle chustkę, to wstążkę.— Ostaj z Bogiem, Jaguś.— Bóg wam zapłać, Macieju.Boryna odszedł, a Jagna raz jeszcze rozwinęła i przepatrywała, naraz zawinęła wszystko razem i chciała bieżyć za nim i oddać.bo jakże jej brać od obcego, nie krewny żaden ni pociotek nawet.ale już starego nie było.Pociągnęła wolno szukać matki i z lubością, ostrożnie dotykała chustki, wsadzonej za pazuchę.Taka była uradowana, że ino jej białe zęby połyskiwały w uśmiechu, a twarz gorzała rumieńcem.— Jagusia!.Do wspomożenia.biedna sierota.ludzie kochane.krześcijany prawdziwe.Zdrowaś Maria za te duszyczki.Jagusia!.Jagna oprzytomniała i jęła oczami szukać, kto ją wołał i skąd, i wnet dojrzała Agatę siedzącą pod murem klasztoru na garści słomy, że to błocko w tym miejscu było po kostki.Przystanęła, żeby jakiego grosza poszukać, a Agata uradowana z obaczenia swojaczki, nuż wypytywać się, co tam w Lipcach się dzieje.— Wykopaliśta już?— Do cna!— Nie wiecie, co u Kłębów?— Wygnali was w tyli świat, na żebry, a ciekawiście ich?— Wygnali, nie wygnali, samam poszła, bo trza było.jakże, darmo to mi dadzą ten kąt abo jeść, kiej sie u nich nie przelewa.A ciekawam, boć krewniaki.— A co z wami?— A co, chodzę od kościoła do kościoła, od wsi do wsi, od jarmarku na jarmarek i tą modlitwą upraszam se u dobrych ludzi gdzie kąt, gdzie warzy łyżkę, gdzie grosik jaki! Dobre są ludzie, ubogiemu nie dadzą umrzeć z głodu, nie.Nie wiecie, zdrowi tam wszyscy u Kłębów? — zapytała nieśmiało.— Zdrowi, a wy nie chorujecie?— I.gdzie zaś, w piersiach mę cięgiem poboliwa, a jak się naziębię, to i żywą krwią pluję.Niedługo mi już, niedługo.Choć ino do zwiesny dociągnąć, wrócić do wsi i tam se między swojemi zamrzeć — o to ino Jezusiczka proszę, o to jedynie.— rozłożyła ręce, okręcone różańcami, wzniesła zapłakaną twarz i jęła się modlić tak gorąco, aż łzy jej pociekły z zaczerwienionych oczów.— Zmówcie pacierz za tatula — szepnęła Jagna wtykając jej pieniądz.— To będzie za tych w czyścu ostających, a za swoich to już ja i tak się cięgiem modlę i Boga proszę, za żywych i umarłych, Jaguś, a nie przysyłali to z wódką?— Przychodzili.— I żaden ci się nie uwidział?.— Żaden.Ostajcie z Bogiem, a na zwiesnę do nas zajrzyjcie.— powiedziała prędko i poszła do matki, którą ujrzała z dala z organistami.Boryna zaś powracał do Antka wolno, raz, że ciżba była, a drugie, że mu Jaguś cięgiem w myśli stała, ale nim doszedł, spotkał się z kowalem.Przywitali się i szli w podle siebie milcząc.— Skończycie to ze mną, hę? — zaczął ostro kowal.— Niby z czym? Mogłeś mi to samo i w Lipcach powiedzieć.— Zły już był.— Przecież już cztery roki czekam.— Przybaczyłeś se dzisiaj! To se jeszcze poczekaj ze czterdzieści, kiej zamrę.— Już i ludzie mi redzą, żeby do sądu podać.ale.— Podaj.Powiem ci, gdzie skargi piszą, i na pisarza dam rubla.— Ale se myślę, że po dobremu się zagodzimy.— skręcił chytrze.— Prawda, z kim nie wojną — z tym zgodą.— Sami to miarkujecie niezgorzej.— Mnie ta z tobą ni zgody, ni wojny nie potrzeba.— Zawżdy to pierwszy żonie powiadam, że ociec jest za sprawiedliwością.— Kużden jest za sprawiedliwością, komu ją w kumy prosić potrza — mnie nie potrza, bom ci nic niewinowaty — powiedział twardo, aż kowal zmiękł, że to z tej strony go napocząć nie napocznie, i jakby nigdy nic, najspokojniej i prosząco rzekł:— Napiłbym się czego, postawicie?.— Postawię.Jakże, najlepszy zięć prosi, to choćby i całą kwartę — przekpiwał zdziebko wchodząc do narożnego szynku; był już tam i Jambroży, ale nie pił, siedział w kącie markotny jakiś i smutny.— Po gnatach mę łupie, to pewnie na pluchę — wyrzekał.Wypili raz i drugi, ale w milczeniu, bo obaj dość złości mieli do się na wątpiach.— Kiej na pogrzebie pijeta! — ozwał się Jambroży, zły juści, że go to nie poprosili, bo od rana jakby nic w gębie nie miał.— Jakże gadać? Ociec tyla dzisiaj sprzedaje, to muszą uważać, komu pieniądze na precenta dać.— Macieju! Mówię wam, Macieju, że Pan Jezus.— Komu Maciej, to Maciej, a tobie wara! Widzisz go, juchę.Za pan brat świnia z pastucha.— Ozeźlił się srodze.A kowal, że to już po dwóch mocnych, nabrał rezonu i rzekł cicho:— Ociec, powiedzcie to słowo: dacie czy nie?— Powiedziałem: do grobu ze sobą nie zabierę, a przódzi ni morga nie popuszczę.Na wycug do waju nie pójdę.jeszcze mi miły ten rok abo i dwa na świecie.— To spłatę dajcie.— Rzekłem, słyszałeś?— Za trzecią kobietą się oglądają, to co im ta znaczą dzieci — szepnął Jambroży.— A bo i pewnie.— Spodoba mi się, to się i ożenię.Zabronisz?— Zabronić nie zabronię, ale.— Jak mi się spodoba, to z wódką poślę choćby jutro.— Ślijcie, a bo ja to wam przeciwny! Dajcie mi chociaż tego ciołka, co wam ostał po graniastej, to i sam pomogę.Rozum wy swój macie, to miarkujecie, z czym wam najlepiej.Nie raz i nie dwa przekładałem żonie, co wam ano kobiety potrzeba, żeby upadku w gospodarstwie nie było.— Mówiłeś to tak, Michał?.— Żebym tak spowiedzi świętej nie doczekał.Mówiłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]